Mam nadzieję nie zasłabnąć
Andrzeja Grabowskiego nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać w zrealizowanym w Warszawie przedstawieniu. Od czwartku możemy — w Teatrze 6. Piętro, gdzie zagra Argana w Molierowskim Chorym z urojenia
Na stałe jest związany z Krakowem. Tutaj grał m.in. w Teatrze im. Słowackiego, Starym czy STU. Razem z bratem Mikołajem przez wiele lat pojawiał się w legendarnych sztukach Bogusława Schaeffera Scenariusz dla trzech aktorów czy Kwartet dla czterech aktorów. W świadomości szerokiej publiczności funkcjonuje głównie jako Ferdek Kiepski czy Gebels z telewizyjnych seriali.
Znak znaku i wyzwanie
Mimo wszystko Andrzej Grabowski nawet dziś przyznaje, że nie wie, na czym polega dobre aktorstwo.
– Gdybym wiedział, pisałbym książki albo wykładał w szkole teatralnej – żartuje. I dodaje, że nie widzi w sobie szczególnych cech dobrego aktora.
— Staram się po prostu być na scenie, wejść w rolę — mówi. – Pamiętam, jak kiedyś, zaczytując się w pismach teatralnych Jerzego Grotowskiego, bardzo się przejąłem określeniem „znak ciężarny znaku”. Długo dochodziłem, co to właściwie znaczy, a okazało się być czymś najprostszym na świecie, sprowadzającym się właśnie do prawdziwego bycia na scenie.
Dla Andrzeja Grabowskiego warszawska realizacja to właściwie rodzaj przeniesienia roli z Krakowa, gdzie w Teatrze im. Słowackiego Chory z urojenia bije kolejne rekordy długości funkcjonowania spektaklu w repertuarze. Przygotowany w 2002 r. przez Giovanniego Pampiglione cieszy się niesłabnącą popularnością.
– Nikt tego przedstawienia w Krakowie nie wpycha na siłę do repertuaru – mówi Grabowski. - Publiczność sama chce je oglądać, znajduje w nim coś zabawnego. O czymś to świadczy.
Stołeczna odsłona Molierowskiego tekstu będzie jednak dla aktora wyzwaniem. I to nie tylko dlatego, że współreżyseruje spektakl w Teatrze 6. Piętro. - Nie jestem komputerem, więc nie będę powtarzał swojej roli co do joty Gram ją z warszawskimi aktorami, sam będę inny — zapowiada.
Hipochondrycy to my
Komedia o wiecznie narzekającym na swoje zdrowie Ar-ganie opętanym manią stosowania coraz dziwaczniejszych kuracji dla Moliera okazała się ostatnią. Grając Argana, zasłabł na scenie podczas czwartego przedstawienia i wkrótce zmarł.
– Nie sądzę, żeby Molier pisał Chorego z urojenia, przeczuwając swoją śmierć – mówi Grabowski. - To przecież komedia, bajka dla dorosłych, której teza o lekarzach będących totalnymi durniami jest jednak fałszywa. Paru filozofów też było głupcami, a jednak nadal uważamy ich za filozofów.
Aktor twierdzi, że stany hipochondryczne ma każdy. - Jeśli się do tego nie przyznaje, kłamie — mówi. - Zwłaszcza w moim wieku, kiedy ciągle słyszy się o znajomych, których dopada choroba lub śmierć. Ale jak kiedyś pięknie powiedział Seneka: boimy się nie samej śmierci, ale myśli o niej. Dla hipochondryka każda choroba może być śmiertelna, dlatego go przeraża.
Obok Andrzeja Grabowskiego na scenie Teatru 6. Piętro zobaczymy m.in. Joannę Kurowską i Wojciecha Pokorę. Czy również w Warszawie padnie teatralny rekord frekwencyjny?
– Nie planuję nic na przyszłość, bo nie mam pojęcia, co ona przyniesie – mówi Grabowski. - Udało mi się jednak już ponad 270 razy wystąpić w Chorym z urojenia i nie zasłabnąć. Mam nadzieję, że nie zdarzy się to w Warszawie.