Dziesiąta Beethovena
Sztuka o pojawieniu się Beethovena w mieszkaniu londyńskiego krytyka muzycznego nie odznacza się zwartą budową. W bielskim przedstawieniu nie zrezygnowano z pobocznych wątków, przez co trudno połapać się w intencjach realizatorów. Tekst podawany bez skreśleń nie wolny był od powtórzeń, wydłużył przy tym spektakl do granic wytrzymałości widzów. Sytuacje sceniczne nie ujawniały relacji między postaciami w konsekwentny sposób. Kilka scen było prawdziwie zabawnych, głównie dzięki wyrazistej roli Kazimierza Czapli, odtwórcy postaci kompozytora. Pozostałym aktorom raczej nie służył nadmiar swobody interpretacyjnej, którą zostawił im reżyser. Scenografia Tadeusza Smolickiego była zaledwie tłem, skomponowanym z mebli z gabinetu dyrektora Gaja. Cztery zakończenia zamiast rozbawienia wywoływały wrażenie niespójności i rozwlekłości. Najlepsza była muzyka wielkiego twórcy dziewięciu symfonii.