Artykuły

Lekko kpiąco

Wygląda na to, że tylko taka kuracja, jak zastosowano w Teatrze im. Horzycy, daje szanse tak zwanej małej klasyce. W toruńskich Karykaturach Jana Augusta Kisielewskiego findesieclowa sceneria: ubogie mansardy artystów, mieszczańskie saloniki, zadymione kawiarnie są przez scenografa Tomasza Polasika ledwie naszkicowane, bardzo zresztą funkcjonalnie. Młodziutka reżyserka, Iwona Kempa (debiut!), imponująco konsekwentnie redukuje cały młodopolski koloryt, który stał się dziś już tylko obiegowym liczmanem. Szuka w stuletnim dramacie punktów stycznych ze współczesną wrażliwością. I znajduje: artystowski kabotynizm, zakochane w sobie pozerstwo, życiowa niefrasobliwość, nie zestarzały się ani na jotę. Rozhisteryzowanego Bełskiego, z głową pełną marzeń o wielkiej twórczości i wielkiej miłości, a wrobionego — przez własną głupotę — w dziecko i w wierną, niemądrą szwaczkę, teraz duszącego się bez wyjścia, starczyłoby inaczej ubrać, by mógł zasiąść między widzami. Cienko, bez łopatologii gra go Paweł Kowalski, zaś Monika Jakowczuk pięknie, czysto wymyka się z pułapek melodramatu, jaki mocno zagraża roli szwaczki. W tle grubszą już kreską rysowane karykatury: kawiarniani artyści, mieszczańskie matrony (świetne epizody Zofii Melechówny, Jolanty Teski), proletariat też nieco wykpiony. Ten ton lekkiej kpiny jest zresztą może największym przysmakiem spektaklu: teatr nie każę ani przeżywać wielkiej tragedii, ani wysłuchiwać morałów. Wybiera trochę zadumany uśmiech.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji