Artykuły

Młodopolszczyzna

Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu rozpoczął nowy sezon już w pierwszym tygodniu września premierą Karykatur Jana Augusta Kisielewskiego. Przygotowano ją jeszcze w czerwcu, pokazano szerszej publiczności teraz dopiero. To dobra tradycja teatralna te „przejściówki” - zawsze pozwalają otworzyć sezon szybko i uroczyście.

Druga pozycja z „młodopolskiego cyklu” rozpoczętego w poprzednim roku Klątwą, a w perspektywie zwieńczonego Weselem, była największą chyba jego niewiadomą. Kisielewskiego gra się już rzadko, bo jego sztuki, dobre w konstrukcji teatralnej, ostro stawiające konflikt między postaciami, napisane są językiem, którego frazeologia wydaje się współczesnym wręcz humorystyczna. Stąd teatr, wystawiając na przykład W sieci może w niebezpieczny sposób przekroczyć swoje kompetencje. I ośmieszyć autora, eksponując „modernistyczne opary” i anachronizm dialogu.

Nic takiego — na szczęście — w Toruniu się nie stało. Iwona Kempa, młoda reżyserka z Krakowa, napisała w programie Karykatur, że odkurzając stuletnie lustro zobaczyła w nim obraz znajomy. Współczesny, może nawet wieczny? I tak właśnie przedstawiła na scenie konflikt dramatyczny sztuki — jako tragedię ludzi niedojrzałych. Tragedię? - zdziwi się ktoś, kto widział premierę. Wszak publiczność tego przedstawienia prawie przez cały czas się śmieje… A jednak. Przy wyeksponowanych rysach komicznych, chwilami przechodzących wręcz w poetykę farsy, toruńskie Karykatury mają także ton poważny, widoczny w sposobie ukazania dramatu trzech głównych postaci. Bo i Relski (Paweł Kowalski), i Zośka (Monika Jakowczuk), i nawet Stefania (Agnieszka Wawrzkiewicz), której reżyserka przydała najwięcej rysów kabotynizmu — znajdują się w istocie w sytuacji bez wyjścia. I dlatego ich cierpienie, przeczuwane lub rzeczywiste ma charakter poważny, a finałowa tragedia jest prawdziwa.

Iwona Kempa spojrzała więc na Karykatury okiem człowieka współczesnego. I dzisiejszego artysty. Dość istotnie i w sposób przemyślany oczyściła tekst z nalotu młodopolszczyzny, przemontowała sztukę, zmieniła funkcje niektórych scen. I tak np. spotkanie Zośki z Matką i Migdałem, przesunięte prawie na koniec spektaklu, poprzedzające finałowy dramat, jest przywołane jak wspomnienie lub sen bohaterki, zaś w warstwie teatralnej sprawia wrażenie cytatu z Witkacego. Wprowadzone zostały też do przedstawienia elementy nowe, charakteryzujące postaci: Stefania opowiada tekstem „szalone Julki” o Szale Podkowińskiego a artyści w kawiarnianej scenie wyjętej z „Ostatniego spotkania” innej sztuki Kisielewskiego, marzą o absyncie pitym w Paryż i bez szklanki. I nie są to zabieg formalne — bo obydwie te scen unaoczniają nieautentyczność ludzi żyjących marzeniem, reżyserujących swe życie na wzór literackiej tragedii.

A poza tym — te Karykatury po prostu się ogląda. Są one bardzo teatralne, mają prawie przez cały czas doskonały rytm, wiele scen naprawdę zabawnych. Jednocześnie w grze aktorów, nawet wtedy, gdy oscylują w stronę farsy, jest dużo prawdy. Nie ma tu prawie ról „puszczonych”, chciałoby się przepisać prawie cały afisz. A na pewno nie można pominąć Zofii Melechówny, Jolanty Teski, Włodzimierza Maciudzińskiego i Sławomira Maciejewskiego A przede wszystkim Moniki Jakowczuk Patrząc na tę młodą aktorkę, chciałoby się zawołać: uwaga, talent! Widoczny już bardzo wyraźnie mimo dostrzegalnych jeszcze braków warsztatu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji