Artykuły

Piosenki trójkąta bermudzkiego

Dzięki Piosenkom lwowskiej ulicy Kalambur stał się pupilem krytyków i publiczności. Teraz jednak temperatura historycznych resentymentów nieco spadła, temat kresów nie jest już zakazanym owocem, stał się towarem. Ale Kalambur nie zrezygnował z ambicji odkrywania tego, co dotąd przemilczane, trwało pa obrzeżach Rzeczywistości. Najnowszy program ośrodka to Piosenki trójkąta bermudzkiego, które swoją stylistyką odwołują się wyraźnie do lwowskiego hitu. Tym razem tematem jest „lumpenproletariacki folklor Wrocławia”. Nikomu w naszym mieście nie trzeba tłumaczyć, na czym polega specyfika „trójkąta”. Pierwsze lata swego życia spędziłem, mieszkając nad kawiarnią „Kosmos”, pobierając nauki na okolicznych podwórkach. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, aby istniejący tam styl życia określić jako specyficznie wrocławski folklor. Wszak funkcjonujące tam wzorce zachowania były i są typowe dla kultury każdego dużego miasta.

Dlatego też skłonny jestem określić kalamburowy spektakl jako rodzaj teatralno-poetyckiej impresji, odwołującej się do określonych, subkulturowych realiów. Pokazana w programie knajpa jest czystą abstrakcją, bliższą alegorii niż realności. Użyty język, ubarwiony wprawdzie kolokwializmami, to typowy przykład stylizacji. Autorzy scenariusza (Wiesław Gomulski i Wiesław Wadowski) nie portretują bynajmniej rzeczywistości, a raczej w poetycki sposób ją komentują. Nie o autentyzm tu chodzi, ale o kreację. Dlatego zrezygnowałbym z wszystkich, zaśmiecających inscenizację, naturalistycznych wstawek. Nie warto udawać prawdy. Można zaś, nawet w kawiarni, czarować teatrem. Niejednorodność stylistyczną powinna zastąpić sceniczna dyscyplina.

Sądzę, iż efekt będzie wtedy znacznie lepszy. Gwarantują to aktorskie umiejętności wykonawców. Kalambur dorobił się modelowego, do podobnych przedsięwzięć zespołu. Jolanta Chełmicka i Ryszard Malinowski (wytrawni kalamburowcy i mistrzowie rodzajowości) po raz kolejny dają sprawdzoną próbkę swego kunsztu. Wspólnie z nimi występuje najnowszy narybek teatru — Małgorzata Osiej (co za włos, jaki głos, ach te nogi!!!), Robert Chodur (idealny do roli Konrada czy Hamleta) i Jerzy Mularczyk (sprawność i wyczucie najwyższej próby) w pełni wiarygodnie uzasadniają swoją obecność. Na uznanie i uwagę zasługuje dwójka akompaniatorów (Ewa Sonnenberg i Mariusz Rutkowski), oddając walory bardzo dobrej oprawy muzycznej Barbary Drózd.

Kalambur nie musi już nikogo przekonywać, iż teatr w kawiarni też jest możliwy. Wprawdzie nie jest to „teatr wielki, ogromny”, ale bez wątpienia wart obejrzenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji