Artykuły

Na oczach wszystkich

Oto rozgrywa się dramat dziennikarza i jego żony. Publiczność bardzo przeżywa rozkład małżeństwa bohaterów. Rzeczywistość ma swoje prawa – ten i ów rolnik spogląda na zegarek: w gospodarstwie trzeba obrządzić, a tu już późny wieczór. Kilka osób się wymyka, większość jednak zostaje, aby podyskutować o postaciach sztuki.

Budapeszteński dziennikarz mając dosyć wielkiego miasta i walki o swoje prawo do racji, zaszywa się wraz z młodą żoną na przysłowiowym pustkowiu – Diabelskiej Górze. Pisze książkę, łowi ryby, a żona Estera… jest po prostu żoną. Zjawia się niespodziewany gość. Kolega z okresu wojska, przezywany Coioneiem. Wnosi niepokój, nie zaspokojoną żądzę ciągłego poznawania świata. Ale nie to go sprowadza do Spadochroniarza – tak w wojsku nazywano męża Estery. Colonel szuka tutaj schronienia, gdyż w czasie sporu ze swoją dziewczyną uderzył ją i jest przekonany o popełnionym morderstwie. Ale w końcu wszystko dla niego zakończyło się dobrze. Silny, zrównoważony i prawy Spadochroniarz dowiaduje się o tym, że dziewczyna żyje. Colonei może spokojnie wracać do ukochanej. Lecz Estera w wetknięciu się z tym tak bardzo innym człowiekiem, uświadamia sobie nagle, że obserwowane przez nią, pędzące szosą samochody mogą zawieść ją tam, gdzie życie jest inne. Godny szacunku mąż przestaje wystarczać, pozostaje pragnienie znalezienia własnego miejsca w świecie. Czego właściwie od życia oczekuje? Czy jest źle tak, jak jest? Spokój, miłość – czy to nie wystarczy?

Na widowni szczególnie poruszone są kobiety. I choć dyskusja jest rwana, choć poglądy i opinie wypowiadane są w kilku zdaniach, układają się w pewną całość.

– Moim zdaniem, te dwie osoby – Spadochroniarz i żona nie umieli mądrze budować swego życia i szczęścia. Powinni ze sobą częściej rozmawiać o tym, jakie jest to ich życie, jak ratować zagrożone szczęście. Przecież nie można, ot tak sobie przekreślić wspólnie przeżytych lat. Tym bardziej, że byli ze sobą szczęśliwi
– Oni od początku chyba nie bar
dzo się dogadali. Może Estera wcale nie chciała na tę Górę jechać? Może nie chciała uciekać od życia, które musiała za sobą zostawić?
– A mnie się zdaje, że on był okropnym egoistą. Tak sobie wyobraził, że można uciec przed problemami i kłopotami. Chodził na rybki, pisał książkę, a jej pozostawił zmywanie talerzy, siedzenie w pustym domu. Nie można chyba szczęścia szukać poza ludźmi, tylko we dwoje. Jakie on miał prawo zamykać ją w czterech ścianach, przykazując: „tylko pamiętaj, nikogo nie wpuszczaj”.
– Myślę (do dyskusji włączył: się mężczyźni), że to od kobiety zależy, czy da się do garów zapędzić i zamknąć w domu. Estera nie była kobietą aktywną i sama zgodziła się na takie życie. Powinna postępować tak, żeby jej świat, był również światem męża.
– Sądzi pan, że kobiecie łatwe jest swoim światem zainteresować zapatrzonego w swoje sprawy mężczyznę? Czy on nie mógł jej poświęcić więcej uwagi, nawet czasami zabrać na te swoje ryby i spacery?

Na twarzach ekscytacja. Ostatecznie mieszkańcy Haczowa w woj. krośnieńskim pierwszy raz w życiu mają możność rozmawiania z aktorami, i to przybyłymi aż z Warszawy. Teatr Ochoty, prowadzony przez Halinę na Machulskich, przybył ze sztuką węgierskiego autora Karola Szakonyi. Spektakl odbył się zgodnie z obyczajem i sposobem pracy tego teatru –wśród publiczności, bez sceny, przy zastosowaniu symbolicznej scenografii.

Teatr Ochoty, jak niektórzy nazywają –teatr postaw moralnych, dał kolejną propozycję, wyzwalającą wśród widzów żywą dyskusję. W Warszawie po każdym spektaklu odbywa się rozmowa aktorów z widzami na zasadzie nierozerwalnej całości dwu części: pierwszej – przedstawienia teatralnego, drugiej – bezpośredniego spotkania przeradzającego się w dyskusję z widzami na temat wartości prezentowanych postaw oraz odbioru samej sztuki. Dzięki temu widz zostaje wciągnięty do aktywnego współuczestnictwa w spektaklu. Jeżeli nawet nie zabiera głosu, jest świadkiem ujawniania różnych poglądów, ma okazję skonfrontowania ich ze swoimi, ma szansę przeżyć raz jeszcze oglądaną sztukę, tym razem już w postaci refleksji własnych lub innych dyskutantów. W Warszawie Teatr Ochoty ma w poważnej mierze stałą publiczność i można przewidzieć, jak się ta zachowa. Ale tu, w Haczowie?

W wypowiedziach haczowian dominował konkret, kobiety o wiele głośniej i mocniej protestowały przeciwko podziałowi na „świat męski" i „świat kobiecy”. Mężczyźni natomiast bardziej byli zdziwieni na zasadzie – i o co tym „babom” chodzi, zawsze są z czegoś niezadowolone, tak jak ta Estera w sztuce.

A na dworze była wtedy ulewa. Grupa ludzi siedzących obok mnie dzieli się obawami: „Znowu deszcz, chyba się już nie poradzi maszynami, kombajn nie wejdzie. A może się odmieni, może ustanie”. Pytam najbliżej siedzącą, starszą kobietę.

– Pani była już w teatrze?
– Pierwszy raz. Ale my w telewizji teatr oglądamy. Tylko że to nie to samo. Strasznie byłam ciekawa, jak też ci aktorzy będą tak na oczach wszystkich grali?
– No, a to, że sztuka grana była tak wśród ludzi, a nie na scenie, to lepiej –czy gorzej?
– Bardziej prawdziwie. Przeżywa się tak. jakby się to wszystko działo , u sąsiada. Sztuka staje się bliższa człowiekowi.

W kilka dni później ludność haczowska raz jeszcze zetknęła się z Teatrem Ochoty. Tym razem wspólnie z członkami Ogniska Teatralnego, które działa przy teatrze, zespół zaprezentował sztukę Jana Pawła Gawlika „Egzamin". Została ona napisana czternaście lat temu, ale dopiero teraz znalazła w pełni sprzyjający dla siebie klimat. Rzecz dzieje się w małym, powiatowym miasteczku. Wszyscy się znają, wszyscy o sobie wszystko wiedzą. Autorytety przedstawicieli władzy są wielkie, chociaż sprawy nie zawsze państwowej i najwyższej rangi.

Młoda polonistka stawia niedostateczny stopień córce sekretarza Komitetu Powiatowego PZPR. Jest to jednoznaczne z niedopuszczeniem do matury. Mariola w domu jest dziewczyną nieśmiałą i robi wrażenie wrażliwej, w szkole natomiast zarozumiała, arogancka i niewiele umie. Całe grono pedagogiczne z dyrektorem szkoły na czele skłonne jest stawiać jej dobre stopnie, aby nie narazić się na wyimaginowaną niewdzięczność tatusia. Tatuś natomiast nie ma zielonego pojęcia o stanie wiedzy swojego dziecka, nikt go o tym nigdy nie informował, a dobre stopnie usprawiedliwiały samouspokojenie. Polonistka, profesor Chlebowska nie ustępuje ani namowom, ani głosom rozsądku, ani też argumentom typu – „Takie stanowisko godzi w interesy Partii… Córka sekretarza Partii nie może być idiotką”. Wręcz przeciwnie, uważa, że to właśnie ona, nauczycielka, walczy o dobre imię Partii, czyniąc sprawiedliwie. Interweniuje sam naczelnik Pstrąg, który głęboko jest przekonany o tym, że każda władza powinna być pod specjalną ochroną. Chlebowska dostaje wymówienie. I to też nie pomaga. –Wreszcie, pod wpływem rozmowy z inspektorem z województwa autor nie ujawnia jej treści – cofa stopień, ale z miasteczka odchodzi. Mówi – „decyzję zmieniłam, ale czy coś się przez to zmieni tu. nie wiem”. Grono pedagogiczne nie czuje się jednak zwycięsko Czy zwyciężyła Chłebowska?

Dyskusja rozpoczyna się od pytań. Jaki jest osobisty stosunek autora do odtwarzanych postaci i przedstawionych problemów. Czy wykorzystują oni popularność w załatwianiu prywatnych spraw? Widzowie chcieli koniecznie upewnić się, na ile to. co zobaczyli, jest im przekazane z wewnętrznego przekonania aktorów. I wreszcie pytania dotyczące samej sztuki.

– Czy państwo nie sądzą, że sztuka podrywa autorytet szkoły i władz administracyjnych? Czy nie ma w niej nadmiernej przesady?
– Ale czy tu chodzi tylko o szkołę, czy ważniejsze są tu problemy polityczne?
– Bardzo nam się podoba, że sztuka zeszła ze sceny, że można jeszcze z aktorami porozmawiać. Na sali jest dużo młodzieży i warto właśnie w ich obecności o wielu sprawach mówić. A mówić trzeba otwarcie. To dobrze, że pokazujemy takich ludzi, jak profesor Chlebowska.
– A ja przez całą sztukę byłem za panią Chlebowską i wierzyłem w nią, a ona mnie zawiodła. Czy państwo nie macie możliwości inaczej zagrać za
kończenia. tak żeby nie musiała cofać swojej decyzji?
– Człowiek jest tylko człowiekiem. Nikt oficjalnie z nauczycieli jej nie popart, chociaż większość była za nią. Prywatnie mówili „trzymaj się”, a oficjalnie potępiali.
– Ale w ogóle byłoby dobrze, żeby nauczycielka wytrwała przy swoim zdaniu, byłby to pozytywny przykład dla młodych. A tak to często jest w życiu, że z czymś się nie zgadzamy, ale idziemy na ustępstwa, bo „takie jest życie”. Niechby chociaż w teatrze było inaczej.

Podobne dyskusje toczyły się w Rymanowie i Humniskach, w których Teatr Ochoty z okazji swojego wakacyjnego pobytu we Wzdowie, dawał spektakle. Dyskusja przenosiła się poza salę, na zewnątrz, może także do domów. W rozmowach o niej przewijał się pogląd, że więcej takich sztuk powinno się grać, ukazujących rzeczywistość uczciwie, bez niepotrzebnej bawełny. Bo uczestnicy spotkań z Teatrem Ochoty byli w swych sądach mniej tolerancyjni od warszawskiego widza. Świat teatru i oglądanej sztuki traktowali w sposób dosłowny, bez szukania podtekstów, jak dosłowna była gra aktorów. Gra „na oczach", w zbliżeniu z odbiorcą. Białe musi być białe, a czarne – czarne. Czy aktor –człowiek podejmujący się roli negatywnego bohatera w życiu prywatnym jest chociaż trochę świnią, czy tylko udaje? Chcieli to wiedzieć, podobnie jak to, czy aktorka grająca Chlebowską, walcząca o prawdę, do Teatru Ochoty przyszła szukając prawdy, czy tylko posady.

Atmosfera dyskusji była dla zespołu aktorskiego trochę niecodzienna, ale może przez to tym bardziej cenna, bo bezkompromisowa i autentyczna. Jedno nieodparcie z tych spotkań wynikało: taki widz zasługuje na szacunek. na to, by stwarzać mu możliwość częstego kontaktu z dobrym teatrem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji