Artykuły

Kroki siódmego

182. Krakowski Salon Poezji, Wiersze o aniołach w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

W niebie podobno wołają na niego Szemkel. Tak mówi poeta w "Siódmym aniele". Właśnie - siódmy... Dopiero siódmy? Wlecze się w ogonie niebieskiego peletonu, zawsze bez choćby najbledszego cienia nadziei na medal. Całą wieczność przeszłą i całą wieczność przyszłą poza podium. Dziś też. Przeciętny Szemkel, anielskie beztalencie, cicha miernota. Poeta wyznaje, że inni aniołowie, głównie arystokracja, bez wytchnienia sarkają: "dlaczego nie jesteś doskonały."

No, nie jest. I co? Grzech? Wstyd? Gdzie powiedziane, że brak doskonałości to ułomność? Gdzie napisane, że każdy musi być jak malowany? Tydzień temu Krzysztofowi Globiszowi po białych skrzydłach ostało się ledwie kilka nędznych, wyłysiałych piór. Jedno dyndało na guziku czarnej kamizelki. Na bożonarodzeniowym Salonie Poezji on, Ewa Kaim i Anna Radwan-Gancarczyk czytali wiersze o aniołach. Beata Paluch nuciła kolędy. Nie pamiętam, kto wypowiedział "Siódmego anioła" Zbigniewa Herberta. Globisz? Może.

Pamiętam za to zdania blisko Globisza. Frazy o Szemkelu. Że czarny i nerwowy jest; że wielokrotnie karany za przemyt grzeszników; że nad fatalną głową jego ledwo zipie stara, wyleniała aureola; wreszcie, że wyraźnie słychać: "między otchłanią/ a niebem/ jego tupot nieustanny". Tak, tylko tupot, nie szmer boskich piór, arcymistrzowsko tnących powietrze. Szemkelowi po skrzydłach też zostało jedno łyse pióro na czarnym brzuchu. Choć pewnie nawet i to nie. Między niebieskością a gliną - łazi więc. Jak człowiek wędrujący ścieżkami wiodącymi najpierw w górę, a później w dół.

Krążyły zdania Herberta wokół Globisza - i robiło się ciepło, swojsko, po naszemu. Po ziemsku. Żeby mrugnąć do anioła - nie trzeba było na kolana padać i głowy w niebo zadzierać ostro, aż do złamania karku. Wystarczyło być tym, co zawsze - miernotą codzienności. I wystarczyło słuchać czytających, którzy tacy sami byli - każdy bez pretensji do losu zagubiony w prywatnej swej małości.

Nigdzie nie zostało powiedziane, że brak doskonałości to ułomność. Nigdzie nie zostało napisane, że każdy koniecznie musi być jak anioł malowany na obrazkach w katechetycznej salce kółka różańcowego. Gdzie indziej jest jasność nasza, o ile w ogóle jest. Nie w skrzydłach, nie w eteryczności, nie w podobłocznych lotach, skazanych na wieczność. Czytali lirykę o aniołach, chcieli anioły za kostki złapać, ale nie po to, by wzlecieć, lecz by całym tym plemieniem niebieskich kondorów czule o ziemię grzmotnąć.

Spełniło się. Odrobina bezradności wobec szyfrów Pana Zastępów, garstka autoironii, ogrom zwyczajnego ciepła. To było w ich czytaniu. Pachniało pokarmami ziemskimi. Gadali, nie napinając się na żaden nam dostępny rodzaj świętości - i dlatego całą anielską arystokrację obrócili w cudowną marność Szemkela. Gabriel i Rafael, Azrael i Azrafael, wszyscy nagle stawali się niczym ten jeden, żałosny, co w pamiętnym opowiadaniu "Bardzo stary pan z olbrzymimi skrzydłami" - pewnej nocy powalony przez deszcz runął z wysokości w sam środek zafajdanego kaczym łajnem kurnika w nędznym obejściu Pelagiusza i Elisendy, czyniąc raban zrywający wieś na równe nogi.

Czytali o latającym plemieniu, czytali wedle własnych bezradności i o każdym aniele przeczytanym można było szepnąć tak czule, jak o swym upadłym w kurnik szeptał Gabriel Garcia Marquez. "Z bliska (...) okazywał się coś zanadto ludzki: śmierdział błotem, skrzydła od spodu porosły mu wodorostami, a większe pióra zniszczone były ziemskimi wiatrami i nic, ale to nic, z jego nader nędznej natury nie licowało z niezrównanym dostojeństwem aniołów". Kto wie, może ich czytanie niebawem skończy się dla kogoś tak, jak opowiadanie Marqueza, gdzie upadła w kacze łajno nędza pierzasta liche życie Pelagiusza i Elisendy obróciła w małą jasność?

Możliwe. W końcu czas wigilijny to czas nie takich cudów. Zobaczy się. Trzeba poczekać, strzyc uchem. Zeszłej niedzieli na schodach Teatru im. J. Słowackiego nagle rozległy się kroki ludzkie. To był siódmy. Złaził do "Chochołów" napić się gorzałki i wybrać grzeszników godnych przemycenia do nieba. Tak, trzeba dobrze nasłuchiwać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji