Monolog Carmen
W Operze Bałtyckiej w Gdańsku 17 września od premiera Carmen. Niestety, zupełnie nieudana. Ta niezwykła opera, jedno z najpopularniejszych, ale i najtrudniejszych dzieł w całym teatrze muzycznym, otrzymała na Wybrzeżu kształt bliski kiczu i niezrozumienia podstawowej struktury jednego z najlepiej skonstruowanych librett operowych i wspaniałej muzyki Bizeta.
Reżyseria Marka Sikory sprawiała wrażenie, jakby reżyser nie przeczytał porządnie ani polskiej, ani francuskiej wersji libretta; dekoracje Andrzeja Szczerbania to brudnoszare, to znowu krwistoczerwone, raziły wyjątkową szpetotą (nie wiadomo też czemu reżyser ani scenograf nie zadbali o odpowiednie ustawienie świateł), trochę ratowały sprawę ładne kostiumy Anny Michniewicz… Zupełnie niepotrzebne wstawki baletowe i układy choreograficzne niektórych scen (choreografia Krystyna Gruszkówna), niweczyły dramatyczną strukturę operowego arcydzieła. Kierownictwo muzyczne Jerzego Maksymiuka powiększało bałagan przedstawienia; tak źle dyrygowanej Carmen dawno nie słyszałem! Bronili się niektórzy soliści (Krzysztof Bednarek — Don Jose, Leszek Skrla — Escamillo, Micaëla — Sylwia Feherpataky), ale całość spoczywała na wątłych barkach naszej Bożeny Zawiślak-Dolny, która raz jeszcze udowodniła, że jest w tej chwili najlepszą Carmen w Polsce, Śpiewała bardzo pięknie i miała też kilka momentów w swej roli doprawdy przejmujących (o ile nie przeszkadzały jej pomysły reżysera albo tupiący bezsensownie i zagłuszający jej śpiew balet). Burzliwa owacja na stojąco należała się więc jej tylko. Niestety, Carmen to nie monodram, ale jedno z najdoskonalszych dzieł w całym teatrze muzycznym.
Wielka szkoda, gdyż z tego teatru pozostał w Gdańsku właściwie tylko „monolog” solistki. A Bożena Zawiślak-Dolny zasługuje na całe przedstawienie.