Artykuły

Proszę nie pomagać!

Carmen to wielka opera, to jedno z trudniejszych zamierzeń — mówi Barbara Żurowska-Sutt, dyrektor naczelny i artystyczny Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku. — Bardzo się więc tego baliśmy, że Jerzy Maksymiuk może powiedzieć: „To jest zła orkiestra, z tymi solistami nie będę nic robił, ten balet się nie nadaje, chór jest niedobry…”. Przecież to artysta znany na świecie, pracujący z najlepszymi zespołami. Obawy mieliśmy potworne…

— Tymczasem — kontynuuje dyrektor gdańskiej sceny — zaskoczył nas ogromny takt i miłość Jerzego Maksymiuka do tego, co robi. Byłam na wielu próbach z orkiestrą, ale z czymś podobnym jeszcze się nie spotkałam. Otóż on nagle przerywa próbę i z tych sześćdziesięciu osób nikt nie wydaje jednego słowa, nie komentuje, nie próbuje pomagać. Absolutna cisza. Każdy trzyma ołówek w powietrzu i patrzy na mistrza z takim napięciem, co musi za chwilę w partyturze zaznaczyć…

Jerzy Maksymiuk, wybitny polski dyrygent, założyciel i wieloletni dyrektor Polskiej Orkiestry Kameralnej, a od 10 lat szef artystyczny BBC Scottish Symphony Orchestra, zdecydował się choć na krótko zrobić wypad z Wielkiej Brytanii do kraju, by przygotować w Gdańsku Carmen Georgesa Bizeta. Dzieło francuskiego kompozytora, oparte na folklorze hiszpańskim i cygańskim, już niemal 120 lat święci triumfy na scenach operowych świata.

— Partytura Carmen jest świetnie napisana — mówi Jerzy Maksymiuk, podrzucając w górę grzywę rozczochranych, płowych włosów. — Tam temat jest niezwykle czysty, wyraźny. Brahms oglądał tę operę 27 razy. Czajkowski — 40. Proszę sobie wyobrazić współczesnego kompozytora, reżysera czy dyrygenta, który pójdzie tyle razy obejrzeć i wysłuchać utwór kolegi. Takich dzieł i obyczajów już nie ma… Oczywiście, zależy mi na harmonii wszelkich elementów tego spektaklu. Ale wystarczy, że jakiś element pracy całego zespołu będzie wyraźnie zadowalający. To nie musi być sukces. W moim zawodzie tragiczną rzeczą jest nawyk pomagania. Muzycy ciągle coś podpowiadają, starając się pomóc dyrygentowi. Mnie się udało powstrzymać zespół przed tym. To mój model pracy: nie pomagać! Jak coś złego się dzieje — przerwa, nikt nic nie robi i tylko jeden człowiek — kierujący się zastanawia i mówi co robić. Jeśli to mi się udaje — jestem szczęśliwy… Nie jestem człowiekiem teatru, utwór sceniczny rozumiem jako symfoniczny. Nie znaczy to, że jestem pozbawiony wyobraźni teatralnej. Ale dyrygent nie może być stale uzależniony od kogoś, a to od śpiewaka, a to od orkiestry. Powiedziałem baletowi wręcz: jeżeli tupiecie, a jest to ekspresywny dźwięk, to proszę bardzo konkurować nawet z Bizetem, ale musi być wzajemność. Trzeba choć raz się zetknąć doskonale w jednym miejscu…

— Tym, co nas wiąże, zbliżając do harmonii, jest partytura — mówi reżyser gdańskiego przedstawienia Carmen, Marek Sikora. — Na pewno trafiłem tu na artystów, którzy będąc aktorsko bardzo elastycznymi, pogłębili psychologiczny rysunek postaci. Ale to tak doskonały utwór, że nie widziałem potrzeby nadinterpretacji. Nie fruwamy, nie przenosimy akcji w rok 2000. Rzecz dzieje się dokładnie tak, jak zostało to napisane — w miasteczku Sewilli, potem w górach…

— W tym hiszpańskim balecie — mówi choreograf, Krystyna Gruszkówna — najważniejsze było, aby wszyscy, tańcząc flamenco jednakowo czuli i oddychali, a przy tym szli za ręką dyrygenta, bo inaczej byłby to niewybaczalny błąd… 19 lat temu robiłam na tej samej scenie Carmen z Danutą Baduszkową. Śpiewała Stefania Toczyska i pamiętam piękną baletową suitę, dzięki której wyskoczył talent gdańskiego tancerza Andrzeja Bujaka. Ale Jerzy Maksymiuk podniósł poprzeczkę jeszcze wyżej…

W premierowej wersji Carmen na scenie Państwowej Opery Bałtyckiej w Gdańsku odtworzenie tytułowej postaci przypadło Bożenie Zawiślak-Dolny. Jako don Jose śpiewa (również gościnnie) Krzysztof Bednarek. Jedynym odstępem od klasycznej wersji utworu jest przesunięcie antraktu na początek drugiego aktu. Śpiew Carmen podbity został ruchem baletu, podkreślającym kontrast między świętem radości a zbliżającym się dramatem miłości, zazdrości i śmierci.

— Obawiam się — śmieje się Jerzy Maksymiuk — że niektórzy recenzenci napiszą: „Wszystko byłoby wspaniale, niestety, dyrygent i orkiestra pomylili strony partytury…”.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji