Artykuły

Żeromski na scenie

Mam znajomego, który jest świetnym fizykiem teoretycznym. Mając 24 lata zrobił doktorat, był stypendystą Rockefellera, przed trzydziestką uzyskał habilitację i przez wiele lat był chyba najmłodszym profesorem w Polsce. Człowiek ten pisuje sztuki teatralne. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że jest przekonany, iż jest bardzo dobrym literatem i takim sobie fizykiem, mimo że obiektywnie rzecz przedstawia się akurat odwrotnie. Myślę jednak, że zrobiono by mu krzywdę, gdyby na przykład jego podanie a mieszkanie z puli przewodniczącego opiniował Związek Literatów; mógłby lokalu nie otrzymać, bo potrzebujących jest więcej i znakomitszych na tej niwie. Natomiast gdyby na owym wniosku napisano, że to najlepszy fizyk w Polsce i w interesie miasta leży zatrzymanie go dla miejscowej uczelni, sprawa zakończyłaby się pozytywnie dla występującego, chociaż sam zainteresowany uważa, że jego tytuł do chwały stanowi pisarstwo, a nie fizyka.

Podobnie ma się sprawa z Żeromskim. Lubił teatr, chciał nawet zostać aktorem, bo pociągało go władanie nad widzami, ale z czasem zrozumiał, że pisarz może to czynić w jeszcze większej skali, nie tylko z publicznością jednego teatru — niemniej te jego młodzieńcze marzenia, czy zainteresowania towarzyszyły mu przez całe życie. Negatywną recenzję jednej ze sztuk rzekomo powiesił sobie nad łóżkiem z dopiskiem o recenzencie: „dureń” i dalej ponawiał swoje próby teatralne. Dramat Sułkowski i obyczajowa Uciekła mi przepióreczka na stałe weszły do repertuarów polskich teatrów. Oprócz tego napisał Turonia — rzecz o rzezi galicyjskiej, Różę — dramat, w którym snują się reminiscencje z rewolucji 1905 roku, Grzech, Białą rękawiczkęPonad śnieg bielszym się stanę. Sceny w ogóle nie podejmują tych dwóch ostatnich. Grzech jest sztuką nie dokończoną, o dziewczynie z miejscowości uzdrowiskowej. Zachodzi ona w ciążę z biednym mecenasem — kuracjuszem, który jednak nie żenił się z nią mimo, że kocha, bo potrzebuje posagu na urządzenie kancelarii, wobec czego dziewczyna odchodzi do dużego miasta, usamodzielnia się i pracuje jako pomocnik murarza. Zakończenie, a raczej akt drugi, rozgrywający się na budowie, dopisał Leon Kruczkowski, ale dla obydwóch pisarzy nie były to chwile z ich twórczości. które należałoby przypominać.

Autorzy XIII Śląskiej Wiosny Teatralnej połączyli dwie daty: 50 rocznicę śmierci pisarza i 70lecie rewolucji 1905, której echa doszły aż po hutę „Katarzyna” w Sosnowcu. Wydarzenia te klamrują dramat niesceniczny Róża. Ponieważ Żeromski nie napisał tylu sztuk, żeby znalazła się dla każdego teatru inna, sięgnięto po jego powieści: Wierna rzekaPrzedwiośnie i uczyniono z nich adaptacje. Wystawiono też Grzech.

W czasie sesji, poświęconej Żeromskiemu, profesor Jan Zygmunt Jakubowski powiedział, te tylko przeciętni pisarze, piszą wszystkie swoje utwory mniej więcej na jednakowym poziomie, czyli ani złym, ani dobrym: średnim. Pisarze wielcy, tworzą rzeczy znakomite i popełniają też utwory bardzo złe, właśnie na miarę swojego talentu, który jest nieprzeciętny. Wydaje mi się, że Żeromskiemu wyrządzono krzywdę, prezentując i wygrzebując z okazji 50-lecia jego śmierci, właśnie te wszystkie utwory, które nie stanowią i nie stanowiły tytułu do jego sławy. Grzech — napisany na konkurs w 1897 roku — zajął wtedy ostatnie, pięćdziesiąte, miejsce. Przecież nie ma w nim żadnych głębszych, większych, uniwersalnych treści, oby jego ocena mogła się teraz zmienić.

Sztukę tę wystawił Teatr Nowy z Zabrza. Halina Piłatówna i Jerzy Król ciekawie i na dobrym poziomie poprowadzili swoje role, scenografia Aleksandry Sell-Walter (szczególnie w połączeniu z kostiumami pierwszego aktu) też była ładna, ale to trochę za mało, żeby widz był usatysfakcjonowany, ponieważ materiału scenicznego, na przedstawienie jednak było bardzo skąpo.

Najtrudniejszej roli podjął się gospodarz i organizator tegorocznej „Wiosny" Teatr Zagłębia z Sosnowca, wystawiając Różę. Sam Żeromski napisał o tym utworze, że jest to „dramat niesceniczny" i wydaje mi się, że nie należało polemizować z wielkim pisarzem. Wystawienie Róży bez skrótów zajęłoby zdaje się 7 godzin. Takiego spektaklu nikt nie wytrzyma. Tadeusz Pliszkiewicz w swojej adaptacji i inscenizacji musiał dokonać wiele skrótów tak, aby przykroić Różę do dwugodzinnego spektaklu. Starał się połączyć głównie wątki dotyczące rewolucji i przemyśleń na jej temat głównego bohatera, i zrezygnował ze wszystkich scen ubocznych, w tym nawet tak istotnych dla teatru, jak miłość. Otrzymaliśmy przedstawienie bardzo zwarte, prawie że ascetyczne w swoich środkach wyrazu.

Trudno polemizować z adaptacją, a szczególnie z opracowaniem czegoś, co jest tak piekielnie trudne do zrobienia. Mnie osobiście brak było lżejszych scen, czy przerywników pomiędzy monologami i dyskusjami. W tej swojej ascezie w inscenizacji, wydaje mi się jednak, że i reżyser i scenograf Jerzy Moskal poszli za daleko, bo scenografia, powiedziałabym, była szczątkowa. Wiem, że chodziło o jak najoszczędniejsze zabudowanie kadru statystami — postaciami, czy grupami układającymi się pod linijkę, ale jeżeli w imię tych „linearnych” koncepcji, w scenie na balu ustawia się pary na desce równoważni i aktorka w atłasowo - kołdrowej krynolinie (kto projektował te kostiumy?) czyni szereg widocznych, maskowanych wysiłków, żeby nie spaść — a co dopiero zrobić dwa kroki, to taka „kompozycja” mija się z celem.

W sumie spektakl był jednak zrobiony kulturalnie, zespół, wyrównany aktorsko, zadał sobie wiele trudu, żeby zrealizować to, co prawie niemożliwe. Nie wiem, może jest to utwór dobry dla telewizji, gdzie można by owe monologi i statyczne dialogi rozbić jakimiś pomysłami inscenizacyjnymi, plastycznymi, zbliżeniami, filmowymi dokrętkami, bo na małej scenie teatralnej, Róża jest trudna do percepcji. Być może dramat ten nadawałby się do zagrania w obrębie całego obiektu Melpomeny, gdzie niektóre sceny rozgrywałyby się na widowni, tak jak to proponowali w swoim teatrze Machulscy? Nie wiem, rzecz jest piekielnie skomplikowana.

Taką inną Inscenizację prezentowa! w czasie tegorocznej „Wiosny” Teatr Ochota z Warszawy, prowadzony przez Machulskich. który przywiózł Uciekła mi przepióreczka. Teatr ten jest ogromnie, jak na nasze warunki nietypowy, obywa się bez tradycyjnej sceny, grają w świetlicach szkolnych, zakładowych, na życzenie, na zamówienie. Machulscy każdorazowo do spektaklu angażują innych, upatrzonych aktorów. Znany aktor Jan Machulski niedawno skończył studia reżyserskie i postanowił realizować teatr najprostszy, nie obciążony etatami. powinnościami, układami; tą najbardziej skomplikowaną maszynerią teatralną. Czy teatr ten trafia do widza? Na pewno.

Po każdym spektaklu organizują dyskusję, nie tylko o tym, jak ich przedstawienie zostało odebrane, ale starają się też rozmawiać o społecznym odbiorze postaw, prezentowanych przez bohaterów sztuki. Machulscy zaanektowali rzecz wprowadzoną w teatrze studenckim, lecz wydaje się, że takie pokazywanie sztuki kryje w sobie wiele wartości, nawet dla samych aktorów, którzy, ucząc się prostoty w podawaniu kwestii — wzbogacają swój warsztat. Na przykład teatry, mające wielu aktorów etatowych, dla których w jakichś tam okresach brakuje ról, świetnie mogłyby posiadać w repertuarze dwie - trzy pozycje w takich właśnie, nic nie kosztujących, inscenizacjach. Mogłyby wtedy przybliżać się i trafiać do młodzieży szkolnej, do zakładów pracy. Ten sposób prezentacji, jak żaden inny, wciąga widza i uczy teatru.

Drugi z zaproszonych teatrów, Teatr im. Stefana Żeromskiego z Kielc, nie popisał się swoją inscenizacją Sułkowskiego. Przedstawienie nie miało tempa, było rozwlekłe, a poza tym tak się nieszczęśliwie dla tego teatru złożyło, że świetny spektakl tej samej sztuki przygotował Teatr Polski z Bielska w reżyserii Marka Okopińskiego, scenografii Andrzeja Markowicza z Jerzym Gniewkowskim w roli głównej. Przyznam się, że przed bielskim spektaklem bałam się, że czeka mnie jeszcze jedna inscenizacja, w której bohater będzie stał na środku sceny w rozkroku, z ciałem podanym do przodu, z rękami skierowanymi wewnętrzną stroną do widowni, z zaciśniętymi dłońmi, ze wzrokiem utkwionym w powałę i będzie wykrzykiwał kwestie o swoim cierpietnictwie. Nic z tego. Jerzy Gniewkowski w tej roli był świetny: młodzieńczy, inteligentny, bystry, tam gdzie trzeba — pogodny, tam gdzie należy — skupiony, refleksyjny, doskonale zbudował tę rolę z wielu różnych uczuć, które potrafił przetworzyć w sposób bardzo współczesny. Druga bardzo dobra rola w tym spektaklu należała do Stanisława Michny: postać szarej eminencji d’Antraigues’a jego przeróżnych knowań, poprowadził w sposób intelektualnie wyrafinowany.

Oglądaliśmy jeszcze dwie inscenizacje powieści. Teatr z Częstochowy przygotował Wierną rzekę, a teatr katowicki Przedwiośnie. Na pewno lepiej się czyta, jak ogląda Wierną rzekę. Temat biednej szlachcianki Salomei, uwiedzionej przez magnata, zawsze znajdował wielu czytelników, ale te właśnie dworkowe klechdy nie są już dla nas najbardziej interesujące. Adaptator przedstawienia Mirosław Smolarek okroił Wierną rzekę do głównego wątku miłosnego biednej, dzielnej panienki, rannego księcia powstańca i dostatnio w kożuchy ubranych chłopów, a u Żeromskiego w Wiernej rzece było jeszcze coś więcej. Dodatkowym nieporozumieniem były wprowadzone przez reżysera Irmę Czaykowską nieznośne naturalizmy w wydaniu Waldemara Szopy, jako rannego Odrowąża. Godnym polecenia dla realizatorów tego przedstawienia byłoby zobaczenie, z jaką kulturą sceniczną rozegrane zostały brutalne sceny przesłuchania z Róży w Teatrze Zagłębia.

Inscenizacja Przedwiośnia w wydaniu Teatru im. Wyspiańskiego z Katowic, w adaptacji Zbigniewa Bogdańskiego i Zbigniewa Florczaka, też znacznie zubożyła treść książki. Powieściowy Cezary Baryka wprawdzie przegrywa, ale w całych partiach jego wywodów zgadzamy się z nim, solidaryzujemy się, wiemy, o co walczy i o co mu chodzi. Katowicki Cezary Baryka jest trudny do zaakceptowania. Ponieważ adaptatorzy musieli skrócić jego argumentacje, ograniczyć sytuacje, otrzymaliśmy zupełnie nowa postać Cezarego Baryki: młodego współczesnego gniewnego infantylnego, niedojrzałego emocjonalnie kontestatora, który na każdy temat ma swoje zdanie, wszystkich poucza, jest niegrzeczny, wydziera się, jest arogancki, nie bardzo wiadomo, czego chce, nawet nie udaje, że słucha, co mówią jego partnerzy, wszystkim sprawia kłopoty, nawet tego nie zauważając i nie przyjmując za swoje postępowanie odpowiedzialności.

Inny był powieściowy Baryka! Dla mnie dodatkową trudność sprawiał fakt, że przed tym spektaklem widziałam Sierakowskiego w Hutnikach Bokariowa i tam był taki sam. Też wykrzykiwał „na bebechach” swoje kwestie i też nie mógł zrozumieć żadnej innej racji, poza swoją. Przez prostą zbieżność zastosowanych środków aktorskiego wyrazu — identycznych — chwilami wydawało się, że zanim Cezary przekroczył rosyjsko - polską granicę pracował w hucie Bokariowa. Przy okazji tej inscenizacji warto jednak odnotować nazwisko Bogumiły Murzyńskiej, która stworzyła ładnie aktorsko narysowaną postać Karoliny.

Przez wiele lat ciągnął się w prasie spór, czy inscenizować powieści. Dotyczył on jednak adaptacji funtowych. Wydawałoby się, że film może wzbogacić powieść, a jednak nie wszyscy byli zgodni. Teatr nie dysponuje owym filmowym bogactwem możliwości, tym i bardziej wydaje się, że adaptacje teatralne, a priori, skazane są na przegraną, czyli książka skazana jest na zubożenie.

Nie wiem, jak dalej będą wyglądały Śląskie Wiosny Teatralne. Ale sądzę, że jeżeli ma być utrzymana tendencja, aby w okresie tym przygotowywać utwory tylko jednego autora, to jednak pisarz ten musi być dramaturgiem, a ilość napisanych przez niego sztuk powinna pozwalać na dokonanie niezbędnej selekcji, tak, żeby pokazać te, co w jego dorobku najlepsze i dać teatrom równe szanse. Na pewno możliwość obejrzenia na scenie rzadko grywanych utworów Żeromskiego dla niektórych była frapująca, ale to są nieliczni, zafascynowani pisarzem, bądź zawodowo zajmujący się jego twórczością. Aktorzy włożyli ogromnie dużo trudu w przygotowanie sztuk, które prawdopodobnie nie będą miały zbyt długiego scenicznego żywota, a rachunek ekonomiczny w teatrze też obowiązuje. Mamy również zobowiązania wobec wielkich nieżyjących pisarzy, aby adaptacjami scenicznymi nie spłycać ich utworów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji