Artykuły

Nikt i wszyscy

Na dobrą sprawę w teatrze grudziądzkim trudno już mówić o niespodziankach. Dyrektor Krzysztof Rościszewski zdążył przyzwyczaić do nich swoją publiczność. A jednak każdorazowo widz spotyka się z czymś nowym. Ten pełen inicjatywy sterownik artystyczny i reżyser wysypuje z coraz to innymi pomysłami.

Kartotekę Tadeusza Różewicza, której premiera odbytą się w ubiegłą sobotę, Krzysztof Rościszewski przy współpracy scenograficznej Marka Marczewskiego wystawił w śmiałej, szokującej wprost formie. Widz jeszcze przed zdjęciem płaszcza i oddaniem go do garderoby… ogląda już spektakl. Wchodzący do hallu teatru stają przed łóżkiem szpitalnym i siedzącą przy nim pielęgniarką; nagle wita ich głośne i abstrakcyjne wykrzykiwanie chorego „bohatera”. Z hallu akcja sztuki przenosi się na scenę. Rzecz jednak w tym, że w dosłownym znaczeniu akcji nie ma. Podobnie jak nie ma „bohatera”. Postać grająca główną rolę nie nazwiska, imienia, wieku, zawodu. Może to być każdy i nikt. Na łóżko można postawić kartotekę i z niej wybrać osobę — jedną albo dziesięć…

Widownia, otwarte drzwi. Na scenę wchodzą dzieci. Z miejsc dla publiczności odzywa się głos zażywnego pana. Rzut oka. Przecież to znany aktor — A. Ratajewski. Maszeruje na scenę. Z trzaskiem opadają tarcze strzeleckie. Mogły one być, mogły nie być. „Przechodzień” mógł wejść równie dobrze zza kulis.

„Krytyka społeczna, czy błazeński tren?” — zapytuje Wolicki w „Dialogu” sprzed 10 lat. Na pewno „Anonim — nikt i wszyscy”… Słyszałem głosy młodych widzów, mających trudności z odbiorem sztuki, ale równocześnie starszy, bardzo poważny pan, przedstawił tm wątek fabularny sztuki. I na pewno dobrze zrozumiał całość. Widzowie zastanawiają się, myślą, dyskutują. I na tym chyba polega sens grudziądzkiego przedstawienia. Tak właśnie grudziądzkiego, stykamy się tu bowiem nie tylko z Różewiczem, ale i Rościszewskim, ze swoją indywidualnością reżyserską.

Różewicz, jak ot Różewicz „niczego nie tłumaczy, niczego nie wyjaśnia, niczego się nie wyrzeka, nie ogarnia sobą całości, nie spełnia nadziei”, ale równocześnie można za nim powtórzyć: „To jest teatr na miarę naszych wielkich czasów… Czasy są niby duże, ludzie trochę mali…”.

Chociaż „bohaterowi” sztuki odebrano język, wyróżniający go i określający, dając mu w zamian banały, stereotypy i cytaty — wyjęte z gazet, słowników, samouczków do nauki języka — to jednak Jerzy Zass dobrze sobie poradził z niezwykle trudną rolą. Może ją zagrać tylko dobry aktor.

Z irracjonalną sztuką — tak przynajmniej odczul kreślący tych kilka wrażeń — świetnie koresponduje zalatująca naturalizmem wystawa satyryczna fotografii Janusza Nowackiego w hallu teatru pt. „Mój ukochany Grudziądz”…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji