Artykuły

„Kartoteka” z Grudziądza

Razem z programem do-staję instrukcję obsługi łodzi pneumatycznej „Pelikan” produkcji Grudziądzkich Zakładów Przemysłu Gumowego i bardzo elegancką, lakierowaną kartę reklamującą obuwie tenisowe. Bohater Różewicza leży w łożu już w hallu i usiłuje przekrzyczeć program radiowy idący z kilku głośników. Dziennikarz z Kartoteki zadaje kręcącym się widzom pytania, które później padną ze sceny: „Czy jest pan zadowolony ze swojego życia?”; „Czy wie pan, że ilość nagromadzonej broni nuklearnej jest wystarczająca, żeby rozsadzić kulę ziemską i co pan robi, żeby uratować świat?”

Krzysztof Rościszewski reżyser Kartoteki i dyrektor Teatru Ziemi Pomorskiej w Grudziądzu robi wszystko, żeby ze swoimi spektaklami wejść między publiczność, zmusić ją do współudziału w widowisku teatralnym. W Antygonie, którą młody teatr z Grudziądza prezentował w czasie zeszłorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych, zaprosił publiczność na scenę i rozegrał tragedię Sofoklesa traktując widzów jako milczący chór. W Kartotece Bohater przez pół godziny szamocze się ze swoimi problemami wśród towarzyskich pogwarek otaczającej go wkoło publiczności. Różewicz chciał, żeby łóżko Bohatera stało jakby na ulicy, pośrodku normalnej, obojętnej codzienności; doradzał reżyserom, aby wprowadzali na scenę ludzi niebiorących udziału w akcji, ot po prostu przechodniów. To życzenie autora Rościszewski wypełnił z rozmachem. My wszyscy przez pół godzony byliśmy i widzami w teatrze, i obojętnymi świadkami dramatów cudzego życia.

Niestety, przedstawienie zapowiadające się ciekawie i bardzo w duchu Różewicza nie spełniło oczekiwań. Przede wszystkim Rościszewski popełnił błąd podstawowy. Musiał chyba nie ufać tekstowi Kartoteki, jej nośności i aktualności, skoro Bohater w jego spektaklu jest tyle postacią z tej sztuki, co pisarzem Laurentym z Na czworakach. Kiedy już pielęgniarze wnoszą Bohatera na scenę, pilnująca go siostrzyczka z czarnym paskiem na czepeczku staje się Wdową oprowadzającą wycieczki po muzeum imienia jej zmarłego męża. U łóżka Bohatera pojawia się wycieczka dzieci. Wdowa jest w pełnej akcji. Bohater dostaje cech Laurentego. To już nie tylko człowiek przetrącony przez wojnę, lecz także kabotyn intensywnie siebie przeżywający. To oczywiste nieporozumienie, ale o tym za chwilę. Tymczasem te nieszczęsne dzieci! Reżyser każę milusińskim deklamone na scenie, a kiedy są to w dodatku trudne wiersze Różewicza — rzecz staje się podwójnie denerwująca.

A teraz Bohater Kartoteki stopiony z pisarzem Laurentym z Na czworakach. I w jednym, i w drugim są jakieś autobiograficzne rysy autora i pozornie rzeczywiście nic nie stoi na przeszkodzie w nałożeniu jednej postaci na drugą. W stołecznym Teatrze Małym idzie właśnie Kartoteka z Wojciechem Siemionem w głównej roli, zagrana jak Pan Bóg przykazał, od początku do końca, bez cudów i przeinaczeń — i jest to przedstawienie wstrząsające, mądre i głębokie — z czego można wnosić, że żadne podpórki nie są tej sztuce potrzebne. Otóż jeśli nawet odrzuci się możliwość pokazania tylko Kartoteki to łączenie Bohatera z Laurentym jest kilkupiętrowym nieporozumieniem. Bohater jest jednym z tłumu. Laurenty — przeciwnie; Bohater jest uwikłany w świat, jest chory na przeszłość, Laurenty odwrotnie — samolubnie zaskorupiały, owinięty wokół siebie i wyobcowany z historii. I można by tak wyliczać jeszcze przez pół szpalty, oraz wyłożyć tak zwane myśli przewodnie obu utworów, ale niczego to nie załatwi. Reżyser bowiem sprawił, że Bohater z jego Kartoteki jest po prostu psychicznie chory, a jego łóżko to łóżko szpitalne. Nie ma więc żadnego problemu, nie jest ważne ani obciążenie wojną jednego, ani kabotyński egocentryzm drugiego: mamy do czynienia tout court z wariatem i cokolwiek by on mówił większego znaczenia i tak rzecz nie ma. Gdyby, powiedzmy, Józef K. był po prostu wariatem, nie byłoby ani Zamku, ani Procesu. Proszę się zastanowić, co się dzieje z Hamletem, gdy główny bohater traktowany jest jako niespełna rozumu. Nie można bez konsekwencji przenosić akcji nawet najbardziej awangardowych dramatów do zakładu dla psychicznie chorych. Czy się to Rościszewskiemu podoba, czy nie podoba — jego spektakl rozminął się, niestety, z Różewiczem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji