Dawała tyle radości
Danuta Rinn wciąż zapraszała do Skolimowa artystów. Dzięki niej pojawili się tam m.in. Zbigniew Wodecki czy Alicja Majewska. Sama także była bardzo aktywna: grała i śpiewała na tamtejszej estradzie - o zmarłej artystce pisze Przemysław Penconek w Super Expressie.
Wspaniała piosenkarka do końca chciała wrócić na scenę
- Ciepła, serdeczna, koleżeńska, towarzyska. Nieznośna, złośliwa, leniwa, pyskata. I łakomczuch. Tak Danuta Rinn ( 70 l.) mówiła sama o sobie. Odeszła od nas we wtorek wieczorem, we śnie. Do końca myślała o śpiewaniu i organizowaniu koncertów - wspomina dziennikarka muzyczna Maria Szabłowska.
- Jeszcze we wtorek byliśmy z moją siostrą u niej w szpitalu, ale nie sądziliśmy, że to będzie jej ostatni dzień i pożegnanie z Danusią. Już od kilku dni była w bardzo kiepskim stanie, nie było z nią kontaktu, bo była nieprzytomna - opowiada pierwszy mąż artystki, Bogdan Czyżewski.
Legendą owiana
Taki wierszyk powstał o Niej za kulisami opolskiego festiwalu, gdy wyśpiewując największe przeboje, była u szczytu sławy. Ale drogę na scenę rozpoczęła już jako dziewięciolatka w Teatrze Polskiego Radia w Krakowie. Skończyła średnią szkołę muzyczną, studiowała kompozycję w Akademii Muzycznej. Nagle wzięła urlop dziekański i do szkoły już nie wróciła... Postanowiła śpiewać.
Najpierw przez 10 lat robiła to z Bogdanem Czyżewskim. Wtedy podbijali serca Polaków przebojami: "Na deptaku w Ciechocinku", "Biedroneczki są w kropeczki", "Gdyby choć raz", "Tyle wdzięku". Po rozwodzie kontynuowała karierę solową i w 1974 roku za piosenkę "Gdzie ci mężczyźni" otrzymała nagrodę w Opolu. Została też wtedy Miss Obiektywu.
Danka była wielką osobowością estradowa
Tak mówi o Rinn Krystyna Sienkiewicz (71 l.), która występowała z nią w "Babskim Kabarecie". I ma świadomość, że w sformułowaniu tym prawda jest co najmniej podwójna. Po pierwsze, jej głos powalał wręcz na kolana.
- Śpiewała całą sobą, niczego nie udawała - mówi Maria Szabłowska. Po drugie, to ona wprowadziła do powszechnego użycia ciepłe określenie "puszysty" wobec "dużych" osób. - Moja matka była fantastyczną gospodynią. Gotowała wspaniałe pyszoty, co widać po mnie. Wszystkim takim osobom życzę pogody ducha i poczucia humoru. Mniej gderania na temat braku garderoby, a więcej dbania o siebie. Jeżeli jestem gruba, to nie znaczy, że mam się nie czesać i wkładać na siebie byle co - przekonywała Rinn na każdym kroku.
Gdzie ci mężczyźni? Gdzie te chłopy?
Od dwóch lat Danuta Rinn mieszkała w Domu Artystów Weteranów Scen Polskich w Skolimowie. - Było po niej widać, że decyzja o opuszczeniu mieszkania na warszawskiej Ochocie była dla niej bardzo trudna. Ale tam jej czegoś brakowało, było zbyt pusto - opowiada Krystyna Sienkiewicz. - W tych ostatnich latach życia musiała się czuć bardzo samotna, bez rodzinnych przytulanek. Brakowało jej mężczyzny - dodaje aktorka.
Rinn chorowała na cukrzycę, a w Skolimowie znalazła azyl i opiekę. - Siedzieliśmy z Danką i Ireną Kwiatkowską przy jednym stoliku. Było to bardzo miłe miejsce. Przy posiłkach zawsze panowała zabawowa i serdeczna atmosfera - opowiada aktor Bolesław Werowski.
- Fakt, że Danusia trafiła do naszego ośrodka, był dla niej wielkim dobrodziejstwem. Przyjechała ciężko chora, ale pobyt tu wyraźnie postawił ją na nogi - dodaje.
Pani Danuta wciąż zapraszała do Skolimowa artystów. Dzięki niej pojawili się tam m.in. Zbigniew Wodecki czy Alicja Majewska. Sama także była bardzo aktywna: grała i śpiewała na tamtejszej estradzie. - Była osobą lubiącą dobrze zjeść i niejednokrotnie pichciła sobie w kuchni jakieś potrawy. Przyjaźń dla niej stanowiła wielkie dobro, któremu pozostawała wierna. Przedwcześnie opuściła ziemski padół, ale tak widocznie musiało być - kończy Werowski.
- Gdy zamieszkała w Skolimowie, zawsze potrafiła zapewnić innym pensjonariuszom rozrywkę. Ze śmiercią Danusi kończy się pewna epoka - opowiada smutno dyrektorka ośrodka, Grażyna Grałek.
Kochała ją publiczność
Pisali dla niej najlepsi: Kreczmar, Sławiński, Korcz, Młynarski. Gdy występowała w Opolu, publiczność szalała.
- Kiedy występowałam w Krakowie, po powstaniu Solidarności, publiczność wstała już na początku koncertu, co mnie tak poruszyło, że trudno było mi śpiewać. Dostałam wtedy od grupy starych AK-owców opaskę AK - jako symbol mojej postawy. Popłakałam się na scenie - wspominała sama Rinn.
- Myślę, że się nie pogniewa, jak powiem: superbaba, baba z ikrą. Potrafiła nieść swoją kobiecość - dojrzałą i silną - pod prąd obowiązującym dziś kanonom - kończy jej przyjaciółka Agnieszka Fatyga (48 l.).
Bogdan Czyżewski
Była prawdziwą kobietą
Przyjąłem tę wiadomość z wielkim smutkiem. Śpiewaliśmy razem ponad 10 lat. Wylansowaliśmy dziesiątki przebojów. Nasze drogi rozeszły się, ale nadal byliśmy w kontakcie. Danusia nigdy nie dała po sobie znać, że coś jest nie tak. Miała silną i mocną osobowość, zawsze miała swoje zdanie - jak prawdziwa kobieta.
Andrzej Rosiewicz
Byłem "tym chłopem"
Danuta była ciepłą i uroczą osobą, niezwykle utalentowaną muzycznie. Moim zdaniem nie wykorzystano do końca jej możliwości scenicznych. W pamięć zapadł mi przede wszystkim festiwal w Sopocie, na którym śpiewała "Gdzie ci mężczyźni": wchodziłem po niej na scenę, pokazując, że to ja jestem "tym chłopem"!
Jan Pietrzak
Była bardzo dzielna
Danusia była fantastyczną osobą. Wesołą, towarzyską, bardzo dzielną. Ostatni raz widziałem się z nią rok temu. Nie czuła się najlepiej i było widać, że jest schorowana. Mimo to rozmawialiśmy o występie Danusi na 40-leciu Kabaretu pod Egidą, które przypada w przyszłym roku. Niestety, już z nami nie wystąpi.
Włodzimierz Korcz
Była dowcipna
Strasznie smutno, bo odeszła osoba, która przynosiła całą masę radości ludziom. Teraz jej nie będzie... Danusia miała doskonały kontakt z publicznością. Genialnie tańczyła: ruszała biodrami, kolanami, rękami, a nie odrywała stóp od ziemi. Była niesłychanie dowcipna i zawsze brylowała w towarzystwie.
***
Gdzie ci mężczyźni?
Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!?
Dookoła jeden z drugim
jak nie nerwus, to histeryk,
drobny cwaniak, skrzętna mrówa,
niepoważne to, nieszczere.
Jak bezwolne manekiny
przestawiane i kopane,
gęby pełne wazeliny,
oczka stale rozbiegane.
Bez godności, bez honoru,
zakłamane swoje racje
wykrzykuje taki w domu
śmiesznym szeptem po kolacji...
Gdzie ci mężczyźni...
Bojownicy spraw ogromnych,
owładnięci ideami
o znaczeniu wiekopomnym
i wejrzeniu jak ze stali.
Gdzie umysły epokowe,
protoplaści czynów większych,
niż pokątne, zarobkowe
kombinacje tuż przed pierwszym.
Nieprzekupni, prości, zacni,
wielkoduszni i szlachetni.
Gdzie zeoni, gdzie tytani
woli, czynu, intelektu...?
Gdzie są prawdziwi mężczyźni tacy,
orły, sokoły, bażanty?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te franty?
słowa: Jan Pietrzak