Artykuły

Fedra, czyli Hipolit rozebrany

"Fedra" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Katarzyna Frankowska w portalu TVP.

Maja Kleczewska unicestwiła mit Fedry - kobiety ogarniętej żądzą i strachem. Spłyciła historię Hipolita - pasierba bohaterki, obiektu jej pożądań, młodego mężczyzny drażniącego otoczenie swoim wycofaniem z życia, i Tezeusza - męża, porywczego i podejrzliwego zdobywcy.

Autorka przedstawienia odmówiła działaniom bohaterów jakichkolwiek racji. W jej wersji poszczególne epizody historii zawsze są wyłącznie realizacją albo bezpośrednią konsekwencją seksualnej przemocy. Marginalnie potraktowała interpretacje kluczowych wydarzeń tej historii obecne w kolejnych wersjach mitu, na które sama się powołuje, autorstwa Eurypidesa czy Enquista.

W przedstawieniu Kleczewskiej nie wiadomo, dlaczego tytułowa bohaterka zaświadcza o prawdziwości słów opiekunki, która mówi o tym, że Hipolit chciał Fedrę zgwałcić. Nie zależy jej przecież na reputacji, nie ciąży na niej fatum, a Tezeusz nie domaga się potwierdzenia takiej wersji wydarzeń, grożąc zabójstwem starej kobiety. Niesprawiedliwego oskarżenia nie tłumaczy chęć zemsty za odrzucenie zalotów. Trudno też zgadnąć powód tego odtrącenia. Przyczyny buntu Hipolita w tej interpretacji tłumaczy wyłącznie jego raperski protest song przeciw bogoojczyźnianej polityce prowadzonej w kraju przez jego ojca. Tak klisza publicystyczna dopełnia obyczajową.

W tej sytuacji nie ma mowy o spektaklu. Powstał rodzaj widowiska, złożonego ze scen uwodzeń i gwałtów, ilustrowanych gestem aktorów. W całość spina je rytmiczna muzyka, właśnie rap, disco albo modne etno. Słowo zostało tu zredukowane i po prostu pozbawione znaczenia. Nie odsłania prawdy o wypowiadających je postaciach. Obrazuje potoczne rozumienie problemu, sprowadzonego do przemocy na tle seksualnym. Stanowi dodatek do efektownej scenografii i kostiumów.

Bo całość została zaprojektowana jak materiał kolorowego magazynu. Mamy sceny-ilustracje dotyczące szczegółów z życia intymnego bohaterów i właśnie krótki tekst odpowiadający potocznej wiedzy na temat relacji męsko-damskich. W takich publikacjach autor stara się rozproszyć poczucie nudy odbiorcy. Upewnić go - nie angażując przy tym jego umysłu - w tym, że z jego udziałem dokonuje się analiza złożonego problemu.

W przypadku "Fedry" w Teatrze Narodowym służy temu formalna konstrukcja widowiska oparta na grze przeciwieństw. Eleganckiej, elokwentnej Fedrze towarzyszy szara, neurotyczna opiekunka. Tuż po drastycznym opisie gwałtów, których dopuścił się Tezeusz, na scenie pojawia się wielki różowy miś z pluszu. I tak dalej.

Zainteresowanie budzi sytuacja aktorów, odgrywających niczym nieuzasadnione czyste stany emocjonalne. Robią to z ogromnym poświęceniem. Nie dziwi ich zażenowanie w obscenicznych sytuacjach, w których postawiono grane przez nich postaci, albo po prostu strach - w przypadku cyrkowej wręcz akrobatyki choćby w ogrywaniu stołu, zasadniczego elementu scenografii.

Historia kobiety sięgającej po zakazany owoc stała się podstawą kilku ważnych mitów i jednym ze źródeł mizoginizmu - kłopotliwego i niebezpiecznego w skutkach zjawiska. Moment jego narodzin w umyśle mężczyzny świetnie uchwycili komentatorzy losów Fedry - choćby Eurypides, Seneka czy Enquist - szukając uzasadnienia dla postawy Hipolita.

Grecki Hipolit jest orfikiem, zachowuje czystość ze względów religijnych. W scenie uwodzenia przez Fedrę Eurypides kazał mu zasłonić twarz ze wstydu. Mimo to bubliczność agonu zażądała usunięcia tego epizodu. Pierwszą wersję dramatu, "Hipolit zakrywający oblicze" zastąpiła kolejna - "Hipolit uwieńczony", o tragicznym triumfatorze, który niczym nie splamił uczucia do Artemidy, bogini czystej miłości. Protestancki Hipolit Enquista wszelkich uczuć się boi. Nie chce tego rodzaju ograniczeń. Nie chce - jak mówi - stać się karłem.

Stawiając przed Danutą Stenką (Fedrą) nagiego Michała Czerneckiego (Hipolita), Maja Kleczewska odebrała mitowi rację bytu. Sprowadziła go do poziomu harlequina. Nie ma nienawiści do kobiet - tylko po prostu popęd. Kobieta nie wie, czego chce i dlaczego - po prostu ulega emocjom. Zakazany owoc to nie wiedza, albo prawo wyboru mężczyzny. Fedra Kleczewskiej chce tego samego, czego od niej żąda Tezeusz (Jan Englert). W wersji Enquista, z której najobszerniej korzystała reżyserka - pozbawiony szarych komórek, stetryczały i brutalny playboy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji