Artykuły

Nowy „Szwejk” w praskim Teatrze Ludowym

Jeden ze współautorów najnowszej adaptacji Haškowych Przygód dobrego wojaka Szwejka, Bohdan Czeszko, pisze w programie Praskiego Teatru Ludowego, że „Monarchia austro-węgierska dawno stała się pojęciem historycznym, lub na poły baśniowym państwem, w którym toczy się akcja operetek”. Zdaniem Czeszki, państwo, które przestało istnieć w czasie i przestrzeni, stało się mitem, symbolem. To mu zapewnia w pewnym sensie nieśmiertelność i — w dalszej konsekwencji — zapewniło nieśmiertelność zawartej w Przygodach Szwejka satyrze. Niech mi autor wybaczy ten skrót myślowy, niewątpliwie upraszczający jego słuszną tezę. Słuszną, ale — jak się wydaje — jednostronną. Przygody dobrego wojaka są, jak wiadomo, arcypowieścią satyryczną. A więc jest to nie tylko satyra. Także i powieść. Tymczasem autorzy adaptacji, Czeszko i Bratkowski — zapewne z całą świadomością — wyeliminowali powieść na korzyść satyry. Zostaje naga, z konieczności bardzo uproszczona i skrócona fabuła, służąca interesującej aktualnie tendencji. Chyba dlatego lepiej jednak — skoro już decydujemy się przyswajać scenie utwory epickie — pamiętać, że wielu spośród widzów rozczaruje „bryk”, nawet najzręczniejszy.

Praski Teatr Ludowy zrealizował Szwejka na początek bieżącego sezonu i prasa codzienna odnotowała to przedstawienie jako duży sukces tej sceny. Oceniono pozytywnie widoczny wysiłek teatru, wybór utworu i ambitną realizację. Zasłużone pochwały zebrał też wykonawca roli tytułowej, Roman Kłosowski. Tym bardziej zasłużone, że adaptatorzy postawili aktora przed trudnym zadaniem powiązania w całość migawkowych scenek, ukazujących w dodatku tytułowego bohatera w tak różnych ujęciach, jakby chodziło o kilka różnych osób.

Kłosowski wydobywa przede wszystkim spryt, jakim obdarzony jest „dobry wojak”. Niekłamana dobroduszność prototypu jest w jego interpretacji, zgodnie zresztą z założeniem adaptacji, maską, a właściwie tarczą, chroniącą chytrego Szwejka przed różnymi kłopotami. „Zmilitaryzowany” wbrew woli Szwejk nie ma, rzecz jasna, zamiaru narażać na szwank swej skóry za monarchę z bokobrodami i jego państwo. Udaje więc głuptasa, pokpiwając sobie mimochodem ze wszystkich szarż, byle tylko znaleźć się jak najdalej od frontu.

Zakończenie sztuki, zgodne z humanistyczną tendencją utworu — Szwejk dezerteruje, gdyż nie chce być katem niewinnie skazanego na powieszenie chłopa — zmusza scenicznego Szwejka do zrzucenia drugiej już z kolei maski. Okazuje się, że sprytniutki symulant ma uczciwe i wrażliwe na ludzką krzywdę serce i woli niepewny los dezertera od popełnienia zalegalizowanej zbrodni.

Kłosowski jest cały czas na scenie i nie nuży widza swą obecnością. Jest zabawny, ciepły i bardzo sprawny technicznie, zwłaszcza w ruchu. Jego marsze są wręcz wyborne!

Przedstawienie ma dobre tempo, niemniej ekspozycja aktu I, złożona z mnóstwa krótkich obrazków, jest nużąca i dramaturgicznie chyba nie rozwiązana. Percepcji nie ułatwiają też panujące na scenie ciemności. Zdecydowanie lepsze są akty II i III — bardziej zwarte, dramatycznie jednolite. Zabawna jest zwłaszcza scena zatrzymania Szwejka przez gorliwych żandarmów (Tomasz Zaliwski i Władysław Staniszewski), podejrzewających go o szpiegostwo.

Brzydką i pozbawioną dowcipu oprawę scenograficzną spektaklu zaprojektował Marian Stańczak.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji