Artykuły

Biały piesek

Bardzo roztropnie twórcy spektaklu Mój boski rozwód nie wpuścili na scenę prawdziwego pieska. Roztropnie, bowiem wiadomo – z żywym zwierzęciem tylko same kłopoty.

A to rozlegnie się protest jakiegoś Towarzystwa Opieki Nad Żywym Zwierzęciem, a to ktoś w trakcie spektaklu zażąda od żywego zwierzęcia aktualnych szczepień, a to niesforny czworonóg zrobi, nie daj Bóg!, na deski coś be. No i wreszcie wisząca jak topór, od wieczna teatralna prawda, że dzieci i zwierzęta na scenie załatwią każdego aktora – tu nie znajdzie potwierdzenia. Bo miast żywego pieska jest biała zabawka, która, choć łapy nie poda i nie zasika dywanu, to przytulić się pozwoli i bez mrugnięcia szklanym okiem wysłucha zwierzeń swojej pani.

A jest czego, bowiem Angela (Krystyna Podleska) właśnie znalazła się na zakręcie swojego 50letniego żywo ta, porzucona przez męża dla młodszej i pewnie ponętniejszej Meksykanki. Biały piesek nie zaskomli więc, gdy pani przez parę lat będzie walczyć o utraconego mężczyznę. Nie merdnie ogonkiem, gdy będzie szukać pocieszenia w rozmaitych telefonach zaufania. Nie warknie na wyrodną, kiedy ta będzie się umawiać na randkę z nieznajomym z gazetowego kącika dla samotnych. Nie będzie się też łasił, by pocieszyć swoją panią po nieudanym seksie z poleconym przez przyjaciółkę właścicielem wielgachnego przyrodzenia.

Inaczej rzecz ma się z publicznością, która raz po raz wybucha gromkim śmiechem. Bo Krystyna Podleska i reżyserujący ją Jerzy Gruza zrobili wiele, by monodram Geraldine Aron uczynić przede wszystkim śmiesznym. W scenografii Wojciecha Stefaniuka, odwzorowującej realistyczną przestrzeń domu Angeli, Krystyna Podleska gra kabaret o rozstaniu. I trzeba przyznać, robi (o bardzo skutecznie. Repertuarem min, póz, parodii i zabawnych cytatów z osób, które trzeba w danym momencie odmalować, mogłaby „obskoczyć” niejedną farsę. Czuć, że wszędzie tam, gdzie aktorka trafia w swój temperament, pływa jak ryba w wodzie. Kiedy jednak przychodzi chwila refleksji i przydałoby się zanurkować trochę głębiej, tam nie tylko biały piesek tkwi w obojętnym bezruchu. Bo żywe białe pieski lubią od czasu do czasu, w przerwie między czekoladką a landrynką, pogryźć mięsistą kostkę.

Rozliczenie z błędami

Z Geraldine Aron rozmawia Katarzyna Wieczorkiewicz:

Skąd pomysł na sztukę?

Patrzyłam na samotność kobiet, które nie widzą sensu dalszej egzystencji. Chciałam napisać na ten lemat książkę w formie dziennika, ale wydawca nie chciał jej wydać, bo przypominała Dziennik Bridget Jones, więc zdecydowałam się zrobić z lego monodram. Ta sztuka, mimo że nie jest o mnie, to próba rozliczenia się z błędami, jakie w przeszłości popełniałam.

Do kogo adresowany jest monodram?

Nie myślałam nad tym, pisząc sztukę. Tylu jest rozwodników w Wielkiej Brytanii, że odbiorcami są wszyscy. Chciałam zwrócić uwagę na samotne, rozwiedzione kobiety, które nie są do końca akceptowane w społeczeństwie.

Czy widzi Pani różnicę między sytuacją rozwiedzionych Polek i Angielek?

Nie. Wszędzie jest tak samo. Niezależnie od kraju i miejsca, czy są piękne, czy brzydkie, muszą sobie na nowo znaleźć miejsce w społeczeństwie i nowej sytuacji.

Jakie reakcje na sztukę Pani zaobserwowała?

Nie spodziewałam się, że będzie przychodziło na nią tak dużo ludzi, również mężczyzn, którzy świetnie reagowali. Jestem zaskoczona, bo dostaję mnóstwo listów od widzów, którzy dzielą się ze mną swoimi emocjami.

Jakie jest przesianie monodramu?

„Bo to jest najgorsza rzecz, kiedy człowiek jest samotny” – napisałam to, by przypomnieć kobietom i nie tylko, że gdy wchodzi się w związek nie można rezygnować z przyjaciół. Zawsze trzeba pamiętać o własnym życiu.

Zakończenie sztuki jest nieco cukierkowe…

Miałam sporo wątpliwości co do zakończenia, ale stwierdziłam, że ludzie muszą być razem. Ja osobiście, jeślibym wiedziała, że nigdy już nie spotkam kogoś, kto mnie pokocha, to wołałabym umrzeć.

Nad czym teraz Pani pracuje?

Tytuł roboczy mojej nowej sztuki to Namaste, czyli nepalskie przywitanie. Będzie to komedia, jej akcja rozgrywa się w Nepalu, a postacie to sześcioro Brytyjczyków i słoń. Do pisania tej komedii zainspirowała mnie podróż do Nepalu. Chciałabym w niej podkreślić różnicę kultur.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji