Artykuły

Do Nowego Jorku, do Nowego Jorku

Historia Malki i Chai Pegelman jest wręcz modelowa. Dwie dziewczyny z maleńkiego sztetł pod Lwowem zostawiają rodzinę i jadą w nieznane, do Ameryki. Obie są utalentowane muzycznie. Malka (Marta Bizoń) jest przywiązana do tradycji. Chaja (Katarzyna Zielińska) – nie ma nic przeciwko asymilacji i ochoczo zmienia nazwisko na Claire Parry. Obie na razie klepią biedę, mieszkają u krawca Herszta (Jan Nosal), znajomego ze sztetł. Malka szyje koszule. Chaja sprzedaje bajgle na ulicy. I śpiewa, choć jej siostra uważa, że przyzwoitej żydowskiej dziewczynie to nie uchodzi. Słusznie jednak czyni, że śpiewa, bo jej Bubliczki słyszy młody agent Samuel Bernstein (Krzysztof Gadacz). Co prawda pierwsze przesłuchanie (ku zgrozie Malki odbywające się w szabas) przed groźnym szefem (Andrzej Franaszek) kończy się klęską, ale w końcu Chaja robi karierę piosenkarską.

Narratorką spektaklu jest stara już Malka (Krystyna Podleska), w tradycyjnej peruce i czarnej sukni. Wiemy więc od początku, że los sióstr potoczy się odmiennie. Jedna odpłynie w objęcia amerykańskiej kariery, druga zostanie przy wierze i obyczajach przodków. Historia to dość wątła i schematyczna, ale jako spoiwo piosenek spełnia swoje zadanie. Zwłaszcza że Marta Bizoń i Katarzyna Zielińska nie tylko świetnie śpiewają, ale i potrafią tchnąć życie w dosyć papierowe postaci. Są naturalne, pełne wdzięku i temperamentu, dylematy moralne podają z lekkością, zacierając dydaktyzm tekstu.

Piosenki, śpiewane po polsku, angielsku i w jidysz, brzmią w ich wykonaniu znakomicie. I tęskna kołysanka Marty Bizoń, i figlarne Chiribim-chiribom – śpiewane najpierw przez Katarzynę Zielińską, a potem przez obie aktorki, doskonale czujące swingujący styl lal 40. – i dynamiczne Yoch-Cioch w wykonaniu Katarzyny Zielińskiej…

Przedstawienie ogląda się dobrze, choć reżyser mógłby sobie darować wątpliwe pomysły: rozpoczynającą spektakl zagadkową dramatyczną pantomimę w wykonaniu Krystyny Podleskiej, pokazywanie urzędowania groźnego impresaria w rytm galopującej muzyki Rossiniego. czy kelnera przesadnie opowiadającego dowcipy. Ale grana na żywo muzyka (zespół Jerzego Kluzowicza świetnie daje sobie radę z klezmerowaniem, jazzowaniem i swingowaniem) i znakomicie śpiewane piosenki szybko zacierają reżyserskie kiksy. Żeby tylko na Scenie pod Ratuszem było trochę mniej gorąco niż w saunie…

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji