Artykuły

Rura magistra Sroki

My – gazownia, nie obcięlibyśmy być złymi prorokami, ale jak na nasz nos, to w Teatrze Ludowym zaraz coś pierdyknie. Chodzi mianowicie o gaz, który idzie w kawałku rurociągu gazowego, co go Dyrekcja zdecydowała się puścić przez środek sceny. My rozumiemy, że Dyrekcja musiała, rozumiemy, że aby w czasach ogólnej biedy fachowo uczcić okrągłą rocznicę prapremiery Wesela Wyspiańskiego Weselem Sroki – magistra sztuki przecież. Dyrekcja zmuszona była wejść w leasing z Dyrekcją Rurociągu Przyjaźni, panujemy nad tą koniecznością, ale swój nos mamy, więc informujemy Dyrekcję, że weselna rura magistra Sroki nie jest szczelna. Mówiąc po naszemu – wyraźnie popuszcza ona. I to nas ostro martwi. Tak właśnie, nas to martwi, albowiem komu jak komu, ale nam znany jest zdradziecki wpływ gazu na człowieka.

Na premierę nieszczelnej rury magistra Sroki przybyliśmy pilnie i bez wstępnych majaków, więc widzieliśmy wyraźnie, że znacznej ilości teatromanów nagle wyrosły z głów czerwone tekturowe skandale, przypominające krakowskie berety z pawimi piórami. No i sama Dyrekcja widzi, że z gazem żartów nie ma. Widzieliśmy też, jak tylna część widowni w finale zgotowała zagazowanym artystom owację na stojąco. I nie dziwota – gaz rajcuje głównie tyły. Nawiasem – na miejscu chyba będzie poinformować Dyrekcję, że Dyrekcja wcieliła się u magistra Sroki w postać Gospodarza. Przypominamy to, bo Dyrekcja zapewne nie pamięta, a my lubimy wiedzieć, że ten, do którego piszemy, wie, kim jest. Po wyjaśnieniu tej kluczowej sprawy wchodzimy na scenę.

Otóż, z powodu stanu rury – magister Sroka reżyserował na gazie. To nas – starych gazowników – generalnie cieszy. Kłopot jednak w tym, że magister Sroka reżyserował nie na tym gazie, co trzeba. Błąd ten zaś właściwie wszystko wyjaśnia. Nawet

Dyrekcję w roli Gospodarza. Dyrekcja była szalenie wiarygodna, gdy grała, że nie pamięta o wizycie Wernyhory. Idziemy o zakład, że Wernyhora również nic o tym nie wie. Wybaczamy Wernyhorze oraz wszystkim pozostałym Faktem bowiem jest, że widma Wyspiańskiego to u będącego na solidnym gazie magistra Sroki po prostu Kapcany. Program nie musiał o tym informować. To widać, gdyż rura magistra Sroki nie tylko nieszczelna jest, ona jest też przezroczysta. Widmo, Stańczyk. Hetman. Rycerz Czarny. Upiór i Wernyhora najpierw spacerują w rurze, później zaś wychodzą z rury i przychodzą na wesele. I jak tu się dziwić, że bredzą! Umtarara, umtarara, umtarara, bum cyk cyk – tak mówią wiersz Wyspiańskiego. Nie wymieniamy nazwisk aktorów, gdyż nie należy denerwować pacjentów, co przed wieczornym spektaklem właśnie dochodzą do siebie na detoksykologii. W ogóle nikogo nie wymienimy, nawet Dyrekcji, my – gazownicy, z oczywistych powodów nie wymienimy też Racheli, nikogo nie wymienimy, ale za to wymienimy harmonię. Chochoł gra na niej, gdyż harmonia jest, prosimy Dyrekcji, ulubionym instrumentem ludzi gazu, gra zatem pilnie, a jak trzeba, to i śpiewa. Czyżbyśmy słyszeli: „Miałeś chamie złoty gaz…?” Niemożliwe, chybaśmy się przesłyszeli. A może jednak nie przesłyszeliśmy się?

W końcu widzieliśmy białe narty biegowe w roli kos, widzieliśmy Księdza, co wymachuje telefonem komórkowym, widzieliśmy aluminiowe wyposażenie tej chłopskiej chaty, słyszeliśmy muzykę techno oraz kolosalne bum cyk cyk aktorskie, zachwyciły nas pawie pióra, co je skołowany magister Sroka wbił w czerwone bejsbolówki Jaśka i Kaspra, widzieliśmy małą, wszystko rejestrującą kamerę wideo (w trudnych finansowych negocjacjach z Dyrekcją Rurociągu Przyjaźni będzie jak znalazł!), widzieliśmy nawet, że Dyrekcja jako Gospodarz w ogóle nas nie widziała, widzieliśmy to i jeszcze solidny kopczyk inszych cudowności inscenizacyjnych typu cool żeśmy, jak na dłoni, widzieli, więc niby czemu pieśni o chamie, co zgubił złoty gaz, żeśmy słyszeć nie mieli. Hę?

Szanowna Dyrekcjo, chwilowo na detoksie! My – gazownia, informujemy, że nie jest dobrze. I mrocznego przesłania naszego raportu nie zmienią dwa radosne fakty. Owszem, jeden z wychodzących z rury na scenę Kapcanów miał twarz ukrytą w kominiarce. W finale, gdy już doszczętnie struci artyści trzymają groźnie nastroszone biegówki i tępo gapią się na las czerwonych, tekturowych idiotyzmów na widowni, gdy się tak z wolna szykują do gazowego tańca, to owszem – Jasiek, co zgubił złoty gaz, wjeżdża w widownię na rowerze dokładnie takim, jakim po Rynku Głównym śmiga inny rasowy krakus. Zwie się on Pogotowie Końskie. Tak bywa z gazem, Dyrekcjo! Wśród Kapcanów bywają geniusze, co nawet w bezpośrednim kontakcie z nieszczelną rurą magistra Sroki zachowują resztki wstydu. I nawet magister Sroka – król gazu – na totalnym gazie będąc pojmuje, że na końcu należy po sobie posprzątać. Owszem, i taki wpływ gaz posiada, ale generalnie działa on na człowieka tak, że człowiekowi się wydawać zaczyna, iż wystarczy Wyspiańskiego upstrzyć najgłupszymi gadżetami współczesności, żeby zrobić z Wyspiańskiego bardzo aktualnego bubka. Inaczej mówiąc – o ile związek zgody między gazem a zerem jest związkiem zgody, o tyle związek gazu z magistrem Sroką jest związkiem zgody bardzo daleko idącym. Codziennie o 19 nieszczelna rura magistra Sroki truć będzie widzów równo i bez przeszkód. W związku z czym ukłony od gazowni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji