Artykuły

Techno-Horror

Przysiadł się do mnie, gdy wygrzewałam się w promieniach majowego słońca na skwerku nieopodal Bronowic. Książka, którą właśnie czytałam, wypadła mi z ręki. Miałam prawo się przestraszyć, gdyż wyglądał na pierwszy rzut oka niczym połączenie doktora Hannibala z Edwardem Nożycorękim. To były tylko pozory. Na pewno jego twarz przedstawiała coś znacznie gorszego niż fizjonomia pociętego Edwarda czy przenikliwe oczy Anthonyego Hopkinsa. On w ogóle nie pokazywał twarzy. Zasłaniał ją włosami opadającymi niczym wiechcie słomy.

— Cześć, Chochoł jestem — zagadnął przyjaźnie, odchylając foliowy płaszcz. Na szczęście nie miałam do czynienia z ekshibicjonistą, co pogorszyłoby jeszcze i tak nie wesołą sytuację. Spod dziwnego odzienia wystawały mu poetycko pączki róż. W końcu Chochoł to Chochoł pomyślałam, nie dziwiąc się już niczemu. Opanowałam drżenie rąk podniosłam książkę i prowadzona dziwną mocą poszłam za nim

Droga była długa i wcale nie usłana różami. W końcu w oddali zamajaczyły mury Teatru Ludowego. Poczułam się trochę bardziej swojsko acz Chochoł odezwał się ponownie.

– Nie czytaj więcej horrorów - rzeki, wyciągając mi z ręki dzieło Stephena Kinga. – Pokażę ci coś mocniejszego.

Zasiedliśmy na widowni. Wokół nas w rytm muzyki techno podrygiwała młodzież. Dopiero wówczas zrozumiałam. o co chodziło Chochołowi. Otóż zobaczyłam na scenie aktorów Teatru Ludowego wykonujących mało skoordynowane ruchy, którzy mówili tekstem Wesela Stanisława Wyspiańskiego. Zapraszali do chaty rozśpiewanej, wskazując ręką na metalowe stoliki z niegustownego baru, które miały być miejscem akcji. Dalej była już tylko równia pochyła.

Otóż reżyser tego horroro-techno-party, Adam Sroka postanowił w swoisty sposób wyedukować odwiedzającą teatr młodzież, a także starych, niedouczonych wapniaków. W końcu zasłużyli sobie na to, bowiem zamiast zgłębiać tekst Wyspiańskiego czytają bezsensowne horrory, będące efektem pracy chorej wyobraźni obcych pisarzy. A u naszego Stasia jako żywo stoi, iż nasze poczciwe, chłopskie przytupy to nic innego jak wpadanie w narkotyczny trans w stroboskopowym świetle, chłopskie kosy to narty, a rumak na którym Jasiek jadąc zgubił zloty róg to rower przypominający narzędzie pracy pana zbierającego na Rynku końskie łajno.

A czy biednej naszej młodzi włosy nie powinny stanąć z przerażenia na głowie, kiedy po roku ciężkiej nauki zamiast pomyśleć o zasłużonych wakacjach, będzie musiała zasiąść znowu nad książkami, by sprostować błędy w edukacji. Przecież nikt nie da jej promocji do następnej klasy, gdy zacznie opowiadać bzdury o kaduceuszu. zamiast od razu wypalić, że to przecież nic innego jak noga od stołu.

— No i po co czyta Kinga? — zagadnął Chochoł, pokazując mi chocholi taniec, w którym sobowtór mojego cicerone, czyli ukryty za włosami Piotr Piecha, kręcił się na karuzeli.

Obudziłam się spocona. Słońce przygrzewało coraz mocniej. Popołudniowa drzemka miast ukojenia przyniosła mi lekki rozstrój nerwowy. Uśmiechnęłam się jednak, bo przecież to był tylko sen Poprosiłam dziecko o przyniesienie mi dzisiejszej gazety. Mechanicznie otworzyłam na stronie z repertuarem teatrów. Włosy stanęły mi na głowie. W Teatrze Ludowym grano Wesele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji