Artykuły

Rozdwojenie jaźni

Na Scenie pod Ratuszem Teatru Ludowego podczas premiery przedstawienia dla dzieci zatytułowanego Sen Menaszego, wyreżyserowanego przez Adama Srokę, maluchy potraktowano nieco dziwnie. Z jednej strony zaproponowano im infantylne zabawy, a z drugiej podszyty Talmudem oniryczny spektakl, nad którego przesianiem nawet dorosły musiał się co nieco nagłowić. Czyżby twórców dopadło rozdwojenie jaźni? Wchodzący na widownię młodzi widzowie dostawały do ręki instrumenty, które miały pomóc im włączyć się w muzyczną warstwę przedstawienia. Rzut oka na bajecznie kolorową scenografię i kostiumy aktorów autorstwa Joanny Pielat-Rusinkiewicz też wróżył widowisku całkiem dobrze, tym bardziej że żydowskie piosenki z muzyką Andrzeja Zaryckiego wprawiły od razu widzów w doskonały nastrój.

I wszystko byłoby fajnie, gdyby na widowni nie pojawiła się Iwona Sitkowska. Reżyser zaproponował jej rolę kogoś w rodzaju przedszkolanki, która zwracała się do dzieci jakby były troszkę niedorozwinięte, zadając pytania typu: „Kochane dzieci, czy lubicie śpiewać i tańczyć?” Część młodej widowni z przekory odpowiadała „nie”, wprawiając tym aktorkę w lekką konsternację. Nie przeszkadzało to jej samej wyskoczyć na scenę i ze słodkim, mało adekwatnym do sytuacji uśmiechem wykonać piosenkę o biednej sierotce, która nie ma ani mamy, ani taty. Ową sierotką był tytułowy Menasze (Paweł Kumięga), który na dodatek okazał się niemy. Bowiem pomysł inscenizacyjny Adama Sroki polegał na tym, iż aktorzy grający w spektaklu, poza ową przedszkolanką, nic nie mówili. Ilustrowali tylko nagrany wcześniej tekst, przeczytany przez dzieci.

Notabene, bardzo to piękne, przepojone poezją opowiadanie I. B. Singera. Historia chłopca, który zasnął w lesie i trafił do zamku, spotkał tam zmarłych rodziców, przeszedł 7 pokoi, by zrozumieć, iż na końcu długiej drogi czeka miłość mogła zrobić wrażenie przynajmniej na nieco starszych widzach. Ale gdy zaczynał oddziaływać na nich budowany misternie przez twórców przedstawienia nastrój i plastyczna uroda scenicznego obrazu, to pojawiała się pani przedszkolanka, przerywała akcję i zadawała dzieciom ni z gruszki, ni z pietruszki żydowskie zagadki, na które odpowiadał podstawiony chłopiec.

Dzieci to najwrażliwsi widzowie. Warto zadbać o to, by nie uwodzić ich tylko z pozoru atrakcyjnymi obrazkami. Bo założę się, iż niewielu z nich było w stanie, po powrocie do domu, odpowiedzieć na pytanie, o czym właściwie był ten spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji