Dwa razy urodzony
WITOLD PYRKOSZ wkrótce skończy 80 lat! Znakomity aktor stworzył wiele kreacji, które na zawsze zapisały się w pamięci widzów, bo któż nie zna Pyzdry z "Janosika", Wichury z "Czterech pancernych", Balcerka z "Alternatywy 4" czy Duńczyka z "Vabanku". Przez ostatnie sześć lat podbija serca widzów rolą Lucjana Mostowiaka w serialu "M jak miłość".
Edyta Karczewska-Madej: Powiedział pan kiedyś, że w zawodzie aktora najważniejsze jest szczęście. Nadal pan tak uważa?
Witold Pyrkosz: - Nie zmieniłem zdania. Podam przykład: zaproszono mnie do jakiejś małej rólki w dubbingu, zrobiłem to jak potrafiłem najlepiej, wszyscy byliśmy zadowoleni i... poszło to w niepamięć. Po roku dostaję telefon, że słyszeli mnie w tym dubbingu i zaproszony jestem do zrobienia reklamy za ciężkie pieniądze. Jak to inaczej nazwać? Tylko szczęściem. Gdybym nie przyjął tego dubbingu z jakiegoś powodu, nie zrobiłbym tej reklamy. Trzeba się znaleźć w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.
W takim razie na brak szczęścia nie może pan narzekać. W "Czterech pancernych" miał pan zagrać maleńki epizod w jednym odcinku, ale tak spodobał się pan reżyserowi, że zagrał pan prawie we wszystkich, tworząc prawdziwą kreację Wichury.
- To prawda, jednym słowem trzeba mieć umiejętności, powołanie, zdolności
i... szczęście.
Zorganizuje pan uroczystość z okazji 80. urodzin?
- Nie. Zresztą z tą moją datą urodzin jest sprawa skomplikowana, bo urodziłem się dwa razy! Nawet książkę chcę napisać o tym, ale pewnie na zamiarze się skończy. Urodziłem się 24 grudnia 1926 roku w Krasnymstawie. Dwa miesiące później moja mama wyjechała do Lwowa, bo stamtąd pochodziła. Wtedy moja babcia Bronisława powiedziała: - Mój wnuk nie urodził się 24 grudnia w Krasnymstawie, bo za 6 dni będzie mu liczony cały rok do przodu i do wojska pójdzie za wcześnie. Nie, on się urodził we Lwowie 1 stycznia. I tak mam w papierach. Tylko tyle, że babcia mi zrobiła na złość - w wojsku nie byłem nigdy, ale na emeryturę poszedłem o rok później.
Stawia pan przed sobą nowe cele do osiągnięcia, niekoniecznie zawodowe?
- Tak, żeby dożyć do jutra, do pojutrza...
I cieszyć się każdą chwilą...
- Tak, i nadal kupować kolejny samochód, jakby był ostatni w życiu...
Czym pan teraz jeździ?
- Opel Astra GTC, usportowiony, 140 koni, wypasiony, tylko nie ma ogrzewanych foteli. Różnica między 140 a 200 km/h jest niewyczuwalna praktycznie, żona łapie się za drzwi, bo ona umie jeździć tylko jako kierowca, niejako pasażer.