Artykuły

Jumbo Jett w polskim kartoflisku

"Kochanie, posadź Jumbo Jetta" w reż. Marka Rębacza w Lubuskim Teatrze w Zielonej Górze. Pisze Anna Agnieszka Wójcik w miesięczniku Puls.

Tydzień po Winobraniu miała miejsce w Lubuski Teatrze prapremiera sztuki Marka Rębacza "Kochanie, posadź Jumbo Jetta". Autor, znany już zielonogórskiej publiczności, jest zarazem scenografem i reżyserem przedstawienia.

Pasażerowie wsiadają do z pozoru komfortowego i bezpiecznego samolotu. Z początku wszystko idzie dobrze, nawet obsługa zachowuje się bez zarzutu. Problemy zaczynają się tuż po starcie. Samolot jest własnością tanich linii lotniczych.

Jego stan techniczny pozostawia wiele do życzenia. Personel zajmuje się tylko sobą, traktując pasażerów jak niegrzeczne dzieci.

Steward, w którego fenomenalnie wcielił się Jerzy Kaczmarowski, samotnie wypija darmowe drinki, powoli tracąc świadomość. Stewardesa, w tej roli znakomita Sylwia Oksiuta, okazuje się nadpobudliwą feministką i nimfomanką o dość specyficznych preferencjach seksualnych - osiąga orgazm wyłącznie podczas silnych turbulencji, i to bez użycia mężczyzny. Kiedy samolot musi awaryjnie lądować, pierwszy pilot zaczyna rodzić, a drugi nie chce zasiąść za sterami. Pasażerowie próbują przejąć władzę. Ich wysiłki, prócz komicznego, nie przynoszą większego efektu.

"Kochanie, posadź Jumbo Jetta" jest burleską wymierzoną w aktualną, niezbyt wesołą sytuacje polityczną. Jest próbą krytycznego ujęcia komedii, którą dzięki rządzącym oglądamy na co dzień, z drugiej zaś strony - opisem kondycji społeczeństwa. Obraz nakreślony przez Rębacza jest całkiem czarny. Osoby teoretycznie odpowiedzialne zarządy, tutaj uosobione w postaci pilotów i personelu, nie są zdolne do podjęcia jakiejkolwiek sensownej decyzji. Społeczeństwo natomiast jest zbyt podzielone i pochłonięte trywialnymi kłótniami.

Bohaterowie stając w obliczu śmiertelnego zagrożenia, zamiast działać, kłócą się o to, kto powinien rządzić. Rozwodzą się nad indywidualnymi zasługami i winami, rozdrapują przeszłość, oskarżają nawzajem tylko po to, by odwrócić uwagę od własnej osoby. Walczą oczywiście także o pieniądze. Oszukują się, okłamują, zawiązują chwilowe koalicje, stając raz po jednej, raz po drugiej stronie, zależnie od partykularnych interesów, brzmi znajomo.

Szczyptę pikanterii dorzucił Rębacz wprowadzając do dyskusji wątek rozważań nad tożsamością kobiet i mężczyzn oraz nad rolą, jaką powinni odgrywać w życiu, wątek barwnie ujęty dzięki przeciwstawieniu bezdusznego feminizmu i naturalistycznego szowinizmu. Autor prócz śmiechu przez łzy nie pozostawia nam jednak nawet cienia nadziei.

Marek Rębacz niejednokrotnie udowodnił, że potrafi błyskawicznie i trafnie komentować polską rzeczywistość. Tym razem spróbował wyjść nieco poza ramy komedii i wprowadził do sztuki nudne partie moralizatorskie, nadające całości ton nieznośnej sztuczności. Moment, w którym ze sceny pada patetyczne pytanie "Narodzie, dokąd lecisz?" jest wręcz groteskowy i rozkłada całość na łopatki. Podobnie nieudane są sceny spowiedzi Kubusia, którego przemiany duchowej nie zdołał wiarygodnie odtworzyć Ludwik Schiller. Autor potraktował widzów jak bezmyślne dzieci, uznając, że sami nie zdołają zrozumieć wymyślonej przez niego metafory. Szkoda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji