Artykuły

Miłość i mgła

„Węgla nie ma" Przemysława Pilarskiego w reż. Jacka Jabrzyka w w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Dominik Gac, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

„Węgla nie ma" Przemysława Pilarskiego w reż. Jacka Jabrzyka w w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach. Pisze Dominik Gac, członek Komisji Artystycznej 29. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.


Podobno nie ma już Śląska. No dobra, może i jest, ale go nie widać. W miejscu Katowic gęsta mgła – donoszą sąsiedzi zza Brynicy. Czy jest ktoś, kto nie słyszał o animozjach między Ślązakami a mieszkańcami Zagłębia? Nie widzę. Jeśli jednak… spektakl Węgla nie ma w Teatrze Śląskim znakomicie tę wiedzę uzupełnia.


Sztukę Przemysława Pilarskiego w ramach zadzierzgania sąsiedzkiej współpracy na katowicką scenę przeniósł Jacek Jabrzyk – na co dzień zastępca do spraw artystycznych dyrektorki sosnowieckiego Teatru Zagłębia. Główny bohater też jest z Sosnowca i nazywa się Edward Twarz Zagłębia. Gra go Michał Majnicz, na co dzień aktor krakowskiego Starego, ale przecież Ślązak z Tarnowskich Gór. Wyłania się spod sceny półnagi, upstrzony tatuażami, w bokserskich spodenkach i z żarliwym monologiem na ustach. Parafrazując Skowyt Allena Ginsberga opowiada o świecie ciężko tętniącym w rytm przemysłu. W takt kopalń, hut i fabryk. Tego świata już nie ma. W jego miejsce przyszło coś dziwnego, jakaś niedookreśloność, mgła. Jakbyśmy wyszli z pokoju i stanęli w korytarzu. Gdzieś tam majaczą kolejne drzwi. A nie, to kurtyna. Gdy już się podniesie, odsłoni kolejną, ta zaś następną – wiele ich w tym spektaklu zainstalowano. Bohaterowie wędrują między nimi ku niepewnej przyszłości. Gotowi są o nią walczyć, stają do boju ze słoikami w rękach – w nawiązaniu do anegdot o strącających rosyjskie drony Ukrainkach. Ale próbują ją też zrozumieć. Nie obejdzie się więc bez odniesień do przeszłości, bez odpowiedzi na pytanie o tożsamość. Czy Ślązaków definiuje górnictwo? A gdy zamkną ostatnią już kopalnię? Czy Zagłębiacy mogą istnieć bez Ślązaków? Od kogo będą się wówczas odróżniać? Jak inaczej się rozpoznać, jeśli nie przez odrębność? Czy wspólny wróg może nakłonić do przyjaźni, czy tylko do taktycznego sojuszu? Czy w nowym świecie znajdzie się miejsce na wolność i na miłość? Zwłaszcza w połączeniu?


Wszystko to w ramach znanej i lubianej konwencji śledztwa. Edward jest bowiem detektywem, który podjąwszy się niebezpiecznej misji, bieży do Katowic by ustalić, gdzie przepadli Ślązacy. W opuszczonym mieście znajduje ledwie dwójkę: Petera/Piotra/Pyjtera (Marcin Gaweł) i Omę (Grażyna Bułka). Dowiaduje się od nich, że Śląsk najechali orkowie. Dlaczego wyglądają jak niesporczaki (kostiumy – Paula Grocholska)? Nie wiadomo. Wyjaśnia się za to sprawa mgły. Sztuczna to substancja, rozpylona celem ukrycia inwazji. Ale co ze Ślązakami? Aby nie psuć zabawy podpowiem, że skorzystali z katowickiego Spodka. Edwardowi w poszukiwaniach towarzyszy tajemnicza i milcząca Pola (Kateryna Vasiukova), do której nasz bohater tyleż nieśmiało, co bezowocnie smali cholewki. Intryga mętnieje z każdą sceną. Poza orkami-niesporczakami spotkamy między innymi Głodną Kopalnię (Grażyna Bułka), ale i Papieża. Tomasz Kocuj przygnieciony meteorytem jak Jan Paweł II ze słynnej rzeźby Maurizio Cattelana gra jednak papieża aktualnego, papieża w sprawie rosyjskiej agresji na Ukrainę haniebnie kluczącego, papieża Franciszka. Im wszystkim towarzyszy zaś i przez historię prowadzi Narratorka (Mirosława Żak) – jej stanowisko na prawym skraju sceny. Czasami włącza się do akcji, częściej jednak po prostu czyta i popycha fabułę. Napięcie między nią a wykonującymi polecenia kolegami i koleżankami twórcy pożytkują w żartach, ale niestety zabieg ten nie niesie głębszych sensów i metateatralnych furtek nie otwiera. Gdyby komuś, tak jak mnie, przyszła na myśl Fantazja Anny Karasińskiej, ten szybko przypomni sobie, gdzie Rzym, gdzie... gdzie Katowice, gdzie Sosnowiec.


Pilarski i Jabrzyk komiksowo łączą kolejne, coraz fantastyczniejsze pomysły. Gumiklyjzy (info dla goroli – chodzi o kluski śląskie) skojarzyły się autorowi z Gumisiami, więc po ich konsumpcji bohaterowie skaczą niby sympatyczni bohaterowie dawnych wieczorynek. Śląsk bez ludzi, a więc i bez eksploatacji przyrody, zamienia się w krainę z obrazów Teofila Ociepki. Genialny naiwista malując saturniańską florę i faunę dowiódł jednak wyobraźni bogatszej niż scenografowie (Anna Maria Karczmarska, Mikołaj Małek), którzy próbują nastrój jego twórczości widzom przybliżyć. Proszę się więc tymi wycinankami nie zrażać i po spektaklu wybrać do pobliskiego Muzeum Śląskiego celem obejrzenia źródeł. Niemiecka przeszłość regionu wraca w groteskowym powidoku faszyzmu, który oczywiście rodzimy jest, piastowski i reprezentują go ubrani w czarne mundury Kuce (info dla goroli wirtualnych – chodzi o zwolenników Janusza Korwin Mikkego, Ruchu Narodowego i tym podobnych kwiatów polskich). Oczywiście, jak wieść gminna niesie, każdy homofob jest ukrytym homoseksualistą, dlatego po nienawistnych przemowach widzimy patriotyczny zastęp w queerowych już wdziankach. Przekaz dziarskich chłopców się jednak nie zmienił, co gorsza do listy grzechów dopisali pozycję szczególnie wstrętną – współpracę z orkami-niesporczakami (info dla goroli wojennych – chodzi o Rosjan).


Węgla nie ma to sztuka, która nie dzielić ma jednak, a łączyć. I nie wojnę sławić, a lepsze po wojnie jutro. Prymat pozytywnego przesłania okazuje się artystyczną pułapką. Tuż przed finałową sceną niema jak dotąd Pola staje na proscenium (za nią opadły wszystkie kurtyny) i wygłasza monolog. Orientujemy się, że aktorka jest Ukrainką. Atmosfera tężeje. Cała ta postmodernistyczna i popkulturowa układanka nasiąka wojną, konkretną jak akcent stojącej przed nami dziewczyny. A i kategoria sąsiedztwa rozszerza się ze Ślązaków i Zagłębiaków na Polaków i Ukraińców. Katerina Vasiukova wygłasza monolog o rewolucji, która rodzi się z miłości. W tym wypadku miłości kobiecej, uczucia łączącego ją i Bellę (porzucającą ostatecznie rolę Narratorki i wkraczającą w akcję przedstawienia). To monolog o świecie, który dopiero nadejdzie; nie skowyt, lecz hymn. Powszechna zgoda i szczęśliwość spadają na bohaterów ex machina, jak jakaś nowa, sztuczna mgła. Trudno zrozumieć, dlaczego tak się dzieje i jakie będą tego konsekwencje. Bo przecież i taki wniosek możne ze sztuki Pilarskiego wysnuć: historia łatwo się nie kończy. Być może fantastyczna komedia nie jest formułą, od której powinniśmy wymagać szczególnego w tej materii cieniowania, ale twórcy poniekąd sami się o pozory realizmu proszą – wskazując na globalne mechanizmy zmiany świata: klimatyczne, polityczne, socjologiczne.


Nic to, biorę happy end za dobrą monetę i wychodzę. Na rynku przed teatrem trwa świąteczny jarmark. Dolatują strzępy słów: śląskich, polskich, ukraińskich. Kręci się ogromna karuzela.




Przemysław Pilarski WĘGLA NIE MA. Reżyseria: Jacek Jabrzyk, scenografia: Anna Maria Karczmarska, Mikołaj Małek, kostiumy: Paula Grocholska, muzyka: Jacek Sotomski, reżyseria świateł: Klaudyna Schubert. Prapremiera w Teatrze Śląskim im. Wyspiańskiego w Katowicach 16 września 2022.



Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji