Artykuły

Żonglerka słowami na śmierć i życie

"Miarka za miarkę" w reż. Anny Augustynowicz w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Katarzyna Zielińska w Życiu Warszawy.

Melodramatyczną historię Szekspira Anna Augustynowicz ujęła w prześmiewczą ramę rozgrywek słownych. Do nich właściwie została ograniczona cała akcja.

W teatrze często okazuje się, że siedzący obok widz jest zamaskowanym aktorem, ujawniającym swą tożsamość nagłym włączeniem się w spektakl. W "Miarce za miarkę" takiej niespodzianki nie ma, wykonawcy demonstracyjnie rozsiadają się na lekko zmodyfikowanej widowni tworzącej okrąg. Dzięki temu panuje atmosfera kontrolowanego luzu i wrażenie, że uczestniczymy w programie telewizyjnym z aktywnym udziałem publiczności, gdzie najtrudniejsza nawet historia jest przerobiona na chwytliwy materiał prowokujący do słownych potyczek.

Gra o głowę grzesznika

Aktorzy wyraźnie dobrze się bawią. Z miejsc podnoszą się z przyjemnością, co szczególnie widać u odgrywającego rolę prowadzonego do więzienia Klaudia Rafała Królikowskiego, który kłania się gorliwie widzom.

Postaci walczą elegancko na słowa, poza którymi wszystko jest umowne; grę ciałem ograniczono do minimum, jakim jest usuwanie się w cień, pod ścianę, i powrót do akcji. I choć stawka jest wysoka - ocalenie lub śmierć rozpustnika Klaudia - gładkie sformułowania Szekspira fruwają w tę i z powrotem, wypowiadane ze sztuczną emfazą przez siostrę skazanego, mniszkę Izabelę (Dominika Ostałowska) lub z rozbawieniem i dystansem przez męskich bohaterów.

Dobry książę moderator

Książę (MariuszBenoit po latach z powrotem w zespole Powszechnego) momentalnie ucisza tę wesołość, traktując słowa z szacunkiem i powagą. Informuje przyjaciela -zakonnika (Adam Woronowicz, grający kilka ról, przede wszystkim podejrzaną postać Lucia), iż zamierza w przebraniu duchownego obserwować poczynania swojego namiestnika Angela (Krzysztof Stroiński). Ten wydaje się wcieloną, choć surową sprawiedliwością - dopóki nie spotka się z Izabelą. Wówczas matematycznie wyłożone reguły, surowa kara za grzech, stają się wystudzonym rachunkiem zupełnie w życiu nieprzydatnym, a na przedtem kamiennej twarzy Angela coraz częściej błąkają się lubieżne uśmieszki.

Dramatyczną sytuację (czy Izabela poświęci się dla brata, czy ujawniona zostanie dwulicowość Angela) urozmaicają komiczne sprzeczki Łokcia (Jacek Braciak) i Szumowiny (Wojciech Blach) na temat rajfurstwa. Gdy Izabela wraz z byłą narzeczoną namiestnika Marianną (Anna Moskal) oskarżają go przed księciem o rozwiązłość, widzowie śmieją się z oczywistego skojarzenia. Na szczęście aktorzy nie puszczają oka, nie ulegają pokusie łatwego aktualizowania. Całe zaś zawikłanie między postaciami rozplątuje sprawiedliwość księcia rozdzielającego narzeczonych zainteresowanym paniom. Rozgrywka skończona, wszyscy zadowoleni, odprężają się z ulgą.

Historia nieważna

"Miarkę..." ogląda się z wielką przyjemnością i rozbawieniem - zapominając, jak bardzo brudną akcję wieńczy szczęśliwe zakończenie. Perfekcyjne żonglowanie słowami stępia sens historii, jej morał nie zostaje wypunktowany, prześlizguje się niezauważony. O całej sprawie zapomni się tak, jak się zapomina o najgorętszej nawet aferze minionego tygodnia. Tutaj chyba jednak, nie w bajkowym moralizowaniu, tkwi sens spektaklu: to słowa stwarzają, rozgrywają i skazują na zanik wszelkie wydarzenia.

Na zdjęciu: scena z prób "marki za miarkę" w Teatrze Powszechnym w Warszawie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji