Artykuły

Galwanizowanie debiutanckiej materii w Norblinie

Legenda to jedna z debiutanckich prób dramatycznych Wyspiańskiego. Po opublikowaniu jej pierwszej wersji, w jedynej krakowskiej recenzji, uznano ją za „chorobliwy wytwór umysłu rozmiłowanego w sferze myśli mało dostępnych ogółowi”, a gdzieś indziej, w Warszawie, za „tylko ciekawy eksperyment artystyczny”.

Autor sam przeczuwał, że te opinie nie są całkiem od rzeczy. „Żałuję, żem historię samego rodu Krakowego podał pod osłoną tajemniczości, ale może nazbyt gęstą i niełatwo przejrzystą. Otóż mam zamiar do istniejących aktów dopisać poprzednie cztery”. Czego nie zrobił.

Legenda od początku pomyślana była jako libretto dramatu muzycznego w wagnerowskim stylu. Mieszanina greckiej tragedii (o napiętnowanym pewną klątwą rodzie Kraków) z elementami słowiańskiej, folklorystycznej mitologii. Ostatecznie nigdy kompletnej muzyki do tego tekstu za życia Wyspiańskiego nie napisano.

Przeczuwając, może ambitną niejasność spektaklu, o którym będę musiał coś napisać — przeczytałem na świeżo kilka ciekawych esejów o początkach Wyspiańskiego jako dramaturga. Próbowałem również przeczytać sam utwór. Mimo najszczerszych chęci nie dobrnąłem do końca. Głównie z powodu języka: poplątania pseudoarchaicznej, celowo siermiężnej, gwary ludowej z młodopolską manierą. Z punktu widzenia poważnej folklorystyki, gwara jest pozbawiona sensu, a moim zdaniem — również literackiego uroku.

Z wydrukowanego do spektaklu programu domyśliłem się, że inscenizatorów zainteresował głównie wątek wodny i stwory z nim związane. Mistyka wiślanych głębin. Z listów Wyspiańskiego wynika, że udoskonalając daremnie, przez kilka lat Legendę, też o tym wiele myślał. Więc spektakl na pewno nie powstał całkiem wbrew autorowi.

W niezwykle malowniczej hali starych zakładów Norblina, turpistyczne zaaranżowanie przestrzeni i kostiumów aktorskich robi duże wrażenie. Industrialnie brzmiąca, nowoczesna muzyka również stanowi zaletę.

Niestety, źle usadowiona publiczność niewiele mogła wypatrzyć z tego — w końcu głównie wizualnego! — spektaklu. Każdy widział inne fragmenty. Niektórzy prawie nic. Nie znalazłem sposobu, by ujrzeć, co dzieje się w miejscu hali, gdzie rozgrywa się finał. Więc, jak tu pisać recenzję.

Domyślam się, że było to przedsięwzięcie ambitne i awangardowe. Ktoś, kto wybierze się do Norblina i usiądzie szczęśliwie na jednym z kilku najwyższych miejsc — może dostrzeże więcej. Czego życzę ironii.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji