Biesy w Aldwych
Już od 1964 r. odbywa się w teatrze Aldwych w Londynie coroczny przegląd najciekawszych spektakli z całego świata, tzw. World Theatre Season. W ciągu dwu miesięcy zaprezentowały swoje sztuki w tym roku teatry Południowej Afryki, Hiszpanii, Grecji, Włoch i Indii. Na zakończenie festiwalu wystąpił krakowski Stary Teatr z "Biesami" {#au#199}Dostojewskiego{/#}, w reżyserii Andrzeja Wajdy.
Dyrektor festiwalu Peter Daubeny po obejrzeniu wielu polskich przedstawień zdecydował już parę miesięcy temu zaprosić do Londynu mój teatr. Korzystając z zaproszenia przyjaciół mogłam być postronnym obserwatorem tego ważnego wydarzenia.
Już na parę dni przed premierą przyleciałam do Londynu. W londyńskim biurze polskiego LOT-u widzę jedyny afisz "Biesów".
Biegnę do teatru Aldwych. Jeszcze grają Hindusi. W bocznej gablocie dostrzegam trzy małe zdjęcia krakowskiego teatru, obok niefortunnie przycięty afisz. Niepokoję się.
Jednak na drugi dzień sytuacja się zmienia. Już widzę na teatrze same polskie fotografie, bilety na premierę prawie wyprzedane.
Przyjechał cały zespół, odbywa się pełna próba, zwiedzam teatr od środka. Jest dużo mniejszy od naszego, ale w jego typie, garderoby rozmieszczone bardzo niedogodnie. Scena zupełnie inna niż nasza, tutaj trzeba spuścić kurtyny, bo przepisy angielskie z uwagi na bezpieczeństwo przeciwpożarowe są bezwzględne, trzeba zrezygnować z podestów, które w Krakowie tworzyły wybiegi na widownię.
Są kłopoty ze światłem, spektakl polecono skrócić o prawie trzy kwadranse, widzowie będą mogli odbierać tekst angielski przez słuchawki, trzeba wypracować idealny synchron kwestii padających ze sceny. Panuje zdenerwowanie, słyszę nawet podniesiony głos Wajdy.
Wieczorem premiera. Na widowni komplet, dostrzegam sławnego malarza Feliksa Topolskiego, znanych aktorów angielskich np. Toma Courtneya ("Samotność długodystansowca"), Antony Quayle'a (znakomity szekspirowski aktor), Johna Fincha z Francescą Annis (wykonawcy roli Makbeta i Lady Makbet w filmie Polańskiego), Ferdy Maina (Wampiry), Romana Polańskiego i przedstawicieli ambasad.
Tekst angielski znakomicie podawany przez młodego, przystojnego Mulata wzbudza bardzo liczne i nadzwyczaj żywe reakcje publiczności. Słyszę zresztą cały czas odgłos angielskiego tłumaczenia; stłumiony przebija przez słuchawki, na pewno słyszą go też ze sceny moi koledzy.
Na przerwie panuje ogólne poruszenie. Styl spektaklu jest dla wszystkich niespodzianką. Ściany foyer są pokryte ogromnymi fotosami z przeróżnych krakowskich spektakli, widzę portrety trzech kolejnych dyrektorów Starego Teatru. Widzowie oglądają też otrzymane za darmo teczki z czterema pięknymi planszami obrazującymi historię krakowskiej sceny. W czasie drugiej części spektaklu temperatura na widowni wzrasta, a na końcu publiczność bije brawo przez całe 6 minut.
Na przyjęciu w ambasadzie aktorzy angielscy wyrażają się o "Biesach" w superlatywach. John Finch określa je "strong" - mocna rzecz, a Tom Courtney twierdzi, że już jutro pojechałby coś robić w Polsce, bo u nas w sztuce "coś się dzieje". Nasi rodacy z kolei są dumni z poziomu polskiej sceny.
Na drugi dzień rano już czytano wiele recenzji. Słowo brilliant (olśniewający), ponoć oszczędnie używane przez Anglików, pojawia się w nich bardzo często.
Wszystkie dzienniki chwalą reżyserię, nastrój spektaklu, dekoracje, zespół i głównych aktorów. Nowicki w głównej roli Stawrogina przyrównany jest do czołowych aktorów angielskich - raz do Scofielda, innym razem do Finneya. Recenzje podkreślają jego pozornie spokojne napięcie kontrastujące z nerwową ruchliwością Pszoniaka grającego rolę młodego Wierchowieńskiego. Wyrażają też wdzięczność dla Petera Daubeny'ego za spektakl, który stał się "gwoździem" festiwalu.
W tygodniku "The Observer Review" znany krytyk i dramaturg John Mortimer z żalem żegna wspaniały krakowski teatr po tak krótkiej bytności - i chciałby go znowu powitać.
W sumie nasz teatr grał Biesy osiem razy przez sześć dni, dając dwie popołudniówki. Peter Daubeny wyraził chęć zaproszenia Starego Teatru jeszcze raz na przyszły rok z inną sztuką lub nawet z tymi samymi "Biesami".
Na pożegnalnej kolacji wydanej w foyer teatru, podchodzę do paru osób zadając te same dwa pytania związane z występami w Londynie:
ł. Co uważa pan za największą przyjemność lub sukces?
2. Co sprawiło największy kłopot?
A oto odpowiedzi na tę błyskawiczną mini-arikietę:
Andrzej Wajda, reżyser - Największą przyjemnością jest dla mnie to, że konsekwencją tego sukcesu będzie otwarcie drzwi dla naszych innych demonstracji artystycznych. Największą obawą napełniało mnie pytanie, jak sceniczny Dostojewski sprawdzi się w tekście angielskim sporządzonym przez tłumacza.
J. P. Gawlik, dyrektor - Największą satysfakcją było właściwe zrozumienie treści i nastroju, o czym świadczyły zarówno bezpośrednie reakcje publiczności, jak i opinie recenzentów. Wielkim kłopotem nasza powszechna nieznajomość angielskiego języka.
Jan Nowicki, aktor - Nie wierzyłem, że spektakl ten się sprawdzi. A jednak żywiołowość przedstawienia zaraziła wszystkich, tak samo zresztą jak i polską widownię. Największą przykrością jest dla mnie nieznajomość angielskiego, a tylu poznałem ciekawych ludzi.
Wojciech Pszoniak, aktor - Ogromną frajdą był dla mnie stały wzrost frekwencji, zaś klęską potworne zmęczenie, bo granie i zwiedzanie stanowiły w sumie za dużą dawkę.
Roman Szydłowski, recenzent "Trybuny Ludu" - Jest to największy sukces polskiego teatru w Londynie. Złożyły się na to nazwisko autora jak i reżysera, zespół i trafne skróty. Kłopotów nie widzę żadnych.
Wojciech Kurpan, kierownik brygady technicznej - Teatr Stary, nad którego stanem i potrzebą remontu biada się od lat, nie jest wcale gorszy technicznie od Aldwychu - nawet przeciwnie - to mi sprawiło miłą niespodziankę. Martwiłem się innymi wymiarami sceny, pochyleniem i podłogą sceny, co musiało sprawić kłopot aktorom.
Po wyjeździe Teatru do Zurichu na dalsze występy jeszcze przez osiem dni zwiedzałam Londyn. Byłam na paru bardzo ciekawych i dobrych spektaklach. Wcale nie jest łatwe w Londynie otrzymanie bezpłatnych biletów do teatru. Moja legitymacja ogromnie ułatwiła mi to zadanie.
Nazwa Stary Teatr z Krakowa budziła w innych teatrach szacunek i podziw. Na tej samej podstawie udało mi się zwiedzić największą sensację Londynu, skarbiec Tutenchamona, bez kolejki. A przeciętnie trzeba tam stracić w ogonku kilka godzin.