Artykuły

Czego tu się bać?

Łukasz Czuj lubi awangardowe prądy początku wieku i technikę teatralnego collage’u, skądinąd bliską tym prądom.

Wyreżyserował dwa przedstawienia oparte na tekstach grupy Oberiu – Tango Oberiu. 1928 w Chorzowie i Sen pogodnego karalucha w Teatrze Mniejszym w Krakowie. Teraz przyszła kolej na dadaistów i powstał spektakl Symfoniczna wazelina 1917. Symfoniczna wazelina to tytuł sztuki Tristana Tzary; data zaś przypomina o, jak pisze reżyser w programie, „tajemnej koincydencji”, która zaistniała w roku 1917 w Zurychu, kiedy to mieszkał tam Lenin i dadaiści. Radykalna awangarda, powstała jako anarchiczna reakcja na wojnę i bankrutującą cywilizację, i Lenin, który już niedługo przeprowadzi rewolucję bolszewicką – temat w istocie smakowity i niosący wiele możliwości. Niestety, możliwości te pozostały na zawsze w sferze intencji i w teatralnym programie.

Scenografia jest szaro-czamo-metalowa i klaustrofobiczna. Nachylona scena, zamknięta metalową ścianą z niskimi drzwiami i rzędem lamp-pryszniców. Pojawiają się postaci, niektóre noszą nazwiska dadaistów (Tzara, Serner, Ball), choć reżyser przestrzega przed traktowaniem ich biograficznie, niektóre nie; jest też Monsigniore Uljanow w białym fraku, spokojnie wygłaszający monolog mordercy (zatłukł, pokroił i jeszcze rozdeptał pieska); daje to wyraźnie do zrozumienia. co nas czeka po rewolucji. Są jeszcze dwie panie – demoniczna w stroju seksownej pokojówki i demoniczna w bryczesach, która bywa Matą Hari – ale bardzo tanie to demony. Prężą się, wyginają i machają (zgrabnymi) nogami w sposób znany do znudzenia z kiepskich wystawień Witkacego (tylko Magdalena Nieć w jednej sztuczce była naprawdę zabawna). Panowie z kolei trzymają się kurczowo tych samych środków aktorskich – kamienna twarz, wybałuszone oczy i beznamiętny głos. Plączą się też dalekie echa Kantora – mechaniczne, powtarzające się gesty i słowa, postaci jak wyciągnięte z formaliny. Teksty w ten monotonny sposób przyrządzone ciągną się niemiłosiernie, ani w nich anarchii, ani grozy, ani absurdu, ani śmiechu; to raczej odrabianie lekcji z historii literatury. Podejrzewam, że gdyby tak wyglądały wystąpienia dadaistów, ruch ten zmarłby po jednym wieczorze.

Reżyser zadał w podtytule spektaklu pytanie; „Dlaczego boimy się dada?”. Nie wiem, czy się boimy, chyba nie ma czego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji