Artykuły

Dada to brzmi groźnie

Łukasz Czuj nie szuka poklasku. Choć Symfoniczna wazelina 1917 jest jego trzecim spektaklem, nikt do tej pory nie zaliczył go do grupy „młodszych zdolniejszych” twórców polskiego teatru. W odróżnieniu od Grzegorza Jarzyny oraz Krzysztofa Warlikowskiego krakowski reżyser nie pojawia się w kolorowych czasopismach w asyście pięknych kobiet, nie szuka towarzystwa telewizyjnych kamer, w długich wywiadach nie opowiada o swych literackich fascynacjach. Nie stara się być człowiekiem mediów i nagłaśniać swych sukcesów. Po prostu robi teatr i cały czas podąża własną drogą.

Wyznacza ją literatura. Od pierwszego przedstawienia Tango Oberiu 1928 (Teatr Rozrywki w Chorzowie, 1997) Czuj wierny jest twórczości artystów z oberiuckiego kręgu. W utworach Charmsa, Wwiedenskiego, Olejnikowa znajduje nie tylko absurdalny humor i cienką groteskę, ale i przeczucie nieuchronnej katastrofy. Artysta nie zapomina, że życie leningradzkich poetów brutalnie przeciął reżim Stalina, a pod czarnym humorem czaiła się czysta rozpacz.

Do Oberiutów powrócił w przedstawieniu Sen pogodnego karalucha w ubiegłym roku w krakowskim Teatrze Mniejszym. Tym razem z fragmentów krótkich utworów zbudował własny scenariusz. Pomieścił w nim obok gagów i postaci z oberiuckiej prozy także doświadczenia z ich życia. „Sen pogodnego karalucha” to – moim zdaniem – jedno z najciekawszych przedstawień poprzedniego sezonu i najlepszy dowód możliwości młodego reżysera.

W Symfoniczną wazelinę wplótł Czuj jeden utwór Charmsa, ale tym razem bohaterami uczynił dadaistów. Na scenie pojawiają się więc Tristan Tzara (Tomasz Wysocki - na zdjęciu), Walter Serner (Andrzej Deskur) i Hugo Bali (Tadeusz Łomnicki). Czuj powraca do znanej z Tanga Oberiu konwencji kabaretu, ale jego przedstawienie bliskie jest poetyce Witkacego i Samuela Becketta. Spod absurdalnych żartów przebija niepewność, strach przed przyszłością. To nie są tylko zbitki słowne przypominające dziecięce gaworzenie. To poezja – czy szerzej rzecz traktując – literatura pełną gębą. Swym skromnym spektaklem na kilkoro aktorów Czuj rehabilituje twórczość dadaistów zbyt często lekceważoną nie tylko przez ludzi sceny. Pokazuje jej drugie dno. W jego przedstawieniu te z pozoru bezsensowne wierszyki bliskie są też Franzowi Kafce, a rzeczywistość przypomina koszmarny sen.

Symfoniczna wazelina 1917 jest nie tylko zbiorem gagów i dowcipów. To próba przełożenia ich na język teatru – próba udana. Czuj świadomie zwraca ku lżejszym tonacjom, momentami jest blisko musicalu. Niektóre fragmenty z jego ostatniego spektaklu (kompozycje Dominika Pietraszko) można nucić po zakończeniu przedstawienia. Młody reżyser dobrze prowadzi aktorów Teatru Ludowego. Wysocki, Deskur, Łomnicki oraz Jagoda Pietruszkówna i Magdalena Nieć bezbłędnie wyczuwają trudną, kabaretowo-dramatyczną stylistykę. Spod komicznych grymasów przebija przerażenie zaszczutych ludzi. Ale zabawa musi trwać dalej. Dlatego przedstawienie Czuja przywodzi na myśl bal na tonącym okręcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji