Artykuły

Gehenny twórcze

Moliera albo Zmowę świętoszków ukończył Michał Bułhakow w 1932 r. i złożył na ręce Stanisławskiego. MCHAT nie kwapił się jednak z jej wystawieniem dokonując przez kilka lat nieustannych poprawek. Sztuka, nazwana zresztą przez Gorkiego „wyborną”, a mówiąca o zależnościach wybitnego twórcy od władzy doczekała się w końcu prapremiery w 1936 roku, ale po siedmiu spektaklach została zdjęta z afisza. Powróciła na sceny, zarówno radzieckie, jak i polskie, dopiero w latach sześćdziesiątych.

Kierownik artystyczny teatru legnickiego — Jerzy Jasielski starannie i z inwencją potrafi dobierać repertuar, ma niezły zespół aktorski, ma nawet (lepsze czy gorsze) pomysły inscenizacyjno-reżyserskie, ale niestety nie umie z tych dobrodziejstw należycie korzystać. Tak jest też niestety z Molierem, albo Zmową świętoszków. Reżyser dokonał niedobrej — nieklarownej, niespójnej adaptacji. Niepotrzebnie wprowadził sceny ze Swiętoszka (a przynajmniej nie potrafił należycie udokumentować ich obecności wymowa, całego przedstawienia). Spektakl nabiera dopiero jasnej konstrukcji w drugim akcie, wiernym autorowi. Nie potrafił odpowiedzieć sobie jednoznacznie, o czym chce przeor wszystkim zrobić spektakl kilka nie dokończonych, nie wygranych pomysłów). Nie dokonał należytego rozbioru psychologicznego sztuki, poszczególnych posta ci, związków między nimi.

Scenografia Elżbiety Iwony Dietrych jest wprawdzie kolorowa, wyznacza kilka planów gry, ale jest przy tym banalna i niejednorodna w pomysłach, ciężkawa w wykonaniu i niejednorodna w kostiumach (często wręcz brzydkich).

Tadeuszowi Kamberskiemu w roli Moliera zabrakło natomiast wielkiego aktorstwa błyskotliwej złośliwości. Ostro i dosadnie naszkicowany rysunek roli zatarty został przez nadgorliwą obronę postaci. W wykonaniu aktora Molier był tylko dobrodusznym, znerwicowanym (zastraszonym aż do przesady w ostatnim akcie) staruszkiem. Najlepiej psychologicznie, choć zbyt jaskrawo rozegrała rolę Magdaleny Krystyna Hebda Marian Czerski nie wiadomo dlaczego przedstawia tytułową postać w scenach ze Świętoszka tak karykaturalnie, jakby grał Frankensteina. Nieprzekonujący i monotonny jest w ostatnich scenach dramatu. Jednowymiarowa beż próby obrony, jako „czarny charakter”, zaproponował postać arcybiskupa Józef Gmyrek. Zróżnicowany i wyrazisty w obu rolach jest natomiast Zbysław Jankowiak. Zabawnie, jako jednooki markiz prezentował się Wojciech Stawujak. Coraz lepiej spisuje się na scenie teatru legnickiego Izabela Laskowska — Armanda (w początkowych scenach wkrada się jeszcze nieporadna interpretacja).

W spektaklu jest również kilka pomyłek obsadowych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji