Duszowidzenie
Strach pisać o {#au#199}Dostojewskim{/#}. Cokolwiek się powie, wszystko miałkie. Dostojewski - największa z zagadek literatury, Szekspir - powieści. Ale Szekspir zdążył się ucukrować, uleżeć jak mickiewiczowski tytoń: tysiące i tysiące poetów, krytyków, uczonych oswoiło się i przebadało każde ziarnko, każdą cząsteczkę wielkiego dzieła, które urosło w legendę. Tymczasem Dostojewski - na nasze szczęście, czy nieszczęście - pozostał między nami. Jego bohaterowie mogą w każdej chwili wychynąć zza rogu. Słychać ciągle szyderczy, rozpaczliwy rechot Człowieka z podziemia, Raskolnikow zamierza się wciąż siekierą, Wierchowieński błyszczy w salonach albo poucza z katedry, Karamazow pędzi ku własnej zgubie - na złość Bogu i światu. Co do Marmeladowów i Smerdiakowych, to imię ich legion.
Historia nie pozwala nam jeszcze zapomnieć o Dostojewskim... Wszyscy się też nań powołują, w teologii, filozofii, literaturze - i słusznie, bo wszystko przewidział. Rimbaud chciał kiedyś, aby poeta stał się jasnowidzem; ale czym to poetyckie marzenie wobec duszowidzenia Dostojewskiego! Podobno święty proboszcz z Ars nie musiał nawet wysłuchiwać spowiedzi, grzechy widział, wypisane na twarzy, drżące w głosie penitenta. Dostojewskiemu, gdyby ożył, nie trzeba by opowiadać współczesnego człowieka. On by go zobaczył od razu, w rosyjskim natężeniu, rozpętaniu, wyolbrzymieniu - tak że cokolwiek wymarzymy albo nabroimy, zawsze czujemy się mali wobec jego wyobraźni. Do Dostojewskiego literatura dodaje dziś zwłaszcza słabość, znużenie, nijakość, bezsiłę... Tak, Dostojewski nie był święty; ale był na pewno czarownikiem.
Strach także pisać o Stawroginie. Boć to pewnik, że w wypadku Stawrogina "możliwość obłędu w ogóle nie może być brana w rachubę". Choroba i szaleństwo to dziś pospolite alibi intelektualne: jaka to pociecha powiedzieć, że zbrodnia jest pomyłką natury, kaprysem dziedziczenia? Ale kto jest zdrowy, niech wstanie (i pierwszy rzuci kamieniem, jak powtórzyłby Tichon, który chciał wybaczyć Stawroginowi pod warunkiem, że i jemu Stawrogin przebaczy). Kto nigdy nie chciał odgryźć sąsiadowi ucha, kto w chwili, kiedy cierpiał bliźni, nie patrzył z lubieżnym zadowoleniem na pajączka?
Jeżeli współczesna literatura wie dobrze, że w każdym siedzi malutki Stawrogin (nieporównanie tchórzliwszy i paskudniejszy), to przede wszystkim dzięki Dostojewskiemu. Ale Dostojewski nigdy nie rozgrzesza; nawołuje do przebaczenia, owszem sam jednak rozgrzeszyć nie może, bo za dobrze zna urok i cierpienie zła... Taka jest zagadka i wielkość Dostojewskiego; nie tylko, że zło jest dla niego metafizyczną rzeczywistością; umie równocześnie powiedzieć, że zło jest głupstwem i banalnością (jacy ci wszyscy potępieńcy płytcy, pospolici... - gdzie sekret Stawrogina, księcia zła, który wszystkich uwodzi i porywa, nie wypowiedziawszy jednego mądrego słowa?), ale zarazem fascynacją i obecnością nieodpartą.
Zapewne, trzeba ciśnienia wydarzeń, aby Stawrogin objawił się w całej swojej krasie. Często pozostaje w utajeniu; nie w każdej epoce, nie w każdym społeczeństwie rządzi czy fascynuje. Dlatego jest w Dostojewskim oskarżyciel społeczny, co rosyjską otchłań obnażył i potępił lepiej - on, reakcjonista! - aniżeli pisarze światli, postępowi i rozumni.
Strach wreszcie pisać o biesach. Bo ta gromada błazeńskich "rewolucjonistów" zapowiada już wszystkie nieszczęścia, w jakie popadną później zbawiciele ludzkości. Zapewne, wiadomo dobrze, kto i co posłużyło Dostojewskiemu za inspiracje. Carat wychował sobie oponentów na własną miarę; naznaczonych nieraz piętnem zbrodni, które wszystkim - zwolennikom i przeciwnikom wypalała tyrania. Kłamstwo, zdrada, podłość nie miały granic, bywało, jak później z Azewem, że prowokator prawą ręką zabijał ministra, lewą pisał donosy na organizację.
Ale i po drugiej stronie trafiał się taki Tkaczew, który mniemał, że po rewolucji należy zgładzić wszystkich Rosjan powyżej lat dwudziestu pięciu, jako niezdolnych do zrozumienia nowych idei; albo Nieczajew, który w imię rewolucji przyznał sobie wszystkie prawa, z prawem oszukiwania towarzyszy włącznie. Wszystko zostało dozwolone i w rajskie jabłko postępu wgryzł się robak nihilizmu, tucząc się najszlachetniejszymi nadziejami.
Właśnie ten Nieczajew kazał zgładzić studenta Iwanowa, który powątpiewał (i słusznie) w istnienie nieistniejącego Komitetu Centralnego, nieistniejącego "Wszecheuropejskiego związku rewolucjonistów", którego wysłannikiem mienił się sam Nieczajew; po czym spokojnie wyjechał za granicę (jednak, wydany carskiej policji, umarł w więzieniu, gdzie zdołał jeszcze namówić do spisku - strażników!). Historia Szotowa jest echem zbrodni, popełnionej na zbyt domyślnym studencie; ale i odwrotnie, niejedna z idei, które oblegały pod koniec dziewiętnastego wieku Rosję, została z "Biesów" zaczerpnięta, bo tam najlepiej została uwyraźniona i sformułowana.
Nie można jednak sprowadzać wszystkiego do anegdoty. W "Biesach" odsłania się - jak mądrze powiedziano - "obskurantyzm racjonalistów", niebezpieczeństwo nihilizmu, które i w XX w. nie pozostało nieznane. Kiriłow, chory na wolność; "Bóg jest widmem zrodzonym ze strachu przed śmiercią i cierpieniem. Żeby być wolnym, trzeba zwyciężyć śmierć i strach, trzeba się zabić. Wówczas nie będzie już Boga i człowiek nareszcie stanie się wolny. (...) Ten, kto zabija się, żeby zabić strach, w tej samej chwili stanie się Bogiem". Szigalew, obłąkany równością: "Wszyscy ludzie (...) są sobie równi w niewolnictwie. Inaczej nie mogą być równi". Piotr Wierchowieński, opętany radością burzenia, rewolucją, która ze środka zmieniła się w cel: ,,Czy jesteście za bezpłodnymi dyskusjami, czy za ścięciem miliona głów"? I poprzednik wszystkich, stary błazen i wałkoń bezgraniczny, Stiepan Wierchowieński, liberał i humanista na garnuszku: "Od dwudziestu lat nawołuję i zachęcam do pracy. Żeby Rosja mogła się podnieść, trzeba jej idei. Żeby mieć ideę, trzeba pracować. Zabierzmy się więc do pracy, a dojdziemy do idei...".
Tylko staremu Wierchowieńskiemu pozwoli się Dostojewski opamiętać i nawrócić przed śmiercią. Młody wyjechał bezpiecznie za granicę..., "albowiem - powiada Dostojewski - rasa Wierchowieńskich jest nieśmiertelna". Nigdy nie zabraknie tych, którzy "wychodząc od nieograniczonej wolności dochodzą do nieograniczonego despotyzmu"; tych, którzy w imię równości chętnie i sprawnie zapomną o braterstwie...
Strach pisać o Dostojewskim. Lepiej więc po prostu posłuchać i popatrzeć.