Artykuły

Kontra: Teatralna wydmuszka

Trudno o większy zawód niż przy Zmowie świętoszków w warszawskim Teatrze Powszechnym. Scena znakomita. Tekst najwyższej próby. Temat porywający. Zespół — gwiazdorski. Za pulpitem reżyserskim Jan Englert. Niestety, lepiej obejść się lekturą afisza.

Jan Englert zapowiadał przedstawienie o śmiertelnych związkach artysty z polityką i swobodzie, jaką człowiek teatru może wywalczyć nawet na królewskiej uwięzi. Zapowiedzi nie zrealizował. W całym spektaklu nie potrafił wyważyć proporcji między szczęściem i radością bohaterów a zagrożeniem, w którym przyszło im żyć. Bułhakow napisał bowiem dramat o balansowaniu na krawędzi między dobrem a złem — Englert albo popada w śmieszny dramatyzm, albo komediową przesadę. Gdy Towarzystwo Pisma Świętego zwabiło kawalera d’Orsigny’ego na obrady tajnego konwentyklu, a jego członkowie mają krążyć wokół ofiary jak sępy — wyglądają jak gromada przebranych w maski urwisów bawiących się w kółko graniaste. Gdy Molierowi udało się wbrew arcybiskupowi Paryża przekonać Ludwika XIV, by nie zakazywał grania Świętoszka — Molier Mariusza Benoit biega wokół Zdzisława Wardejna jak chłopczyk, któremu udało się uniknąć kary za podglądanie starszej siostry. W ogóle Mariusz Benoit sprawia zawód. Dobry, kiedy trzeba pokazać ludzkie oblicze geniusza sceny, nie potrafi wydobyć z postaci dramatycznej nuty. Staje na czubkach palców, ale nie sięgnie wysoko. Minie się ze swoją rolą.

Wydaje się, że przyczyną niepowodzeń Jana Englerta była chęć wystawienia spektaklu z iście francuską lekkością. Wdzięku jest jednak aż nadto. Krzysztof Wakuliński w roli Ludwika XIV puszy się na scenie z właściwą dla jego gry ironią i byłby znakomity, ale w benefisie — tu gra jednak tylko dla braw, dla siebie. Równie wyabstrahowana ze spektaklu jest scenografia Zofii de Ines — bardzo kunsztowna, wykonana w najlepszym stylu, z najlepszych materiałów, pyszna jak tylko mogły być stroje na dworze Ludwika XIV. W pustej przestrzeni skromnej sceny Teatru Powszechnego wyglądają jak kwiatek do kożucha, kłują w oczy niepotrzebnym przepychem. Są zbędnym ornamentem. Jak sztuczka z klawesynem, który uruchamia w spektaklu Englerta ukryty wewnątrz instrumentu aktor. Po co, dlaczego? Tak piękna i barwna, ale pusta jest tylko wydmuszka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji