Miłość skazana na śmierć przez nienawiść
…a więc doczekaliśmy się wydarzenia, przepowiedzianego w trzeciomajowej „uwerturze”: Teatr Ludowy przedstawił Romea i Julie w pełnospektaklowym metrażu, w pełnoprofesjonalnej obsadzie. Jedyną aktorką spoza reprezentującego kilka generacji grona zawodowców była odtwórczyni tytułowej postaci — Dominika Bednarczyk, Studentka Uniwersytetu Jagiellońskiego, zdobywczyni najwyższej oceny w grudniowym konkursie na tę rolę. Z powierzonego jej zadania wywiązała sie bezbłędnie. Doskonale opanowanie tekstu, autentyczność przejść z monologu w dialog (Scena Balkonowa noc poślubna); dziewczyna naprawdę wypowiada głośno swe myśli nie podejrzewając obecności drugiej osoby i naprawdę przeżywa zaskoczenie w momencie ujawnienia się tej osoby.
Trafnie dokonany został przez reżysera Krzysztofa Orzechowskiego wybór Romea (Piotr Urbaniak), albowiem potwierdza się teza z Poskromienia złośnicy, iż artysta ten czuje Szekspira, podobnie zresztą, jak Rafał Dziwisz — franciszkanizm. Ojciec Laurenty zachowuje tę cechę osobowości zarówno, gdy jako pątnik — narrator wprowadza widza w świat nękającej Weronę walki zwaśnionych rodów, jak i wtedy gdy dążąc do ich pojednania i szczęśliwego połączenia bohaterów dramatu wykazuje zdolności „urodzonego konspiratora”.
W odróżnieniu od wersja skróconej — nie prezentuje typu konspiratorki Niania (Ewelina Paszke), skupiając się na oszałamiającej odbiorcę grze komicznej, rubasznej miejscami, jakby żywcem wyjętej z Commedii dell’arte. Pierwiastek komizmu uosabia również Merkucjo (Roman Gancarczyk), najdynamiczniejsza bodaj tak w domenie Słowa jak Ruchu postać przedstawienia.
Ekspresję dramatycznych sytuacji i narastającej atmosfery grozy znakomicie pod kreślą muzyka Stanisława Radwana i za sługująca na osobne omówienie scenografia Elżbiety Krywszy. Architektura przestrzeni gry operuje w zasadzie dwoma kompozycjami, ale jak operuje! Gładka ściana zamykająca perspektywę zbieżną staje się niemym świadkiem wzajemnych złośliwości wyrządzanych sobie przez zwaśnione obozy (grafitti do złudzenia przypominające „Świętą Wojnę” krakowskich kibiców piłkarskich), później — tragicznej miłości (wizerunek serca); tu rozgrywa się słynna Scena Balkonowa po mistrzowsku zaaranżowana przy pomocy opuszczonego na linach pomostu. Druga kompozycja — zbudowana z trzech kamiennych bloków niczym staroceltyckie dolmeny wnętrze grobowca, współdziała ze światłem pochodni, co wzbudza niezatarte wrażenie eskalacji napięcia.
Element Ruchu pokierowany został rękoma choreografa Agnieszki Łaskiej i autora układu pojedynków Ryszarda Rutkowskiego. Pojedynków — dodać należy — prowadzonych z taką finezją i temperamentem iż spektakl niniejszy ucieszy amatorów „płaszcza i szpady” nie mniej niż wielbicieli „dobrego Szekspira i dobrego Barańczaka”…