Katastrofa pająka
"Zapasiewicz gra Becketta" z Teatru Powszechnego w Warszawie na Festiwalu Beckett-Dedykacje w Krakowie. Pisze Magda Huzarska w Gazecie Krakowskiej.
Duży pająk przysiadł w kącie mojego pokoju. Znieruchomiał, czeka. Mam wrażenie, że mierzy mnie wzrokiem, wie, że muszę jakoś zareagować i przerwać jego marną egzystencję. Pewnie jest przerażony, a może tylko tak mi się wydaje. Może on, zagrzebawszy się w swej sieci, dawno pogodził się z losem. Kiedyś, owszem, buntował się przeciw swojemu przeznaczeniu, uciekał, może nawet wydawał bezdźwięczne okrzyki. Kiedyś polował, bo jeszcze widział w tym sens. Ba, może nawet myślał o jakiejś pajęczycy, z którą utkałby gniazdo. Teraz w ciszy czeka na ostateczną katastrofę.
"Zbigniew Zapasiewicz gra Becketta", a ja myślę o moim pająku. Ostateczna klęska wisi w powietrzu.
Coraz rzadziej widywany na scenie aktor przywiózł na krakowski Festiwal Dedykacje trzy jednoaktówki Samuela Becketta, które w warszawskim Teatrze Powszechnym wyreżyserował Antoni Libera. Zbigniew Zapasiewicz obchodził tym spektaklem swój podwójny jubileusz - 50-lecia pracy artystycznej i 70. urodzin.
Zaczyna się od "Katastrofy". Z ciemności wyłania się sylwetka starego mężczyzny, znieruchomiałego jak zrezygnowany pająk, wciąż tkwiący w kącie pokoju. Asystentka (Olga Sawicka) na polecenie Reżysera (Sławomir Pacek), kreatora rzeczywistości, stopniowo odsłania jego szponiaste dłonie, nogi starca i siwą głowę. Upokorzony człowiek na postumencie to katastrofa, igraszka losu kształtowana przez zadufanego w sobie twórcę.
W "Impromptu Ohio" na scenie panuje mrok. W ciemności nie widzimy twarzy Protagonisty Zapasiewicza. Zasłaniają ją długie włosy, takie same jak włosy Słuchacza (Antoni Libera), który uderzeniami dłoni o blat stołu zmusza bohatera do powtarzania fragmentów czytanej księgi. Świat przeobraża się tu w księgę, księgę raz na zawsze zamkniętą, a równocześnie wiecznie otwartą.
Zapasiewicz zostawia ją, by odsłonić prawdę o przegranym życiu starego pająka. Puszcza "Ostatnią taśmę" i przysłuchuje się swojemu nagranemu przed laty głosowi. Stary pająk nie może nadziwić się swojej szczeniackiej głupocie, swoim zaniechaniom, aferom, w które się wplątywał, a które powinien omijać szerokim łukiem. Stary pająk Zapasiewicza tka swoją historię, niczym sieć, precyzyjnie i subtelnie. Bez tragicznych uniesień i błazeńskich gestów. Wirtuozeria godna mistrza, przeplatana autoironicznymi komentarzami. Bo Krapp Zapasiewicza to inteligent u kresu drogi, który już nie wyplata się z zastawionej na niego gdzieś tam w górze sieci.