Artykuły

Brat Franciszek na scenie

Jestem pod działaniem świeżo doznanego, bardzo szczególnego przeżycia teatralnego, wywołanego postacią św. Franciszka z Asyżu na scenie, a tym samym przeżycia więcej niż teatralnego. Sytuacja, w jakiej pojawia się św. Franciszek, nawet sceniczna, a zatem sztuczna, od razu wprowadza w rejony porywającej i dramatycznej prawdy na temat duchowej kondycji człowieka, dotkniętego błogosławieństwem Łaski. Promieniowanie tego niezwykłego, aż nieprawdopodobnego człowieka bije nawet z teatralnej sceny.

Patrzę oto na zachwycające pomysły i wyczyny św. Franciszka, na przemieniany przez niego świętym czarodziejstwem świat – i konfrontuję ten obraz z „moim” św. Franciszkiem. Bo każdy ma swojego Franciszka Celano, Chesterton, Brandstaetter, Green Frossard, Zefirelli… Ogrom literatury wszelkiego rodzaju sztuki – plastycznej muzycznej, operowej, teatralnej, filmowej… Święty poverello, nawiedzony fantasta, stygmatyk, hipis… Kult, legenda… Nieporównywalna z nikim i z niczym obecność w kulturze europejskiej… Patron ruchu ekologicznego…

Mój Franciszek, życiorysowy, literacki, psychologiczny, teologiczny, mistyczny, ekologiczny, budujący wciąż rosnący za chwyt – nie ma przecież nic z mdłej i słodkiej hagiografii, pławiącej się w różowo-błękitnych mgiełkach ckliwej pobożności, podkarmianej smużką skrzydlatych myśli, aktów strzelistych i ładniutkich cnotek. Franciszek to najpełniejszego wymiaru człowiek, rycerz, mocarz, cichy zdobywca, wolny pan samego siebie, gorący i opanowany, szalony i rozsądny, dziecinny i dojrzały, niezłomny i łagodny, zachwycony pięknem stworzonego świata i zakochany w Bogu, twardy i tkliwy, milczący i rozśpiewany… Franciszek pełen jest paradoksów i kontrastów, zharmonizowanych w polifoniczną symfonię.

Pierwsi i późniejsi hagiografowie w zapale redukowania świętości do legendy chcieli zniszczyć prawdę o młodości Franciszka sprzed nawrócenia, chcieli umniejszyć w nim człowieka i jego heroiczna walkę. Trzeba by więc ocalić tę prawdę, ukazać temperament i charakter Franciszka, dla którego nawrócenie nie stało się zatarciem człowieczeństwa, lecz nowym jego wyrazem. Franciszek, czy to grzesznik czy święty, zachowuje te same cechy charakteru: wrodzony entuzjazm i młodość serca odporną na wszelkie próby, zdolną do wielkiej miłości. Możemy w nim spotkać zachwycający wariant żywej tajemnicy chrześcijańskiego życia: ułomny i grzeszny człowiek, dotknięty nędzą fizyczną i moralną – może z laski Boga i porywu serca wznieść się ku wolności i miłości, ku Bogu. Franciszek – przykład chrześcijańskiego geniusza słonecznego, promiennego, geniusza radośnie zakochanego w miłości, miłującego wszystko na tym świecie, każdy ślad Boskości.

Przedstawienie w Teatrze Ludowym w Krakowie – Nowej Hucie wydobywa ten radosny wątek, a raczej tę radosną nutę Franciszkowej przygody z samym sobą, z Bogiem i ze światem – zresztą w zgodzie ze swym gatunkiem scenicznym. Forza venite gente – Brat Franciszek, włoska komedia muzyczna, której autorami są Mario Casteliacci (tekst) i Michele Paulicelli (muzyka), obchodzi swe 10-lecie powstania i wędrowania po scenach. Powstała bowiem w 1981 r. w Viterbo i tam, w Teatro dell’Unione, była wystawiona po raz pierwszy, odnosząc znaczny sukces. W roli Franciszka występował znany włoski piosenkarz, M. Paulicelli, autor muzyki do spektaklu. We Włoszech ta komedia była wystawiana kilkaset razy. Potem trafiła, z powodzeniem, na sceny Szwajcarii i Francji. Przedstawienie w wersji hiszpańskiej miało w Meksyku trzysta powtórzeń. Przygotowywana jest wersja niemiecka i japońska. Dokonano także rejestracji spektaklu dla programu telewizji RAI UNO. Prawa autorskie na teren Polski posiada franciszkańskie czasopismo młodych Bratni Zew w Krakowie.

Dyrektor Teatru Ludowego Jerzy Fedorowicz, kierujący placówką z fantazją i odwagą jakiej wymagają ciężkie dla kultury czasy, w specjalnej wkładce do programu spektaklu składa podziękowania wszystkim, którzy okazali pomoc finansową przy realizacji tego kosztownego przedsięwzięcia teatralnego. Jest tych dobrodziejów kilkunastu, aż trudno ich tu wyliczać, wśród nich znajduje się również, klasztor oo. Franciszkanów w Niepokalanowie i Bratni Zew. Bardzo to piękne i znamienne w czasie obiecujących, ale trudnych przemian w polityce, gospodarce i kulturze. Może dzięki takim właśnie inicjatywom wartości chrześcijańskie mają szanse inkulturacji na nowych drogach poszukiwania i utwierdzania naszej tożsamości, na drogach, na których spotykają się ludzie z rożnych stron rzeczywistości ludzkiej.

W tymże programie Andrzej Zając, franciszkanin, pisze „Franciszek tworzył, ale pobudzał też innych do twórczości. Artyści wyczuleni na piękno jego życia pochylają się nad nim i wydobywają nowe treści – proste, a zaskakujące. Posługując się słowem, dźwiękiem, obrazem, ruchem, ukazują misterium radości i cierpienia, umierania i rodzenia, i to wszystko w nadziei na jutro pełne prawdziwej miłosnej szczęśliwości. A fenomen świętej miłości zapładnia wciąż umysły i sprawia, że świat staje się jaśniejszy, człowiek dostrzega brata i tanecznym krokiem biegnie z nim ku Światłu.

Świetnie. Trafnie. Franciszkańska Forza… jest tanecznym biegiem ku Światłu. Mógłbym tu zgłaszać niejakie pretensje, że za dużo było w przedstawieniu tańców, podrygów, polatywania ku niebiosom i strącania złych mocy w czeluści piekieł, za dużo mrugawicy kolorków, świętej błazenady i anielsko-szatańskiego szczebiotania. Najwyraźniej jasna, zstępująca z wysokich jasności legenda zwyciężyła i zapanowała na scenie i wzniosła się płomiennym słupem ku nieskończoności, szczególnie w sensie finalnego hymnu radości i uwielbienia.

Ale wszak we Franciszkowym bogactwie, w jego wielobarwnej panoramie ziemi i nieba, w uniwersum Stwórcy i Stworzenia, w uwielbieńczym uniesieniu z padołu cierpienia – i taki dziecięco-dojrzały wzlot jest na miejscu, jest prawomocny. Może nawet dominujący? Zwłaszcza w muzycznej komedii?

Stąd zwycięstwo prostej, pięknej muzyki zaskakująco giętkie dostrojenie się zespołu aktorskiego do trudnego, wyrastającego porad zwykłe wymagania teatru dramatycznego zadania. Rafał Dziwisz, jako Franciszek, był piękny, z tego i nie z tego świata wzięły porywem entuzjazmu, pokonujący wszystkie przeszkody, utkany z pieśni ewangelicznych wezwań, lekki, sprawny fizycznie, głosowo i aktorsko, owiany zniewalającym wdziękiem i ciepłem, natchniony poezją, rozśpiewany w każdym szczególe ludzkiej egzystencji. Jego ojciec, w którego roli wystąpił Sławomir Sośnierz, był istotą kontrastowo, rubasznie, prostacko i dowcipnie cofniętą w ciasne rewiry płaskiego rozsądku, grubego utylitaryzmu i kalkulatorskiej mentalności. Klara Agaty Jakubik była dobrze śpiewającą zjawą z pieśni, przechodzącą leciutko z jednego świata w drugi. Inteligentnie i przewrotnie łączyła te dwa światy. Interesująco, w sposób godny zapamiętania kreuje tę postać Ziuta Zającówna. A cały parudziesięcioosobowy zespół aktorski – po ciężkiej pracy przygotowawczej – z zapałem i niemałym talentem wznosi się pięknie do poziomu oczekiwań widowni, która spragniona czystych wzruszeń estetycznych i religijnych, obdarza co chwila wykonawców nie spotykanym gdzie indziej aplauzem.

Ten fakt z dziedziny kultury, a także to zjawisko teatralne godne jest refleksji. Ponura rzeczywistość, brutalna, zatruta żądzą bezwględnego bogacenia się, podniecona wybłyskami pornografii, a obok tego symptomy beznadziei, zagubienia i zmącenia, pomruki totalnej niewiary, frustracji i zapadania się w przepastne labirynty bez wyjścia – czekają na błogosławione, wyzwolicielskie rozjaśnienia. Może tę ciężką, ciemna masę ludzkiej niedoli, grzęznącą groźnie w obniżonych partiach ziemskiej egzystencji, trzeba przebić jaśniejącym strumieniem nadziei, radości i perspektywy, czerpanym franciszkańskim stygmatem z hymnicznego poematu Ewangelii.

Nieoczekiwanie Teatr Ludowy z Bratem Franciszkiem znalazł się w tym nurcie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji