Artykuły

„Szary braciszek...”

Jeżeli zostanie zapowiedziane, że tym razem w teatrze będzie serwowany musical, to od razu zainteresowanie publiczności wzrasta, ale dyrektor Fedorowicz dorzucił jeszcze: „…o świętym Franciszku”. W czasie, kiedy mnożą się różnego rodzaju Stowarzyszenia religijne, a inne, istniejące już, przyjmują sobie świętych patronów, to dość ryzykowny wybór. Ale też odwaga mówienia o beztroskim ubóstwie, kiedy wszyscy wokół handlują i liczą. Jak zatem broni się franciszkanizm naiwny, zważywszy, że dobro niestety, jest zdecydowanie niesceniczne?

Co prawda nowohucki Brat Franciszek nie uniknął ani infantylności, ani lukrowanych obrazków, białych aniołków ze złotymi gwiazdkami u czoła, ale był ładny! Szczęśliwie zgubiono w spektaklu całą teologię (chociaż w tym względzie nadrobił „ewangelizujący" program opracowany w części przez redakcję Franciszkańskiego Czasopisma Młodych „Bratni Zew”), zastępując ją pięknymi, barwnymi, rozśpiewanymi i roztańczonymi scenami. Zostały one rozdzielone, jak intermediami, epizodami rodzinnych kłopotów Franciszkowego ojca, kupca Piotra Bernardone (Sławomir Sośnierz), opowiadanymi Stukniętej — żebraczce (świetna w tej roli Ziuta Zającówna).

Przez ustawienie akcji tych dwu osób na proscenium i ich wyrazistość, awansowały one do rangi postaci przewodnich. Stuknięta celnie i dowcipnie broniła Franciszkowych ideałów, a Bernardone był postacią plastyczną i dynamiczną, jak przystało na „negatywnego bohatera”. Podobnie zresztą wyróżnili się Diabeł (R. Gancarczyk) i Wilk (A. Franczyk). Sam zaś „szary braciszek” (Rafał Dziwisz) choć śpiewający, ostał się w tle razem z gromadką swoich współbraci, którzy zindywidualizowani byli, niestety, tylko w liście obsadowej, a ich nietuzinkowe — znane chociażby z Kwiatków świętego Franciszka — osobowości mogły przecież przydać rumieńców życia świątobliwej idei. Nie sprostały temu również podśmieszone z lekka towarzyszki świętej Klary, a dopiero grupa dzieci ze Szkoły Muzycznej w Nowej Hucie, przypominając czasem bandę Robin Hooda, a czasem chórek przekornych aniołków. To właśnie ich obecność na scenie sprawiła, że infantylizm nie raził, a bywał prostotą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji