Artykuły

Wszystko umiał przekuć na dobro

LEON NIEMCZYK nie lubił siebie na ekranie. Do wszystkiego, co robił, podchodził krytycznie. Zawsze irytował się, oglądając jakąś telewizyjną powtórkę, że rolę zrobiłby inaczej.

Leon Niemczyk aktorem został przypadkowo, a na jego losach zaważyły wydarzenia wojenne. Jeden z najznakomitszych i najbardziej znanych w świecie polskich aktorów urodził się i wychował w Warszawie. Miał szesnaście lat, kiedy wybuchła wojna, trzydzieści, gdy zadebiutował w filmie. Od tamtej pory był łodzianinem. Tu po długiej chorobie zmarł, we własnym, dwupokojowym mieszkaniu, na IV piętrze bloku przy ul. Staszica.

Już na początku wojny został ciężko ranny: miał przestrzelone udo, rok chodził o kulach. Maturę zdawał na tajnych kompletach. W wieku 19 lat wstąpił do podchorążówki. Zimą z 1943 na 44 była wsypa: przyszło po niego gestapo, uratował się skokiem z okna i ucieczką z miasta. Od tego momentu, aż do końca wojny żył dzięki fałszywym papierom i świetnej znajomość języka niemieckiego.

Życie jak scenariusz

Przed powstaniem warszawskim wrócił do stolicy... na lokomotywie. Za podróż zapłacił pół litra spirytusu. Przez pierwsze dni spał w stajniach, pod mostem Poniatowskiego. W dniu wybuchu powstania nie doszedł do swojego oddziału. Trafił do jednostek "słoni", które przenosiły tunelami do śródmieścia broń i jedzenie.

- Wyszedłem z Warszawy do Pruszkowa na początku października pod innym nazwiskiem - wspominał. - Uciekłem do lasu. Dowiedziałem się, że matka została wywieziona do Krakowa, a tam zaczęła się łapanka - wygrzebywanie warszawiaków. Znowu uratowała mnie znajomość niemieckiego i inżynier Berent, przypadkowo poznany człowiek, który obok Wrocławia układał tory kolejowe dla Niemców. Niemcy wywieźli jego ekipę pod Norymbergę, do układania torów zniszczonych na skutek amerykańskich nalotów.

Na początku 1945 roku armia amerykańska generała Pattona szła na Bawarię. Leon Niemczyk znał niemiecki, angielski i czeski - był więc bezcenny. I tak z Pattonem trafił do Włoch.

- Leon zaskakiwał - mówi Zofia Czernicka, która na kilka miesięcy przed śmiercią nagrała z nim telewizyjny wywiad, bodaj ostatni. - Mimo że wiedziałam, że lubi żartować, nie spodziewałam się, że lekko potrafi mówić nawet o dramatycznych wydarzeniach wojny. Ale żartobliwego tonu używał wyłącznie w stosunku do siebie. O innych mówił poważnie. To była cudowna rozmowa i trudno pogodzić się z myślą, że ostatnia.

Do kraju wrócił w 1947 roku, żeby odnaleźć matkę. Gdy zobaczył, co dzieje się w Polsce, postanowił uciec. - Złapali mnie w Cieszynie. Tydzień siedziałem w betonowym bunkrze: 70 cm szerokości, 150 długości i 80 cm wysokości, przy 20 stopniach mrozu. Później pół roku spędziłem w warszawskim areszcie na Koszykowej. Byłem między innymi oskarżony o przerzut ludzi na Zachód, bo w tym samym czasie uciekli z kraju moi dwaj bracia - właśnie do Włoch. Na szczęście miałem papiery wystawione przez amerykańskie władze i nasi myśleli, że jestem szycha. Zwolniono mnie.

Ucieczka z Polski nie przestawała jednak chodzić mu po głowie. Pojechał do Gdańska, pracował w stoczni. Miał zamiar uciec na statku, tymczasem... trafił do działającego tam teatru. Od tej pory rano pracował, a po południu chodził do studia. Niedługo później zwolnił się ze stoczni i zaangażował w Teatrze Wybrzeże. Potem był czas pracy w teatrze w Bydgoszczy, dokąd ściągnął go Adam Grzymała-Siedlecki. To on pomógł mu przygotować się do egzaminu eksternistycznego, który zdał w 1952 roku. Na ekranie Leon Niemczyk zadebiutował rok później w "Celulozie" Jerzego Kawalerowicza.

- Spodobałem się w spektaklu teatralnym "Awantura w Chioggi" Goldoniego. I zagrałem pierwszą wymarzoną rolę filmową. Byłem pełen euforii. Niedługo czekałem i film znów się o mnie upomniał - wezwano mnie do Łodzi, do innego filmu - wspominał. I tak w Łódź stała się jego miastem.

U Kawalerowicza stworzył jeszcze niezapomnianą wielką kreację w "Pociągu" z Lucyną Winnicką.

- Potrzeby był przystojny i nieodgadniony mężczyzna - wspomina Jerzy Kawalerowicz. - Myślałem o Stanisławie Zaczyku, ale przypomniałem sobie Leona z "Celulozy". Kiedy przyjechał na zdjęcia wszyscy wiedzieliśmy, że może zagrać tylko on. On miał takie spojrzenie, takie oczy, pod które można było podłożyć wszystko.

1961 rok był przełomowy: zagrał w filmie "Nóż w wodzie" Romana Polańskiego. I zaczęto angażować go za granicą. Zniknął z Polski. Grał wiele w produkcjach niemieckich: wschodnich i zachodnich. W tamtych latach wyjazd do NRD był tym, czym dzisiaj wyjazd do Ameryki - wspominał.

O aktorstwie mówił, że to ciężki zawód. Do każdej roli przygotowywał się niezwykle starannie. Bez względu czy była główna, czy epizodyczna. Aktorstwo było jednak dla niego nie tylko pasją, ale i sposobem zarabiania pieniędzy. Nigdy też nie widział niczego złego w udziale aktorów w reklamie. Znany z poczucia humoru, powiedział kiedyś, że najchętniej reklamowałby to, co zabronione: alkohol i papierosy.

- A skoro to zabronione, to co mam reklamować: kaszkę mannę? - zapytał.

Kiedy w łódzkiej Alei Sławy na Piotrkowskiej odsłonił swoją gwiazdę, miał mieszane uczucia i nie krył tego. - To trochę ponura historia: śmierć Wytwórni Filmów Fabularnych i te nagrobki w Alei Gwiazd... - mówił sarkastycznie.

Dziesięciu byków

Niemczyk znany był też z burzliwego życia. Przyznawał się do sześciu żon. Uwielbiał też samochody i - jak sam mówił - niezłe alkohole. Kiedyś poprosiłem go o zrobienie "remanentu" żon: - Pierwsza była Jugosłowianką, później była Tatiana, była Kubanka, dalej Krystyna, później Niemka. Dwa razy żeniłem się i dwa razy rozwodziłem per procura. W Łodzi rozwodziłem się trzy razy. Pod tym względem Łódź była dla mnie łaskawa.

- To, co Leon przeżył, wypił, wyśpiewał, wytańczył i wypalił, zabiłoby dziesięciu byków - mówi Jan Nowicki, aktor. - On miał żelazne zdrowie, ale gdzieś w końcu coś musiało go dopaść. Nade wszystko Leon był do końca mężczyzną. Miał 83 lata, a przecież po świecie chodzą 35-letnie, 40-letnie kapcie, jakieś męskie klony.

Osobowość Niemczyka charakteryzowała również porywczość. Leon był blisko zaprzyjaźniony z moimi rodzicami i bardzo często bywał u nas w domu. Pamiętam, jak podczas jakiegoś przyjęcia o mało nie doszło do rękoczynów: żona Leona - Krystyna tańczyła z prof. Andrzejem Zwierzakiem, zdaniem aktora, zbyt blisko. Szczęśliwie awanturę szybko utopiono w alkoholu i śmiechu.

Uwielbialiśmy go

Jak przystało na gwiazdę - Leon jeździł świetnymi samochodami. Szczególnie rzucało się to w oczy w ubogim socjalizmie. Niemczyk nie miał pierwszego samochodu, bo od razu miał dwa pierwsze: mercedesa i amerykańskiego jeepa. Jeździł nimi na Zachodzie, w roku 1945, z amerykańskim prawem jazdy. Pamiętam, jak we wczesnych latach 70. podwoził mnie do szkoły beżowym renault 16 i jak koledzy z zazdrością przyglądali się "maszynie", a ja pękałem z dumy.

Pasja motoryzacyjna Niemczyka nie przekładała się na zainteresowanie mechaniką. W żadnym swoim aucie nigdy niczego nie zreperował. - Mechanicy nie grają, aktorzy nie reperują, każdy robi swoje i tak jest dobrze - śmiał się.

Przez całe życie Leon Niemczyk uchodził za mężczyznę nie tylko szarmanckiego, ale eleganckiego: ubrany był zawsze znakomicie. I było to wyłącznie zasługą jego gustu i smaku. Wiele ubrań kupował za granicą.

Lubił podróżować, ale niewiele miał czasu na turystyczne wojaże. Jeździł głównie do pracy, a gdziekolwiek był, przywoził stamtąd rozmaite pamiątki, bywało, że żony. - Zawsze przywoziłem do Polski jakieś gadżety - mówił w jednym z wywiadów. - Skóry węża np. przywiozłem z Wietnamu. Byłem tam tak popularny, że na ulicach krzyczeli za mną "Żanek" - tak miałem na imię w wyświetlanym tam serialu niemieckim. Mam pamiątki z Bliskiego Wschodu, z Kuby.

W swoim niewielkim mieszkaniu nie gromadził ich jednak, zwykle rozdawał. Ale ściany obwieszone były rozmaitymi "totemami", fotografiami, obrazami. Na jednej ścianie wisiał wielkich rozmiarów portret pędzla profesora Justa. Przedstawiał Niemczyka w kostiumie ze sztuki "Nauczyciel tańca" Lope de Vegi, w której grał przed laty w łódzkim Teatrze Powszechnym.

- Grało się z nim wspaniale - mówi Halina Pawłowicz, partnerka Niemczyka w tym przedstawieniu, ale i w wielu innych. - Miał niesamowity temperament i talent. Graliśmy razem bardzo dużo, sporo przegadaliśmy. Leon był człowiekiem niebywałego optymizmu, zawsze uśmiechnięty, nigdy się na nic nie skarżył: wszystko umiał przekuć na dobro. Wspaniale opowiadał, cudownie żartował. Uwielbialiśmy go.

- Bardzo chciałem się z Leonem spotkać, ale nie udało się, nie zdążyłem - mówi aktor Jan Machulski. - Zawsze było tak, że jak się spotkało Niemczyka, to dzień się dobrze zaczynał. To był wspaniały aktor i kolega.

Nigdy się nie mylił

W Teatrze Powszechnym Niemczyk miał pozycję niepodważalną. U szczytu kariery definitywnie rozstał się ze sceną, całkowicie poświęcając filmowi. Wystąpił w ponad czterystu filmach (w ok. 150 zagranicznych). - Tych ponad czterysta filmów to nie tylko główne role - wspominał. - Był okres głównych ról, owszem, ale ja jestem jak maratończyk: żeby biegać czterdzieści kilometrów, musi codziennie biegać po kilkanaście. Poza tym zawsze najbardziej kochałem film, a teatr był dla mnie odskocznią.

Jego grę podziwiał Filip Bajon, w którego reżyserii Niemczyk zagrał tytułowego Hrabiego w Teatrze Telewizji. - To była piekielnie trudna rola. Tam były olbrzymie, bardzo długie teksty prawnicze. Ja robiłem długie ujęcia. Leon miał wtedy 75 lat i on się nigdy nie pomylił - wspomina Bajon.

Niemczyk nie lubił siebie na ekranie. Do wszystkiego, co robił, podchodził krytycznie. Zawsze irytował się, oglądając jakąś telewizyjną powtórkę, że rolę zrobiłby inaczej. Znałem go przez całe swoje życie i nigdy nie przemknęło mi przez myśl, że znam gwiazdora. Tylko pogodnego, szczerego, zwyczajnego, choć niezwykłego człowieka. Ma rację Michał Szewczyk, który z Leonem nagrał się i w filmie, i w teatrze, mówiąc, że Niemczyk sam nie doceniał tego, co zrobił. Ta powinność spoczywa dziś na nas i to jesteśmy mu winni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji