Artykuły

Jestem dyżurną od nieszczęśliwych kobiet

- Teatr, który pokazuje ekstremalne przeżycia, jest dla wielu ludzi wentylem bezpieczeństwa. I jeśli po stronie widowni nie ma zgody na spektakl, a nawet rodzi się sprzeciw i bunt, może to również oznaczać trafienie w czuły punkt widza. Dotykamy tabu, odzywa się jakaś życiowa przegrana, która jest ceną za brak odwagi - mówi Danuta Stenka przed sobotnią premierą "Fedry" w reżyserii Mai Kleczewskiej w Teatrze Narodowym w Warszawie.

Nie ma w Polsce takiej drugiej aktorki, która odnosiłaby sukcesy w produkcjach popularnych, masowych, a jednocześnie stwarzała wielkie role teatralne. Czuje pani, że w kinie i w teatrze podziwiają panią dwie różne grupy odbiorców? - Żałuję, że ludzie decydują się tylko na ulubiony smak, tak jakby musieli wybrać: albo kawa, albo herbata. Większość widzów zachwyconych "Nigdy w życiu" nie zaryzykuje wieczoru w teatrze - boją się, że może być nudno. A teatromani wstydzą się pójść na "Nigdy w życiu", bo zostało uznane za filmowy śmieć, fast food. A pani potrafi przygotować zarówno smacznego hamburgera, jak i wykwintne danie? - Nie wiem czy potrafię. Mam za to pewność, że nie każdemu oba dania smakują. Ale nie chcę się ograniczać. Kocham teatr, a choć krytyka ganiła mnie za "Nigdy wżyciu", bardzo sobie chwalę, że odgruzowałam tym filmem drogę do jasnej, lekkiej strony mojego aktorstwa. Ta rola przypomniała mi, że przed laty występowałam w komediach i farsach.

W "Kochankach z Marony" gra pani kobietę, której mąż zakochał się w młodszej, w "Fedrze" pani bohaterka zakochuje się nieszczęśliwie w młodym Hipolicie. Czy dla pięknej i utalentowanej aktorki przeżywanie odrzucenia na scenie nie jest jak science fiction?

- Wydaje mi się, że jestem dyżurną od nieszczęśliwych kobiet. Takie role dostaję i nie ukrywam, że dobrze się w nich czuję. Tak kolorowo i jaśniusieńko to ze mną nie jest.

A kiedy Grzegorz Jarzyna w "Don Giovannim" i teraz Maja Kleczewska w "Fedrze" namawiają panią do zagrania ostrych obyczajowo sytuacji - nie cierpi na tym pani wrażliwość?

- Nie, a właśnie w "Fedrze" zdarzyła się sytuacja, jakiej w teatrze jeszcze nigdy nie przeżyłam. Jestem z nagim mężczyzną. W związku z tym, że sytuacja rozgrywa się na scenie - zapominam o sobie. Ale przecież dalej czerpię z siebie. Wiem też na 100 procent, że gdyby oglądano mnie w takiej sytuacji prywatnie - umarłabym ze wstydu. Tymczasem na scenie w ogóle go nie odczuwam. I ta myśl nie daje mi spokoju. Ktoś mnie zapytał: ciekawe, jak zareaguje mąż? Właśnie, ciekawe? Bo to nie jest film, który możemy obejrzeć razem i wiemy, że to jednak fikcja. W teatrze obcuje się z żywym człowiekiem. Można wszystkiego dotknąć. Czuje się zapach życia.

Po premierze "Don Giovanniego" spotkałem w teatrze starszych ludzi, którzy kręcili głową na pani obyczajową odwagę.

- Coś w tym musi być, bo znam panią, która towarzyszy moim wszystkim rolom. Przyszła też na "Don Giovanniego". Ale kwiaty przekazała mi przez osoby trzecie. I od tego czasu się nie odezwała. Może uznała, że sprzedałam duszę diabłu?

Mówi pani o tym tak słodko i z taką radością! Może poczuła pani wolność i odrzuciła konwenanse, które nas zniewalają?

- Może na tym właśnie polega uroda mojego zawodu, że na scenie czujemy się wyzwoleni.

Myśli pani, że odważne obyczajowo spektakle Warlikowskiego, Jarzyny i Kleczewskiej zmieniają nas?

- Uważam, że teatr pokazuje nam to, w czym tkwimy po uszy w życiu. Jest przecież odbiciem świata.

A nie wydaje się pani, że teatr od zawsze przełamuje tabu, portretując tych najbardziej wyjątkowych, bezkompromisowych, a reszta - może podążyć ich śladem lub nie?

- W związku z pracą nad "Fedrą" przeczytałam wreszcie "Pianistkę" Elfride Jelinek, historię współczesnej kobiety odrzuconej przez młodego mężczyznę. To straszna książka, ale niezwykła. Mówi o tym, że tłamszone uczucia muszą się wylać z człowieka jakimś bagnem czy błotem. Myślę też, że teatr, który pokazuje ekstremalne przeżycia, jest dla wielu ludzi wentylem bezpieczeństwa. I jeśli po stronie widowni nie ma zgody na spektakl, a nawet rodzi się sprzeciw i bunt - może to również oznaczać trafienie w czuły punkt widza. Dotykamy tabu, odzywa się jakaś życiowa przegrana, która jest ceną za brak odwagi.

Ale teatr jednocześnie stawia pytanie o granice wolności. W "Fedrze" pyta, co zrobić wobec miłości do młodszego mężczyzny i perspektywy zdrady męża?

Tego pytania się obawiałam i nie umiem na nie odpowiedzieć. Zazdroszczę ludziom, którzy szczęście i poczucie wolności osiągnęli poprzez wewnętrzną harmonię. Dzięki miłości, o której pisze święty Paweł, a nie takiej jak Fedry, która pożera, spala i niszczy. A niestety, często właśnie takiej na co dzień oczekujemy. Bo jesteśmy skażeni, musimy napchać nasze ego do syta. Nie umiemy się cieszyć tym, co mamy. Wydaje się nam, że wszystko, co najpiękniejsze, jest w cudzym ogródku. Nie widzimy, że inni zaglądają zazdrośnie do naszego. Dążymy do realizacji marzeń, które kompletnie rozmijają się z rzeczywistością. Nie pamiętając, że szczęście można poczuć w banalnych sytuacjach.

Jakich?

Kiedy siedzę z mężem przy stole, dzieci gadają, śmieją się.

Czuje pani upływ czasu?

Nieubłagany. Kiedyś pytano mnie o charakteryzację w "Bożej podszewce" - czy nie boję się wyglądać tak staro i brzydko. A dla mnie to była najpiękniejsza przygoda - bezpieczna wyprawa w starość, z której można wrócić. Po zdjęciu charakteryzacji odmłodniałam. Przeciwnie niż to bywa zazwyczaj, gdy make-up ma upiększać, zamazywać nasz wiek. Dobrze mi w moim zawodzie, a mimo to są chwile, kiedy żałuję, że nie jestem facetem. Aktorkom inaczej liczy się czas. Pierwszy porzuca nas film, kiedy już nikt nie chce patrzeć na starzejącą się kobietę. W teatrze, co prawda, pojawiają się wtedy coraz ciekawsze i bogatsze role, ale jest ich coraz mniej. I czy to nie smutne - robić użytek z przemijania? Czuję się jak tort. Gdy będzie mi przybywać smaków, usłyszę: "pani już dziękujemy" - bo lukier popękał.

* * *

O swoich rolach - Danuta Stenka

O "kobiecie z morza" Roberta Wilsona w stołecznym Teatrze Dramatycznym

Asystentka reżysera miała idealnie odtworzyć spektakl wystawiony we Włoszech. My, aktorzy, nie akceptowaliśmy tego projektu. Przez trzy tygodnie uczyliśmy się śmiesznej, mechanicznej gimnastyki ludzi marionetek. Co za kretyństwo! Czułam się jak małpa na sznurku. Lalka. Nadusić - zapiszczy. Trzeba było zdecydować: albo grać, albo spakować manatki. Postanowiłam poszukać sensu w tej gimnastyce. Zrozumiałam, że mechaniczne ruchy odpowiadają w skrócie temu, co się dzieje w postaciach. Grając z nieprawdopodobną wręcz precyzją, w tej pozornie nieludzkiej formie, można odnaleźć i wyrazić człowieka. Odbiegliśmy od włoskiej wersji, co komplementowano na Festiwalu Ibsenowskim w Oslo. Włochów nie zaproszono, a nam powiedziano, że Wilson nareszcie znalazł zespół, który zagrał jego "Kobietę z morza". On sam to przyznał. Chciałabym móc współpracować z Wilsonem od początku prób nowego spektaklu.

O "tartuffie" jacques'a lassalle'a w warszawskim Teatrze Narodowym

Kiedy reżyser zapowiedział wystawienie całego tekstu, przeraziłam się, że to się skończy starym, zakurzonym i zapleśniałym teatrem. Jedyną nadzieją było to, że mieliśmy grać w kameralnych warunkach, na małej scenie - ludzkim głosem. I nagle okazało się, że musimy zmienić scenę -na dużą. Pamiętam swój krzyk rozpaczy - chciałam, żeby dotarł do gabinetu dyrektora. I przeżyłam kolejne zadziwienie komedianta. Mówiliśmy tekstem sprzed trzech wieków, a przecież brzmiącym współcześnie. W podzięce za tłumaczenie Radziwiłowicza warto by na kolanach do Częstochowy. Scenografia nie byłaby tak piękna w przestrzeni małej sceny. Doszły światła, dopracowane w szczegółach kostiumy i świat Lasalle'a ożył. Nie wierzyliśmy tylko w finał z królewskim oficerem - jak ze staromodnej bajki. Ale kiedy na premierze padły jego słowa: "Mamy monarchę, on tępi krętaczy", z widowni odpowiedział śmiech.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji