Artykuły

W czarnym punkcie istnienia

Ci, którzy odwiedzają zakopiański Teatr Witkacego w poszukiwaniu metafizyki i poczucia dziwności istnienia, tym razem mogą być zaskoczeni. Najnowszy spektakl "Czarny punkt" w reżyserii Piotra Łazarkiewicza to raczej teatralna publicystyka, język ulicy, realizm i bardzo aktualna tematyka, którą znamy z codziennej prasy.

Rzecz dzieje się koło ruchliwej szosy, w miejscu oznakowanym czarnym punktem, w którym dochodzi do wielu wypadków, często śmiertelnych. Stacjonują tu dwaj mężczyźni, którzy codziennie od rana do wieczora przy wódce i płytkich rozmowach czyhają na ofiary wypadku, okradając je z wartościowych przedmiotów.

W ich sąsiedztwie pracuje tirówka, która sprzedaje miłość napalonym kierowcom, od paralityków bierze podwójną stawkę, ale z sympatii bezpłatnie dogadza swoim sąsiadom na szosie.

Pojawia się też policjant, którego mężczyźni opłacają wódką i drobnymi prezentami, a młoda kurewka wykupuje się z problemów szybkim numerkiem z wszechwładnym panem w mundurze.

"Czarny punkt" to przerażająca realistyczna opowieść o beznadziei istnienia, o śmierci wszelkich wartości. Stanowiący prawo policjant jest przekupny i bezlitosny, miłość kupuje się za pieniądze, a nadzieją jest śmierć przypadkowych osób.

Jedyna świętość - głaz, którego kapłanem staje się jeden z mężczyzn czatujących na ofiary wypadku, w końcu zostaje zbezczeszczony przez niego samego. Jedyną wartość stanowią przedmioty - płyty CD, portfel. rower, telefon komórkowy, wózek inwalidzki, wódka, składane stołki.

I choć reguły tego okrutnego, wyjałowionego z wszelakich wartości i jakiekolwiek piękna świata wydają się przez pewien moment jasne, w końcu okazuje się, że nie ma żadnych reguł. Bohaterzy naszego realistycznego teatru są nieprzewidywalni. Nie wiemy, dlaczego tirówka próbuje zabić jednego z nich, dlaczego oni z kolei, mimo deklarowanych dla niej sympatii nie ratują jej, kiedy jest gwałcona przez nastolatków w kapturach.

Po kilkunastu minutach spektaklu czułam się znużona monotonią jałowych rozmów, powtarzalnością pewnych sekwencji i scen, wulgarnym językiem. Bo ten świat znam z codziennej prasy, z reportaży, z ulicy. I tak jak nie robią na mnie wrażenia prace Kozyry, tak nie przekona mnie taki teatr. Oczywiście, Łazarkiewicz nie tylko szokuje (a jeśli szokuje, to inaczej niż Kozyra), próbuje powiedzieć coś więcej.

Kiedy na końcu zapada na scenie ciemność, czujemy się, jakbyśmy wszyscy znajdowali się we wnętrzu czarnego punktu, w miejscu, gdzie nie ma nic. Drogowy "czarny punkt" nabiera wieloznaczności, a że rzecz dzieje się na scenie teatru, któremu patronuje Witkacy, jego przepowiednie śmierci cywilizacji i wszelkich wartości spełniają się na naszych oczach.

Łazarkiewicz też prowokuje. Pyta nas, tych lepszych, tych wykształconych, tych spragnionych sztuki, czym różnią się od tych po tamtej stronie, którzy żyją od wypadku do wypadku. Pyta, skąd nasza dla nich pogarda. W czym jesteśmy lepsi? Czy rzeczywiście to obcy nam świat?

Doceniam starania scenarzysty Andrzeja Dziurawca i reżysera Piotra Łazarkiewicza (który po raz pierwszy reżyseruje spektakl w zakopiańskim teatrze).

Doceniam aktorów Witkacego, którzy sprawdzili się świetnie w powierzonych im zupełnie nowych, niełatwych rolach (ze szczególnie świetną rolą Andrzeja Bieniasa w roli Młodego).

I choć na chwilę dałam się wciągnąć w tę grę, szybko poczułam się nią znużona. Bo wolę jednak być uwodzona przez teatr po witkacowsku, a jeśli już mam poznawać ciemną stronę człowieka, to wolę, żeby po tym świecie przewodnikiem był Dostojewski, Witkacy, Camus czy Baudelaire.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji