Artykuły

Młodzi idą do Kościółka

W Maszewie MAREK KOŚCIÓŁEK robi swoje. Tym, co robi, przykuwa zainteresowanie młodych ludzi, którzy nie chcą ograniczać się wyłącznie do picia piwa i zabawy. A oni właśnie mówią, że po lekcjach albo pracy idą do Kościółka.

Zaczęło się od warsztatów, które prowadził cztery lata temu w Maszewie. Uczył młodych ludzi... dziennikarstwa, którym parał się kilka lat. Potrafił przykuć ich uwagę, emanował energią, intrygował.

Już wtedy znany był bardziej jako aktor goleniowskiego Teatru Brama niż dziennikarz. Tuż po warsztatach zaproponowano mu utworzenie w Maszewie grupy teatralnej. Czegoś, czego w tym trzy i półtysięcznym, pięknym miasteczku nigdy nie było. Zgodził się, bo wiedział, że to może być jedna z jego najpiękniejszych życiowych podróży. Dosyć szybko zebrał grupkę chętnych do tworzenia teatru

i wziął się do roboty. Było ciężko, ale ciekawie. Marek nie żałuje ani godziny, bo wie, że uczciwie robi swoje. Ma satysfakcję nie tylko z licznych nagród zdobywanych na festiwalach, ale także z pytań, które zadają mu różni ludzie. Ostatnio Lech Śliwonik, rektor Akademii Teatralnej w Warszawie, któremu bardzo podobał się spektakl "Głosy", zapytał: a gdzie jest to Maszewo?

Szukanie ścieżki

Jest na pewno duszą niepokorną. Ciągle szuka nowych wyzwań i nie lubi zadowalać się byle czym. Może dlatego tak bardzo go nosiło, by znaleźć swoją ścieżkę. Taką, którą - jak mówi - będzie kroczył świadomie. Pewnie dlatego zaczynał od edukacji w Zespole Szkół Morskich w Świnoujściu, pewnie dlatego grał w piłkę w trzecioligowej Flocie, pewnie dlatego studiował politologię na Uniwersytecie Szczecińskim. Współpracował z radiem, pisał do gazet, interesował się wyborami do samorządów i parlamentu, o czym pisał nawet pracę magisterską. Osiem lat temu przeprowadzał wywiad z Danielem Jacewiczem z Teatru Brama. Stwierdził, że myślą podobnie i postanowił spróbować.

Szybko stał się jednym z filarów teatru, a ludzie, których w nim spotkał, stali się jego drugą rodziną.

- To było niesamowite doświadczenie, bo to, co robiliśmy, zależało wyłącznie od nas. A mówiliśmy o rzeczach najważniejszych, o sobie, swoim miejscu na świecie. I ciągle poszerzaliśmy swoją wiedzę - czytaliśmy, uczyliśmy się warsztatu, ale także czynnie uczestniczyliśmy w życiu kulturalnym miasta.

Marek Kościółek zaczął pracować w Goleniowskim Domu Kultury jako instruktor, konferansjer, kabareciarz, organizator imprez i poszukiwacz sponsorów. Ale rozlicznych zajęć było mu mało i postanowił podjąć studia aktorskie w Akademii Praktyk Teatralnych Gardzienice. Ukończył ją niedawno, ale ciągle występuje w przedstawieniu dyplomowym, które chce oglądać publiczność. "Waza Francois" - to przedstawienie niezwykle energetyczne, a ruch sceniczny przypomina rekonstrukcję słynnej wazy.

Wiśniewski wiwat!

Poza poważnymi spektaklami, w których padają ważkie pytania, Marek Kościółek lubi się bawić i zaskakiwać. Kilka lat temu wspólnie z przyjaciółmi przygotował chyba najgłośniejszy happening w historii Goleniowa. Wcielił się niezwykle udanie w rolę ówczesnej topowej gwiazdy polskiej sceny muzycznej - Michała Wiśniewskiego. Był tak przekonujący, że musiał rozdawać na lewo i prawo autografy. Wrażenie na fanach artysty zrobiła nie tylko świeżo pofarbowana, oczywiście na czerwono, fryzura, ale także długa biała limuzyna, którą przybył do miasta nad Iną. Gdy po pewnym czasie naga prawda wyszła na jaw, Marek stał się w swoim rodzinnym mieście jeszcze bardziej popularny. I, o dziwo, udanej roli gratulowali mu także zaciekli fani Wiśniewskiego.

Kościółek jednak muzyki tego artysty nie słucha. W nielicznych wolnych chwilach woli poczytać Dostojewskiego, Turgieniewa lub Czechowa. Literaturę rosyjską niezwykle ceni. Do tego stopnia, że "zerwał się" kiedyś z wyjazdu na Ukrainę tylko po to, by zobaczyć w Jałcie dom Czechowa. Mówi, że to był najciekawszy dzień w całej wyprawie.

Głosy, a potem Szepty

Teatr, który stworzył, nazywa się "Krzyk", najgłośniejszy jego spektakl nosi tytuł "Głosy", a obecnie przygotowywany - "Szepty". Próby trwają miesiącami. Nikt nie patrzy wówczas na zegarek. Marek mówi, że najważniejsze są atmosfera i energia, które wkłada się w przedstawienie. Ale on poza reżyserowaniem zajmuje się jeszcze tysiącami spraw. Dla członków trupy jest szefem, kolegą, nauczycielem, ojcem, powiernikiem. I z każdej roli musi się dobrze wywiązać, bo inaczej nie można myśleć o dobrym spektaklu.

To są młodzi, wrażliwi ludzie. Są niezwykle czuli i potrafią złapać najmniejszy fałsz. Dlatego trzeba im poświęcać sporo czasu i uważnie słuchać tego, co mówią. Przecież w tym robieniu teatru nie chodzi tylko o teatr, ale o życie w ogóle. Co oni robiliby w Maszewie bez tego teatru?

"Głosy" oparte są na głośnych wydarzeniach w jednej z toruńskich szkół, w której uczniowie sterroryzowali nauczyciela angielskiego, włożyli mu kosz od śmieci na głowę. Ten temat był tylko pretekstem do tego, by opowiedzieć o problemach i pytaniach nurtujących młode pokolenie oraz o świecie, który je otacza. Spektakl od dłuższego czasu zdobywa laury na festiwalach. Stał się głośny, jest zapraszany na przeglądy i konkursy, opisywany w mediach. Doczekał się wielu pochlebnych recenzji.

W Maszewie Kościółek robi swoje. Tym, co robi, przykuwa zainteresowanie młodych ludzi, którzy nie chcą ograniczać się wyłącznie do picia piwa i zabawy. A oni właśnie mówią, że po lekcjach albo pracy idą do Kościółka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji