Artykuły

Powiastka o dziwnych czasach

"Kochałam Bogdana W." w reż. Pawła Kamzy w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie Nowej Hucie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Paweł Kamza postawił sobie trudne zadanie - stworzenie teatralnej opowieści o Bogdanie Włosiku, która nie byłaby ani sztuką biograficzną, ani pełną rekonstrukcją wydarzeń, ani laurką. Raczej chodziło mu o dotknięcie czasów, które są tak blisko, ale wydają się odległe, bo tyle się przez te dwadzieścia parę lat zmieniło, wydarzyło, przewartościowało.

Czasów "Solidarności" i stanu wojennego, widzianych nie z perspektywy wielkich wydarzeń, tylko historii chłopaka i dziewczyny. Czy raczej dziewczyny i chłopaka, bo to Marzena (Magdalena Biegańska), studentka archeologii, zakochana w Bogdanie W., jest postacią bardziej wyrazistą. On zginął, ona żyje. Przez jej pamięć wchodzimy w historię Bogdana W. (Mateusz Janicki). I w historię, przywoływaną fragmentami, błyskami, oderwanymi scenami, jak we wspomnieniu właśnie.

Jest jeszcze drugi, równoległy wątek: romansu Krystyny (Paulina Napora), sprzątaczki w SB, i esbeka Andrzeja (Rafał Kosecki). Kolejnymi bohaterami są: sadystyczny towarzysz inżynier w hucie (Michał Czachor) i równie sadystyczny esbek (Tomek Sobczak). Pojawiają się również postaci nierealistyczne (czy na pół realistyczne) - Czachor jako wschodni mędrzec (Bogdan jest zafascynowany Japonią), a Sobczak jako tajemniczy mleczarz.

Wszyscy tutaj o czymś marzą. Przede wszystkim o miłości. Bogdan i Marzena też o sprawiedliwości, wolności i o tym, żeby Polska byłą drugą Japonią (krajem samurajów, nie wałęsowskim tygrysem Europy). Krystyna o pachnącym proszku do prania i lepszym życiu. Andrzej - ten, który zastrzeli Bogdana - o spokojnym życiu z Krystyną.

Przyjęta przez Kamzę metoda - pokazywanie historii Bogdana i atmosfery tamtych czasów fragmentami - ma zalety i wady. Zaletą jest przede wszystkim nieheroiczność, zwyczajność. Mamy tu kłopoty bytowe - kolejki przed sklepem, placki ziemniaczane zamiast kiełbasy i niemożność kupienia podpasek - pokazane jako absurdalne, ale oswojone udręki. Opór wobec władzy - przejawiający się w czytaniu bibuły w toalecie i pisaniu "PZPR" na koszu na śmieci. Wynalazki śledcze jak "pulpit parowniczy" do otwierania listów. Są też chwile grozy: przesłuchania Marzeny, które pokazują też (co jakże aktualne), jak tworzyło się agentów, choć wcale przesłuchiwani nie donosili.

Pawłowi Kamzie udało się dotknąć przede wszystkim atmosfery tamtych czasów - ponurej, szarej, prowincjonalnej, trochę groteskowej, trochę groźnej. Bardziej w tekście niż w spektaklu. Kamza reżyser nie potrafił przede wszystkim tak popracować z aktorami, by postaci były ciekawsze. W rezultacie obcujemy albo z postaciami granymi na jednej nucie (Marzena i Bogdan - naiwni i heroiczni), albo z tzw. krwistymi typami (esbecy - groźne skurwysyny, ale o ludzkim wnętrzu). Sceniczna opowieść nie składa się w grającą różnymi nastrojami (powagi, grozy, komizmu, groteski, realności i nierealności) wielobarwną całość, ale w sentymentalną powiastkę o dziwnych czasach.

Teatr Łaźnia Nowa. Paweł Kamza "Kochałam Bogdana W.". Reżyseria - Paweł Kamza, scenografia - Małgorzata Szydłowska, muzyka - Paweł Moszumański, reżyseria ruchu - Witold Jurewicz. Premiera 16 listopada 2006

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji