Artykuły

Powrót aktora

- W Niemczech jestem rozpoznawalny, a to nie jest łatwe w kraju, gdzie mieszka 80 mln ludzi, a stacje telewizyjne ostro ze sobą konkurują. Całe życie marzyłem o Ameryce. Chciałem się sprawdzić w Hollywood, ale z różnych powodów nie powiodło się - z polskim aktorem MARKIEM WŁODARCZYKIEM, który wiele lat pracował w Berlinie, a teraz zagra w polskim serialu, rozmawia Krzysztof Kowalewicz.

>>Zaczynał w Niemczech od naprawiania samochodów. Teraz ludzie rozpoznają go na ulicy. Wystąpił w stu filmach. Gra główna rolę w nowym serialu "Kryminalni" telewizji TVN

Krzysztof Kowalewicz: Nie znając języka niemieckiego trafił Pan do Berlina i dostał angaż w miejscowym teatrze. To niebywałe!

Marek Włodarczyk [na zdjęciu]: O tym zadecydował najpierw przypadek, a później ambicja i pracowitość. Na studiach zagrałem w filmie reklamowym. Zdjęcia kręcono na Mazurach. Poznałem tam niemieckiego operatora. Zaprzyjaźniliśmy się. Po serii kontaktów na odległość zaprosił mnie do siebie. Miałem akurat trzymiesięczną przerwę w teatrze i pojechałem do Berlina. Od 1 stycznia 1982 r. dostałem angaż w Teatrze Narodowym w Warszawie, ale nie mogłem wrócić, bo zaczął się stan wojenny. Zostałem w Berlinie. Język poznawałem rozmawiając ze znajomymi. Poszedłem też na krótki kurs, ale nie byłem w stanie uczyć się pod rygorem. Kiedy skończyły się oszczędności, musiałem pomyśleć o jakiejś pracy. Zaczepiłem się w warsztacie samochodowym, chociaż wiedziałem tylko, gdzie wlewa się benzynę i jak się wymienia świece. Pracowałem tam przez półtora roku, nawet gdy już zacząłem próby do spektaklu. Kiedy szef warsztatu przeczytał w gazecie wywiad ze mną przed premierą, świat przewrócił mu się do góry nogami. Nie był w stanie zrozumieć, jak mogłem tyle miesięcy przeleżeć pod samochodami i nie przyznać się, że jest aktorem.

- Zagrał Pan w Niemczech w ponad stu filmach. Żyje Pan jak gwiazda?

- Jestem rozpoznawalny, a to nie jest łatwe w kraju, gdzie mieszka 80 mln ludzi, a stacje telewizyjne ostro ze sobą konkurują. Całe życie marzyłem o Ameryce. Chciałem się sprawdzić w Hollywood, ale z różnych powodów nie powiodło się. Człowiek dojrzewa, traci młodzieńczy entuzjazm i coraz częściej przekonuje się, że trudno jest zawojować cały świat. Nie można ciągle żyć marzeniami, tylko trzeba jakoś realnie budować swoją przyszłość. Rynek niemiecki też był dla mnie wyzwaniem. Za nic nie chciałem spędzić reszty życia w warsztacie samochodowym. Mogę powiedzieć, że nie przegrałem życia. Zrealizowałem się jako aktor, a przecież nigdy nie spodziewałem się, że z powodzeniem zaistnieję w Niemczech. Parę razy pomógł mi przypadek. Oby tak dalej.

- Kiedy wrócił Pan do Polski?

- W 1987 r. kiedy byłem już pewny, że pozwolą mi z powrotem wyjechać do Niemiec. Marzyło mi się granie w Polsce, ale z drugiej strony nie chciałem opuszczać Niemiec. Z powodzeniem występowałem w teatrze, a i sprawy materialne miały znaczenie. Przyjeżdżałem na festiwal filmowy do Gdyni. Spotykałem się z reżyserami, ale nikt nie chciał podejmować ryzyka i angażować nieznanego w kraju aktora. Wreszcie producenci "Kryminalnych" zdecydowali się na ten krok. Trudno przewidzieć, jaki to odniesie skutek. Na pewno część widzów zdziwi się patrząc na mnie i zapyta: "Skąd wziął się ten facet?" , "W czym on wcześniej grał?".

- "Kryminalni" to pierwszy serial w Pana karierze.

- Pracuje się w sporym rygorze. O siódmej rano wyjeżdżam na plan, wracam około 22 i na tym nie koniec. Przez dwie godziny przed snem uczę się jeszcze dialogów na kolejny dzień, ale nie narzekam. Gram główną rolę, dlatego pojawiam się na planie codziennie. Pracujemy nawet w co drugą sobotę. Wolne mamy tylko niedziele. Kiedy zdarzą się dwa dni przerwy w zdjęciach pod rząd, to głupieję, bo zupełnie nie wiem, co w tym czasie robić. Mimo dużego tempa pracy, wciąż udaje mi się twórczo podchodzić do roli. Proponuję reżyserowi różne rozwiązania i zmiany w dialogach. Zgadza się na wiele sugestii. Mam nadzieję, że nie dopadnie nas rutyna i znudzenie. Na razie nikt nie marudzi. Zawsze chcę robić filmy z przyjaciółmi. Po dwóch miesiącach pracy udało nam się stworzyć rozumiejący się zespół. Prawdziwa satysfakcja będzie wtedy, kiedy film sprawdzi się na antenie.

- Jacy są "Kryminalni"?

- Nie jest to amerykańskie kino akcji z wymuszonymi i przesadzonymi pościgami. Realizatorzy chcą jak najbardziej oddać realia pracy polskiej policji. Każdy odcinek to osobna zagadka do rozwiązania. Oczywiście często finał zaskakuje i sprawcą okazuje się ten, kogo wcześniej zupełnie nie podejrzewaliśmy. Gram komisarza, który uwielbia rozwiązywanie takich zagadek. Jak już znajdzie trop, to nie popuści.

- Jakie wspomnienia z Łodzi zachowa Pan na zawsze?

- Nie zapomnę szkoły filmowej, która w rzeczywistości komunistycznej była azylem, w którym mogliśmy pozwalać sobie na wszystko. Spędzaliśmy na uczelni całe dnie, była naszym drugim, a może nawet pierwszym domem. Dostanie się na studia za pierwszym podejściem do dzisiaj uważam za jeden z większych swoich sukcesów. Nie zapomnę dnia, kiedy przeczytałem listę przyjętych. Pamiętam, jak wybiegłem ze szkoły, wdrapałem się na szczyt drzewa stojącego naprzeciw wejścia i krzyczałem, że się dostałem. Później próbowałem jeszcze parę razy wdrapać się na to samo drzewo, ale już nigdy mi się nie udało<<.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji