Artykuły

Sztuka z kluczem

- Wiemy, kto jest prawdziwym Carlosem, Dyziem Kilka osób może rozpozna w dyrektorze teatru Kazimierza Brauna, a w jego asystencie - Jacka Wekslera, ale nie zapominajmy, że to jest fikcja literacka - o adaptacji scenicznej książki Piotra Siemiona "Niskie Łąki" w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, z reżyserem WALDEMAREM KRZYSTKIEM rozmawia Małgorzata Matuszewska.

"Pierwsza powakacyjna premiera we Wrocławskim Teatrze Współczesnym zapowiada się na wydarzenie. W październiku zobaczymy spektakl na podstawie książki Piotra Siemiona Niskie Łąki.

Cztery lata temu recenzent Gazety Piotr Bratkowski nazwał ją może najważniejszą książką o polskich losach w ciągu ostatnich dwudziestu lat, o naszej transformacji. Autorem scenicznej adaptacji i reżyserem wydarzenia jest Waldemar Krzystek.

Małgorzata Matuszewska: Co Pana zainteresowało w książce, nazywanej pokoleniową sagą lat 80.?

Waldemar Krzystek [na zdjęciu]: Powieść Niskie Łąki jest jednocześnie kroniką i romansem. Siemion opowiada o losach szeregowych żołnierzy opozycji w stanie wojennym. To oni malowali antykomunistyczne hasła na murach, drukowali ulotki i nadawali audycje podziemnego radia. Studenci i licealiści. Odważni, pełni radości życia i fantazji, jajcarze z niezniszczalnym poczuciem humoru. Mieli dystans wobec siebie, biedy i komunistycznego pobojowiska, na którym przyszło im żyć. Bohaterowie Siemiona są tacy, jak ludzie, których znałem, a to wyjątek w polskiej literaturze. Typowy polski bohater literacki musi być rozmemłany i wpatrzony we własny pępek, najlepiej ropiejący! Co to znaczy książka pokoleniowa? To rzecz o najważniejszych doświadczeniach pokolenia, ale też o duchu tego pokolenia, o jego ekspresji. Ci ludzie stawiali wszystko na jedną kartę, bo nie chcieli żyć na kolanach, mieli czyste serca i głębokie poczucie, że uczciwość i prawda każą im stać tylko po jednej stronie. Jednocześnie bawili się, kochali, pili wódkę... bo byli żywymi ludźmi. I jeszcze słówko o latach 80. Są najważniejsze dla polskiej współczesności. Niesamowita euforia mieszała się ze łzami. Wtedy, przez to, co zrobiliśmy i czego nie zrobiliśmy, wykrystalizował się obraz obecnej Polski. Czy to nie są wystarczające powody, by sięgnąć po tę książkę?

- Skompletował Pan już obsadę?

- Tak. W przedstawieniu jest ponad 40 postaci, zaangażowaliśmy cały zespół Teatru Współczesnego, a także studentów oraz absolwentów ostatniego, znakomitego IV roku wrocławskiej PWST. Mamy też w obsadzie kilku aktorów grających gościnnie. Anglika zagra aktor i reżyser Kevin Hayes. On rzeczywiście - jak powieściowy Anglik - przyjechał do Polski w latach 80. Interesował się Witkacym, zna prof. Janusza Deglera. W polskich teatrach wystawił dwa spektakle, a w zeszłym roku spotkałem go na zjeździe filmowców w Warszawie i zaprosiłem do współpracy. W roli Carlosa wystąpi Michał Żurawski, w roli młodego Anglika - Piotr Łukaszczyk, a w postać młodej Lidki, kobiety fatalnej, wcieli się piękna Anna Filusz.

- Co Pan myśli o naszej współczesności? Należy Pan do pokolenia rozczarowanych?

- Nie jestem rozczarowany, jestem zachwycony odzyskaną wolnością. Wiele pięknych i pozytywnych rzeczy przyniosły nam te lata. Jednak dużo spraw powinno się potoczyć inaczej. Walec historii, a może głupoty i prywaty, zmiażdżył wartościowe zjawiska. Nie mamy już profesjonalnej kinematografii, tracimy własną tożsamość kulturową, głównie za sprawą głupawki telewizyjnej. Po latach spotykam ludzi, którzy byli w nas, Polakach, zakochani, podziwiali nas. Dzisiaj w ich oczach spsialiśmy, nie mamy napędu i świadomości, że zmieniliśmy Europę. Moi koledzy mieszkający we Francji mówią, że tam uważa się, iż wyzwolenie Europy zaczęło się od zburzenia muru berlińskiego. Ze świadomości przeciętnego Europejczyka wyparowały stocznia i Solidarność, z dużą zresztą naszą pomocą. Film kształtuje opinie. Europejczycy dobrze znają Kolę, Good bye, Lenin!, a u nas w tym czasie zdolni artyści muszą robić kopie zagranicznych telenowel. A przecież bunt zaczął się u nas, tylko myśmy się odwrócili od własnej historii i tożsamości. Sami siebie marginalizujemy. Polaków w ogóle nie ma w europejskim obiegu kulturalnym, bo produkujemy wyłącznie w klasie B i C. Lansuje się wydmuszki.

- Przez niektórych wrocławian w wieku ok. czterdziestki Niskie Łąki traktowane były jak powieść z kluczem. Autor sportretował w swojej książce kilka osób i sytuacji, a to sprawia, że spektakl dla wrocławian będzie chyba szczególnie interesujący.

- Wiele osób z Wrocławia stało się pierwowzorami bohaterów i dlatego postacie literackie u Siemiona mają krew i kości. Wiemy, kto jest prawdziwym Carlosem, Dyziem Kilka osób może rozpozna w dyrektorze teatru Kazimierza Brauna, a w jego asystencie - Jacka Wekslera, ale nie zapominajmy, że to jest fikcja literacka i w osobach bohaterów mogą się przejrzeć ludzie z Gdańska, Poznania, Olsztyna, Rzeszowa i z każdego miasta z byłych demoludów. Walka z komuną i beznadzieją, emigracja, euforia zwycięstwa i gorycz kompromisów były udziałem milionów młodych ludzi, dlatego ta książka miała taki sukces. Szatkując setki życiorysów, Siemion ułożył z nich obraz pokolenia".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji