Artykuły

Goło i wesoło

"Stosunki na szczycie" w reż. Jerzego Bończaka w Teatrze im. Węgierki w Białymstoku. Pisze Jerzy Szerszunowicz w Kurierze Porannym.

Aktorzy błaznują, zamiast grać. Reżyser rozbiera z upodobaniem młódki. Publika wyje ze szczęścia. Krótko mówiąc: żenada i komercja, czyli znów sukces w Dramatycznym.

Z żalem donoszę, że nie możemy Państwu pokazać największych atutów "Stosunków na szczycie" w reżyserii Jerzego Bończaka. Na pokazie dla fotoreporterów panie były jeszcze ubrane. Jednak widok krągłych detali kobiecej urody nie ominie nikogo, kto zdecyduje się odwiedzić Teatr Dramatyczny - jak przystało na największą atrakcję, demonstrowane są często i w pełnym świetle.

Nie do wiary

Już w pierwszych minutach spektaklu staje się jasne, że w tej farsie wszystko będzie na opak. Widomym tego znakiem jest Andrzej Zaborski w roli brytyjskiego ministra, dyplomaty mającego zostać wysokim urzędnikiem w UE. Z całym szacunkiem dla zasłużonego aktora Białostockiego Teatru Lalek, autentyczniejszy jest Andrzej Lepper w roli prawdziwego ministra rolnictwa i wicepremiera. Jednak zakładając krańcową umowność realiów scenicznych, da się w tę postać uwierzyć. Natomiast nijak nie mieści się w głowie, jak oddaną kochanką pana ministra może być taka kobieta jak Astrid, grana przez Aleksandrę Maj. Czyżby chodziło tylko o pieniądze?

Podobnie "wzięci z sufitu" są pracownicy ambasady - grani przez Rafała Olszewskiego i Franciszka Utko. Rozumiem, że to farsa, że Astrid (Aleksandra Maj) wie, jak dotrzeć do serca ministra (Andrzej Zaborski), że przejaskrawienie, że karykatura. Jednak jakoś nie wierzę, że takie matołki mogły zostać zatrudnione w placówce dyplomatycznej. Ten jednorodny obraz artystycznej klęski psuła nieco, dobrze spasowana ze swoją postacią, Danuta Bach (żona ministra). Niepotrzebnie też wpuszczono na scenę Krzysztofa Ławniczaka - prezentuje się jak jedyny sensowny kandydat do roli ministra...

Granie ciałem

W efekcie zaskakujących decyzji obsadowych i łopatologicznej konstrukcji postaci, komedia pomyłek zamieniła się w komedię głupich pomyłek. Urody spektaklu dopełniały dowcipy, a właściwie dowcipasy. Większość z kategorii "poniżej pasa" - intelektualnego, ale przede wszystkim męskiego. Chudy mężczyzna w trykotach - śmiech. Gruby mężczyzna w trykotach - salwa śmiechu. Chudy klęczy przed grubym, z głową na wysokości bioder "partnera" -wrzawa, okrzyki radości. I dalej w tym stylu. Premierowej publiczności obniżona poprzeczka humoru nie przeszkadzała w świetnej zabawie.

Ale na tym nie koniec "gry ciałem". Jest jeszcze roznegliżowane ciało damskie. Głównie Agnieszki Możejko (właścicielka mieszkania, w którym minister spotyka się ze swoją flamą) i Aleksandry Maj. Jeżeli coś można aktorkom zarzucić, to zbytnią tremę. Miejmy nadzieję, że ze spektaklu na spektakl panie będą coraz śmielsze. Jest szansa, że uda się zamienić skrępowanie na sex appeal, a może nawet coś zagrać... Nie wymagajmy jednak cudów - tym bardziej, że publiczność i bez tego piała ze szczęścia.

Nie trzeba być prorokiem, by przewidzieć, że "Stosunki na szczycie" będą hitem frekwencyjnym. Śmieszne to i straszne zarazem...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji