Artykuły

Ryszard III

Renesans miał tę szczególną cechę, że nie tylko przedmioty na obrazach ukazywał trójwymiarowo, rejestrując całe bogactwo gry świateł i cieni, ale i człowieka prezentował nie jednoznacznie, statycznie i płasko, lecz w całej złożoności cech charakteru, w działaniu i w określonym środowisku. Średniowieczny Bóg stawał się raz greckim Zeusem, raz rzymskim Jupiterem, a raz Naturą. Król-pomazaniec boży epoki średniowiecza stawał się wreszcie człowiekiem.

Ryszard III należy do wcześniejszych utworów Szekspira i dostrzec można w nim radość poety z możliwości ukazania „pomazańca bożego” nie tylko jako człowieka, ale nawet jako potwora. Ryszard III zapowiada już narodziny Hamleta, nie analizuje jednak tak dalece osobowości ludzkiej, jak nastąpi to w kręgu zbrodni na zamku Elsynor. Zbrodnie Ryszarda III na zamku Tower rejestrują tylko cechy osobowości władcy i okoliczności determinujących działanie. Ale to już wystarczy, żeby widzem wstrząsnąć i przerazić.

W żadnej antycznej lub średniowiecznej tragedii, gdzie honor i miłość określone są bez światłocienia, nie do pomyślenia jest sytuacja, w której kobieta idzie dobrowolnie do łóżka z mordercą ojca, teścia i męża. A przecież lady Anna czyni to, utwierdzając tylko Ryszarda III w przekonaniu, że osobowość ludzką można często modelować jakby była z gliny.

Nie wiem, na ile historia Ryszarda III, opowiedziana przez Szekspira, odpowiada prawdzie historycznej. Niektórzy twierdzą, że Szekspir nie badał jej głęboko, lecz oparł się na jednym z dostępnych mu źródeł. Rzeczywistość miała być bowiem jeszcze straszniejsza.

Centralną postacią jest Ryszard, to prawda. W gdańskim spektaklu prezentuje go Krzysztof Wieczorek i prezentuje w tak sugestywny sposób, że w pełni widza przekonuje o możliwości istnienia podobnej osobowości. Jest przebiegły i opanowany nawet kiedy czołga się przed kobietą, wyznając jej miłość. Gra, wciąż gra przed innymi, traktując królestwo jak wielką scenę teatralną, na której sam jest autorem dramatu, reżyserem i główną postacią. Śmieje się często i strasznie, bo on jeden dostrzega koszmarną śmieszność scen, których dalszy ciąg tylko dla niego jest jasny. A potem, gdy zostaje sam — podchodzi do rampy i wygłasza owe monologi na temat mechanizmu, który uruchomił.

To wielka rola Wieczorka. Chyba najwspanialsza jaką artysta ten zaprezentował na scenie Teatru Wybrzeże, znamionująca wysokiej klasy warsztat i głębię intelektualnego pojmowania roli. Wydaje się, że Wieczorek nie tylko gra swoją rolę, ale scala wszystkie tkanki tego wielkiego dramatu w jedną całość.

Jest to tym bardziej ważne, że więź poszczególnych scen rwie się bądź przez niewyrównany poziom gry, bądź brak wyczucia ogólnego nastroju przez aktorów, bądź sceny wyłamujące się spod kontroli reżyserskiej. Groteską operuje nawet „czarny teatr”, ale musi to być groteska mistrzowska na tyle, aby nie rozbiła naczelnej koncepcji utworu. Scena w więzieniu między księciem Clarence (Tadeusz Rosiński), a dwoma zbirami (Lech Grzmociński i Henryk Abbe) jest zagrana świetnie, tylko że przy ogólnych założeniach widowiska — pochodzi z innej sztuki. To samo da się powiedzieć o scenie pod murami zamku, gdy Ryszard III jest proszony przez poddanych o przyjęcie korony. Groteska wynika tu z treści tej sceny i jest to groteska podszyta grozą. Tymczasem prezentuje się groteskę w geście. Nic więc dziwnego, że nawet scena ukazania głowy Hastingsa odbierana jest przez widownię jak coś śmiesznego.

Postacie są ogromnie zróżnicowane nie tylko charakterem, ale i warsztatem aktorskim. Nie zawsze jest również szczęśliwy dobór aktorów do poszczególnych ról. Andrzej Szalawski w roli księcia Buckinghama, Halina Winiarska w dialogu Anny z Ryszardem III, lub Stanisław Igar jako Hastings oraz jeszcze kilku — partnerują Krzysztofowi Wieczorkowi w kreowaniu postaci Ryszarda III.

Dyskusyjna jest również scenografia (Jadwiga Pożakowska i Ali Bunsch). Ogólna koncepcja — kolorowych stylizowanych kostiumów na szarym tle dekoracji — nie została konsekwentnie
zrealizowana, zawiodła architektura oświetlenia, scena w sali tronowej narzuca przez swoją budowę analogię z jasełkowym królem Herodem, a bitwa pod Salisbury jest nieporozumieniem scenicznym, przez co symboliczny okrzyk Ryszarda III „królestwo za konia” nie zostaje wyeksponowany. I tutaj operuje się światłem — jak na szkolnej scenie.

Reżyser Tadeusz Minc wyraźnie określił koncepcję własnego odczytania dramatu szekspirowskiego. Nie o osobowość Ryszarda III tu bowiem chodzi i nie o porachunki z książętami i lordami. Podmiotem dramatu jest lud Anglii, który symbolicznie, przez szparę w murze, przygląda się zwycięstwu pod Salisbury. Krwawy bój toczy się bowiem — poza udziałem samych mieszkańców królestwa, ale konsekwencje tego boju spadną brzemieniem na barki poddanych.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji