Artykuły

O azyl niełatwo

"Ambasada" w reż. Wojciecha Wińskiego Teatru Usta Usta - Republika. Pisze Marta Keil w Didaskaliach.

Od kilku lat Wojciech Wiński konsekwentnie anektuje dla teatru nowe przestrzenie: zarówno fizyczne, obejmujące labirynt miasta, jak i mentalne - stawiając widza wobec konieczności aktywnego kreowania wydarzenia. Spektakl tylko do pewnego stopnia jest dziełem artysty - znaczenie konstytutywne dla jego przebiegu mają również widzowie. Oczywiście, dzieje się tak w przypadku większości spektakli teatralnych. Wiński jednak nie tylko oczekuje żywej reakcji, ale także stawia widza wobec konieczności dokonywania wyborów wiążących dla przebiegu akcji. Nie mamy tu do czynienia z wieloosobową widownią, siedzącą w wygodnych fotelach, lecz z kilkorgiem widzów, zapraszanych do wnętrza kreowanego świata; kreujących go, ale też i paradoksalnie przezeń wchłanianych. Tak było w "Driverze", w którym sceną był samochód, widzami natomiast - czworo pasażerów, podróżujących wraz z dwojgiem aktorów po nocnym Poznaniu. Po drodze uczestniczyli w scenach zaaranżowanych na potrzeby opowiadanej historii oraz zupełnie przypadkowych. Z kolei w "Alicji 0-700-188-188" spektakl zmieścił się w bliżej nieokreślonej przestrzeni między słuchawką telefonu a uchem rozmówcy. Historia Alicji opowiadana była wyłącznie przez telefon, a kreowana przez widza-słuchacza, który wybierając kolejne przyciski, decydował o przebiegu akcji. W efekcie za każdym razem powstawało nowe przedstawienie, uzależnione od wyobraźni i arbitralnej decyzji widza.

Najnowszy projekt Teatru Usta Usta - Republika rozpoczyna się od wizyty na stronie internetowej, gdzie wypełniamy kwestionariusz. Sekretarz "Ambasady" obok danych osobowych żąda odpowiedzi na pytania intymne i z pozoru absurdalne: "Jeśli miałbyś być liczbą, to jaką? Czy często jesteś świadom bicia własnego serca? Czy lubisz przebywać w miejscach, gdzie jest dużo ludzi, gdzie ktoś może stać blisko Ciebie lub Cię dotykać?". Naturalnie, owe pytania intrygują, ale też budzą pewien niepokój. Poczucie bycia obserwowanym oraz udziału w nieustającej selekcji towarzyszy widzowi już od momentu przekroczenia pierwszego, wirtualnego progu "Ambasady".

Na podstawie zebranych odpowiedzi sekretarz dokonuje selekcji. Wybranych zaprasza do jednego z poznańskich klubów na wyznaczoną godzinę. O 1.23 spotykam się więc w Meskalu z trójką pozostałych petentów. Siedząc przy wspólnym, zarezerwowanym przez "Ambasadę" stoliku, nawiązujemy pierwszą rozmowę. Ktoś w podekscytowaniu relacjonuje intrygujące opowieści znajomych, którzy już starali się o azyl, inny w chłodnym i jakby obronnym oczekiwaniu zdaje się tym rewelacjom nie ufać. Niemniej pierwszy kontakt nawiązany- i dobrze, bowiem przez najbliższe dwie godziny wspólnie będziemy przemierzać siedzibę Ambasadora.

Wreszcie przychodzi pracownik "Ambasady", w garniturze i z nieodłączną teczką, wypełnioną naszymi danymi. Sprawdza naszą tożsamość, po czym zaprasza do samochodu. Tam - muzyka, która znamy już z internetowej strony: wpadająca w ucho, a jednak podszyta niepokojem. Kierowca kluczy po mieście, wraca kilka razy w te same miejsca, inne okrąża z daleka; jakby gubił pościg. Wreszcie zajeżdżamy pod pozornie pusty, zaciemniony Zamek Cesarski. Przed nami otwierają się wrota baszty, wjeżdżamy do środka. Tu drzwi samochodu otwiera nam portier w turkusowej liberii, pospiesznie prowadzi nas schodami do góry. Z pomieszczenia zalanego zielonym, niepokojącym

światłem przechodzimy do holu oświetlonego wyłącznie świecami. Tutaj, w wannie pełnej alkoholu, relaksuje się Sekretarz "Ambasady". Wita nas serdecznie, acz wyniośle. Nawiązuje dialog, który po chwili staje się monologiem. Kolejny raz słyszymy, iż zostaliśmy wybrani. Proces selekcji jednak bynajmniej się nie skończył - od przebiegu naszej wizyty w "Ambasadzie" zależy to, czy nasze podanie o azyl zostanie rozpatrzone pozytywnie.

Zaczyna się więc niemal dwugodzinna wędrówka po zakamarkach Zamku. Tylko wyznaczonymi przez kolejnych urzędników drogami, tylko pod warunkiem wypełniania kolejnych ankiet, dokonywania wciąż nowych, właściwych wyborów (między innymi między kawą, herbatą a komorą gazową). Zamek pozornie wydaje się pogrążony w ciszy i mroku, jednak podskórnie czuje się obecność jego dziwnych mieszkańców. I rzeczywiście, w kolejnych pomieszczeniach: w salach cesarskich i ciasnych komórkach, w wieży i na strychu, w holu i na wąskich krętych schodach czy za drzwiami windy - wszędzie natykamy się na mieszkańców "Ambasady". Ich podanie o azyl zostało przyjęte, otrzymali schronienie. Przed czym? Przed rzeczywistym życiem i bolesnym spotkaniem z samym sobą. Przed fizycznością własnego ciała, pamięcią o miłości i nienawiści bliskich, przed współobcowaniem z kimkolwiek i czymkolwiek. Teraz żyją w półmroku, w półwegetacji, ogarnięci bez reszty szaleństwem swych własnych iluzji. Wybrali ułudę w miejsce rzeczywistego życia - i w niej zostali uwięzieni. Już nie ludzie, ale wytwory własnych wyobrażeń. Hybrydyczna postać zastygnięta w pomnik, walcząca o wolność, równość, braterstwo, swobodę wyznań oraz o to, by "wszystkie parki były otwarte dzień i noc dla publiczności". Geniusz bez reszty pochłonięty własnym geniuszem. Śliczna kobieta-dziecko. która nie chce dorosnąć, ma za to ochotę na wciąż więcej i więcej kochających rodziców. Zbrodniarz, próbujący z szaleńczą wściekłością znaleźć wyjście z niepojętych lochów.

I wreszcie ostatni pokój. A w nim - trzy krzesła ustawione plecami do siebie i ostatnia ankieta. I znów inny urzędnik, jak zawsze w nienagannym stroju, tym razem jednak obdarzony wyjątkowo przenikliwym spojrzeniem. Kolejne trudne pytania, kolejny raz zmuszające do konfrontacji z samym sobą. A potem nagle koniec - jedna osoba zostaje poproszona do innego pokoju, my musimy już wyjść. Niespodziewanie kończy się wizyta w "Ambasadzie". Moje podanie o azyl zostało odrzucone. Dlaczego? Czy źle wypełniłam któryś kwestionariusz? Czy popełniłam błąd wybierając komorę gazową? Nie znam odpowiedzi na te pytania, nie wiem też, jak kończy się wizyta w "Ambasadzie" dla tych, którym przyznano azyl.

Wyczerpana i z głową pełną pytań siedzę na schodach Zamku. Ciężkie drzwi zatrzasnęły się za mną i nie ma możliwości powrotu. Zresztą dokąd miałabym wracać? Skąd pewność, że w klaustrofobicznych zakamarkach trafię ponownie na ślady mieszkańców i pracowników Ambasady? Jest po trzeciej w nocy. Zamek stoi zaciemniony i spokojny; za kilka godzin jego pracownicy rozpoczną kolejny dzień. Mam nieodparte wrażenie, że uległam złudzeniu, że świat, w którym się zanurzyłam na minione godziny, był tylko iluzją. A jednak - pod Zamek podjeżdża kolejny samochód z petentami. Bezszelestnie wjeżdża do środka. Ogromne drzwi zamkowej baszty zamykają się ciężko - "Ambasada" pracuje dalej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji