Artykuły

Palec na temblaku

Molier lubił bawić się głęboko skrywanymi prawdami. Nie było i nie ma w tym jednak niczego nazbyt oryginalnego. Każdy artysta pragnie przecież dotknąć prawdy. Molier lubił też, gdy jego dotknięcia sprawiały ból, w czym zresztą również nie był zbytnio odkrywczy. Nie da się natomiast przemilczeć, że jak mało który dramaturg wiedział doskonale, iż najmocniej doskwiera prawda podana dyskretnie i subtelnie, jakby od niechcenia, przy okazji, na marginesie czegoś innego - śmiechu choćby. Wiedział, że człowiek, widz, o wiele mocniej niż przed fundamentalnym ciosem pałą wprost w ciemię, drży przed szpilką. Molier umiał produkować szpilki. I dlatego go nienawidzono. Lekkość rodziła powszechną obrazę.

"Lekarz mimo woli" to farsa, której tytuł wyjaśnia właściwie wszystko. Oto prostaczek boży, na mocy przekonań i oczekiwań świata, musi stać się kimś, kim jako żywo nie jest. Ciężkie kije skłaniają go do wyznania, że w istocie nie jest wiejskim zbieraczem chrustu ani też birbantem i hulaką,

trwoniącym czas i pieniądze na wino, kobiety i śpiew. Baty wyjaśniają mu, że jest wirtuozem sztuki lekarskiej, medykiem genialnym, jedynym w okolicy, który może pomóc Lucyndzie, córce Geronta, cierpiącej na dziwną chorobę kompletnej niemoty, udawaną zresztą.

Sganarel będzie więc tym, kim ludzie chcą, żeby był. Dlaczego nie... Dureń, zgrywając się na wielkiego lekarza, zrobi z innego durnia - na życzenie tegoż - durnia jeszcze większego, łapiąc po drodze trochę grosza. Jeśliś jest kretynem -zdaje się mówić Molier - to pamiętaj: tylko kwestią czasu i okoliczności jest, by twe kretyństwo wyszło na jaw. To wszystko, czyli - na pierwszy rzut oka - niby nic. I pewnie można by ten banał wyrzucić do kosza, gdyby nie po mistrzowsku misterny i lekki sposób jej podania.

W spektaklu Tomasza Obary Walery i Łukasz, chłopki-roztropki, obdartusy, na wikcie Geronta w charakterze sług będący, brną przez las w poszukiwaniu lekarza. Brną boso, co dla Łukasza kończy się niefortunnie. Rani sobie duży palec u nogi i musi kuśtykać. Zdrowy, chłopski rozum okazuje się jednak wielkim, chłopskim rozumem! Oto już w następnej scenie widzimy efekt pracy ludowego intelektu - chłop wie, że trzeba zadbać o paluszek. I co robi? Otóż nie widzi powodu, by nogę inaczej traktować niż rękę, po czym postanawia wobec tej pierwszej zastosować temblak. Od kolana do chorego palca biegnie mocno naprężony sznurek, utrzymujący tenże palec w bezpiecznej odległości od podłoża.

Bardzo smaczny pomysł! Ale ten pomysł, nie przestając być świeżym i nieoczekiwanym, z czasem zmienia się niestety w pomysł przede wszystkim smutny. Łukaszowy palec na temblaku bardzo szybko wysuwa się w tym spektaklu na plan pierwszy. Nie wiadomo już za bardzo, czy ten drobiazg sam w sobie jest teatralnie dobry, czy też dlatego, że nie ma dla niego na scenie konkurencji? Przy końcu przedstawienia zaś rodzi się niepokojący humanistyczny dylemat, czy nie żyjemy, aby w takich czasach, w których stopa polskiego aktora Franczyka, grającego Łukasza, odsuwa w cień dzieło francuskiego dramaturga Moliera.

Rzecz w tym, mówiąc przenośnie, że szpilka Moliera zmienia się w rękach Obary... może nie w pałę, ale z pewnością w szpilę o wielkości pały. Jaka to niby różnica? Otóż -zasadnicza. Obara jest bowiem doskonale świadom efektu, jaki powinien osiągnąć, jest świadom owego śmiechu, który idzie w pięty, tyle że przeprowadza go po najmniejszej linii oporu.

Niestety. Szyje tę delikatną farsę nicią grubą i toporną. Dość misterny humor Moliera zmienia w przaśny żart, każdą postać sprowadza do kilu najprostszych gestów rubaszności. Spektakl grany jest tak, jakby wszystko jedno było, kto kim jest, bo każdy mógłby być każdym. Geront przypomina Marcynę, Jagusia gra jak Piotruś, Thibaut zaś to taki trochę starszy Walery. I tak dalej i dalej... Nie wiedzieć właściwie czemu, Obara zapragnął być dosadny i szalenie po męsku jednoznaczny. Nic w tym złego, tyle że Molierowskie anegdoty, jak na mój gust, trochę inaczej i trochę gdzie indziej się dzieją.

Choćby sprawy męsko-damskich erotycznych pochopności. Molier pisał tak, jak pisał, by nie stawiać kropek nad i, Obara zaś, na kanwie słów Moliera, nie pozostawia nam zbyt wiele miejsca na tak zwaną swobodną grę wyobraźni... Nie ma zmiłuj się!

Gdy Sganarel powiada do Jagusi: "nie byłoby źle zaaplikować ci delikatne puszczeńko krwi albo wsunąć łagodną lewatywkę", to nie mamy najmniejszej wątpliwości, co Sganarel ma na myśli mianowicie. Gdy pod wieńczącym spektakl ogromnym weselnym stołem znikają naraz wszyscy bohaterowie, obrus zaś zaczyna tajemniczo falować, również nie mamy najmniejszych wątpliwości, co się pod spodem wyprawia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji