Artykuły

Perturbacje konowała

Przejęta przez Teatr Ludowy scena "Pod Ratuszem" przeznaczona została przez dyrektora Jerzego Fedorowicza na repertuar lżejszy, komediowo-kabaretowo-wodewilowo-koncertowy. Potwierdza to także kolejna premiera, jaka pojawiła się na deskach byłego "Maszkarona" - "Lekarz mimo woli" Moliera. Spektakl oglądały dwie recenzentki: Maria Ziemianin i Magda Huzarska-Szumiec

Na samym środku sceny stoi studnia, która pełni w farsie istotną rolę. Raz można w niej przyłapie głównego bohatera Sganarela, czyli tytułowego lekarza mimo woli, innym razem można z niej wyjąć zamelinowany gąsiorek wina, albo wyłowić potężnych rozmiarów żabę. A wszystko w konwencji komediowej. Gdyby nie studnia, która jest centralnym punktem scenografii, z pewnością byłoby mniej śmiesznie. Tym bardziej, że woda w niej najprawdziwsza, i komu jak komu, ale przytopionemu nie jest do śmiechu. (mar)

***

Na studni siedzi ubrany w długie, brązowe okrycie mężczyzna. Wyrywa sobie z głowy włosy i z zatroskaną miną demonstruje je publiczności. Później kilkakrotnie przemknie po scenie niczym szpieg z krainy Deszczowców. Ale nie będzie to tajemniczy Don Pedro, lecz nieszczęśliwy kochanek z wystawionego przez Teatr Ludowy "Lekarz mimo woli" Moliera. (MSZ)

***

Autor "Świętoszka", chory przez większość życia na skutek kilkunastoletnich wędrówek z trupą teatralną, nie oszczędza lekarzy. Sam bowiem miał okazję przekonać się na własnej skórze, że ich zabiegi często nie tylko nie pomagają pacjentowi, ale mogą mu zaszkodzić. Prawda, która w XVII-wiecznej Francji była szczególnie aktualna, nie zestarzała się do dziś. Nadal bowiem istnieją cale rzesze niekompetentnych naciągaczy, żerujących na nieszczęściu i naiwności bliźnich. I to nie tylko w medycynie. (mar)

Lekarze nieźle musieli zajść za skórę Molierowi, skoro napisał komedię, wyśmiewającą ich fałszywą, sprowadzającą się do puszczania krwi i niezrozumiałego żargonu wiedzę. Ale to było w XVII wieku, w niezbyt chwalebnym dla sztuki medycznej okresie, którą mógł uprawiać, kto chciał i kiedy chciał, czerpiąc z tego zyski. Co ma to wspólnego z nami i co nas to dziś może obchodzić? Otóż może, bowiem zdarza nam się natknąć na nieuczciwych, niedouczonych lekarzy, związane z nimi afery łapówkowe i tym podobne, bulwersujące sprawy. Ale to trzeba pokazać, tak jak zrobiono to niedawno w telewizyjnej wersji "Don Juana" tegoż samego Moliera, który okazał się niezwykle współczesnym, piętnującym obłudę pisarzem.

Nie można wystawiać klasyki, tylko dlatego, że to klasyka. Należy mieć coś jeszcze do powiedzenia, oprócz banalnego założenia, że gramy farsę. Dlatego wychodząc z przedstawienia, miałam ochotę wykrzyknąć: Karamba! i uciec do krainy Deszczowców z bajki o Baltazarze Gąbce, w której jest o wiele ciekawiej i zabawniej niż na scenie "Pod Ratuszem".

Farsa Moliera lekko trąci myszką, ale dzięki zgrabnej reżyserii Tomasza Obary wywołuje wśród publiczności salwy śmiechu. Zachęcamy więc do niefrasobliwego spędzenia czasu i wyciągnięcia praktycznych wniosków. (mar)

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji