Artykuły

Drabina do nieba

Miałem 17 lat, gdy mnie zmobilizowano i broniłem mojej Ojczyzny, mego domu przed barbarzyńca mi w wojnie 1939 r.

Miałem 18 lat, gdy walczyłem w ruchu oporu.

Miałem 19 lat, gdy wpadłem w ręce gestapo i rozpocząłem życie więźnia w obozach koncentracyjnych.

W 21 roku życia wydano na mnie wyrok śmierci, zamieniony na dożywocie w Kompanii Karnej.

Dzisiaj szekspirowskie "to be or not to be" być albo nie być zamieniam na "to be". (Fragment wypowiedzi J. Szajny na Forum Kulturalnym w Budapeszcie w 1985 r.).

Nazwisko JÓZEFA SZAJNY to historia. Znany jest w Polsce i poza jej granicami jako artysta malarz, grafik, scenograf, reżyser, autor scenariuszy, teoretyk teatru. Twórca wielu wspaniałych inscenizacji teatralnych w Nowej Hucie, Krakowie, Katowicach, Wrocławiu i Warszawie. Nam przez wiele jeszcze lat Szajna kojarzyć się będzie z Centrum Sztuki Studio - Teatrem Galerią, którego był twórcą i dyrektorem. Ostatnio Józef Szajna powrócił do malarstwa i pisania pamiętników.

- Panie profesorze, w swym przemówieniu na Forum Kulturalnym w Budapeszcie, powiedział Pan na zakończenie: "Propozycja na jutro - zwalczyć strach w samym sobie i w innych, mówić głośno to, co inni mówią po cichu". Czy nie uważa Pan, że Szajna może sobie pozwolić na to, by mówić głośno, a człowiek młody nie, bo na przykład się boi?

- Kiedy byłem młody, nie bałem się. Myślę, że uważniej ważę słowa dzisiaj. Swojego głosu czy prawa do głosu używam nie poprzez kredyt zaufania w słowie, ale przez dowód wieloletniej pracy. Na to trzeba pewnych lat.

Wiedziałem, co mam robić, mając 17 lat i tak samo wiem, co mam robić, mając ich sześćdziesiąt kilka. Znaczy to, że integruje się w człowieku jego wypowiedź z czynem, znaczy to, że deklaruję się za czymś, dokonuję stałych wyborów.

- Tworzyć pewnego rodzaju moralitety współczesne ma prawo i obowiązek zarówno człowiek młody, jak i starszy. Ale co to znaczy?

- Nie byłem nigdy z żadnego obowiązku zwalniany. Było mi danym doznać i tych najpiękniejszych, i tych czarnych dni, przeżyłem sytuacje pod wozem, które dzisiaj odnotowuję jako zwycięskie. Mówię tak, jak pisałem w "Dante" - "Ja żyję, umierają ludzie obok". Umierają z braku przekonań, z wielu wątpliwości, a może nawet z tej nieprzemożnej chęci wielkiego sukcesu. Do sukcesu trzeba dorastać, to przychodzi z czasem, tu nie można mieć wymagań pokoleniowych, ani pretensji do drugich. W rezultacie rozliczałem się przed samym sobą, od czasów wczesnej młodości. Nie było mi danym dożyć, ani startować w moje drugie życie, powojenne, z rodzicami. Ich już przy mnie nie było.

- Powiedział Pan - "Z kolan wstaje się samemu"...

- Moje winy i moje sukcesy zawierają się w tym, co nazwałbym poczuciem odpowiedzialności. Sądzę, że budowanie postaw jest dzisiaj bardziej złożone. Ukierunkowałem całe swoje możliwości i siły, na kształcenie się i pracę. Byłem pokonywany, pokonany, byłem numerem, a chciałem stać się nazwiskiem. Ta szeroka, nie wąziutka ścieżynka, miała swój konkretny kierunek - miała mnie prowadzić w dal.

Myślę, że nie dałem się nigdy postawić na rozdrożu. Wątpliwości były, ale przeważała praca, a wszystkie słabości musiałem sam pokonać. Trzeba było przezwyciężać siebie samego. Proszę, zwyciężajmy samych siebie! Przecież człowiek sam siebie zaniedbuje, w wielu wypadkach. Dowodzi to, że jest słaby, ale musi bardziej chcieć i wstanie, wyzwoli się sam, będzie siebie określał bez pomocy sztucznych, tzw. teatralnych podpórek. Dekoracje podpiera się czymś, aktora podpiera się kostiumem, charakteryzacją, słowem, żeby się nie zwalił z nóg, a on jeszcze musi zagrać własną rolę, choć jest to też rola uwarunkowań ludzkich. Rolę uwarunkowań sytuacyjnych my wszyscy spełniamy.

Chciałbym, aby młodzi dawali dowody, że czegoś naprawdę pragną. Przede wszystkim, aby być w siebie bogatym, żeby być kimś w sobie, aby wreszcie reprezentować siebie. Z ułatwionej sytuacji nie należy korzystać!

Wiele kłopotów, rzeczy niesprawiedliwych dotyczy u nas przede wszystkim ludzi starszych, a nie młodych. Start jest ułatwiony, ale liczy się to co potem robimy.

- Zgoda, Pana pokolenie miało ideały, wzorce, przeżyliście wojnę, mieliście perspektywy i swoje wartości. A my, młodzi? Czy nie uważa Pan, że wartości, które przekazali nam rodzice, często nie zdają egzaminu w konfrontacji z rzeczywistością. Coraz częściej jesteśmy zagubieni; w co wierzyć, skoro liczą się głównie pieniądze, układy, przynależność do organizacji...?

- To prawda, że dozorca lepiej zarabia niż inteligent czy nauczyciel w szkole. I młodzież też wylicza, kim warto być? Największym rozczarowaniem jest zanik wartości, manipulowanie pochodzeniowymi sprawami, a wrażliwa młodzież cierpi i często odwołuje się do sprawiedliwości społecznej.

Nie wiem, jak ma dzisiaj wyglądać ideologia. Jest to sprawa zaniku utartych od dawna ideałów, musi powstać jakaś samokreacja. Szanse mamy podobne, ale cel, to już sobie człowiek sam wybiera. Zdobywanie świata, to nadciśnienie od wewnątrz, kiedy to zapotrzebowanie rośnie w człowieku. Wielu pójdzie swoją drogą, ale "Pana Boga" trzeba tworzyć w sobie samym, a nie szukać go na zewnątrz, obok siebie.

Nie zawsze siła była prawem. Musimy znaleźć inną wartość i następuje odwrócenie ról. Wobec tego - wiara czy niewiara? Gdzie jest to miejsce, jeżeli ludzie dzielą się na tych co nie bardzo wierzą i nie bardzo nie wierzą. Trzeba być zawsze po jakiejś stronie, umieć wybierać, aby nie być tylko wybieranym. I wreszcie - na kogo czekać, kto dzisiaj "kazanie" przyniesie młodym i co jest na miarę czasu?

Czas potrzebuje ludzi młodych, samo stanowiących o sobie. Niestety, romantyków dziś się nie spotyka, żyjemy bez marzeń, a nasz praktycyzm okazał się mało pojemny. Być może za mało kochamy, a za dużą wagę przywiązujemy do rzeczy materialnych, doraźnych. Nie wszystko jest na sprzedaż.

Z tradycji, kultury własnego domu, z poświadczeń własnej rodziny należy korzystać. Tworzyć wzorce, a odrzucać cynizm.

- Wielu młodych, utalentowanych ludzi jest u nas niedocenianych, rezygnują z państwowych posad, otwierają prywatne biznesy...

- Zawodów różnego typu można się uczyć, wybierać je, który jest najlepiej płatny, które zajęcie się opłaca. Okazuje się niestety, że najbardziej opłaca

się kupić przyczepę campingową z aparatem na bułeczkę z pieczarkami. Albo: ile mi sad obrodzi?

Ktoś powiedział - trzeba tylko przestać pracować, wtedy już umie się zarobić. Myślę jednak, że jest coś godnego w powołaniu człowieka, który sam decyduje i tworzy z pewnych wewnętrznych przesłanek, z konieczności najgłębszych odczuć.

- Czy człowiek ma być szczęśliwy i tylko szczęśliwy?

- Mamy prawo do zadowolenia i szczęścia, które sobie wypracujemy. Każdy jest kowalem własnego losu.

- Wróćmy do trzech etapów życia. W pierwszym okresie jest tak, jak w małym gnieździe, gniazdku wśród jaskółek. Rodzice znoszą pokarm, karmią i wychowują. Potem dziecko samo wylatuje z gniazda i buduje własne życie, stanowi własną rodzinę. Mamy czas samodzielnej pracy i zapracowania. Potem z kuponu zarobionego w życiu, możemy czerpać. Kiedy nasze siły, u jednych wcześniej, u drugich później wyczerpują się, wtedy następuje etap rozliczania z pracy.

Ci, którzy za dużo chcieli posiadać, często przegrywali, stawali się niewolnikami pieniądza.

- Co Pan ceni w swoim życiu najbardziej?

- Rodzinę i uznanie ludzi. Wiem, że nic nie ma w życiu za darmo. Mam satysfakcję z tego co zrobiłem, z dokonań artystycznych. W to, co się robi, trzeba się zaangażować, trzeba walczyć!

Wyrastając z kultury mieszczańskiej, nie wyobrażałem sobie, że na tej kulturze poprzestanę. Wydaje mi się, że się zapatrzyłem dalej, w coś bardziej uniwersalnego. Nie tylko w to, co było kręgiem mojego rodzinnego domu, moim pamiętnikiem, życiorysem, ale również moim dążeniem.

Mam wrażenie, że "ta drabina prowadzi mnie do nieba".

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji