Artykuły

Wymiary "Klęski"

Cóż za wymowny tytuł: "Klęska"! Zwłaszcza, że sprawa nie dotyczy jedynie operacji wojskowej małego oddziału na jednym z frontów wojny domowej rewolucyjnej Rosji. Dotyczy także klęski pewnych pojęć i uogólnień, jakie powstały w opiniach na temat ludzi walczących. Na temat pomników i frazesów. Również i schematów literackich.

POWIEŚĆ FADIEJEWA została napisana w r. 1927 - a więc z dziesięcioletnią odskocznią od wydarzeń rewolucyjnych. Fadiejew, podobnie jak Szołochow w "Cichym Donie", pragnie ukazać losy ludzkie w tyglu przemian. Na tle walk bratobójczych, potraktowanych z brutalną żywiołowością natury człowieczej, której nie można ująć w jeden wymiar, przyłożyć do charakterów i postaw - niczym pięknie brzmiące odezwy oraz deklaracje. Myślę, że to duża zaleta tej prozy. Lecz równocześnie pewne niebezpieczeństwo, gdy przychodzi z powieści uczynić scenariusz teatralny, który by spore partie tekstu - naturalne i pozostawiające czytelnikowi duży margines wyobraźni w lekturze - przekazywał bez moralizatorskiego tonu oraz uproszczonej afektacji: widowni, czułej na każdy dźwięk scenicznej mowy.

Zapewne, niemal wszystkim adaptacjom teatralnym dzieł powieściowych grożą te same zasadzki, jakie zastawia konieczność przejścia od jednego do drugiego gatunku literackiego. Rzadko się zdarza bowiem, żeby opisy i ów "długi oddech" epiki znalazły pełny odpowiednik w sytuacjach oraz dialogach na scenie. Sądzę, że nawet niezła fabularnie adaptacja powieści Fadiejewa, dokonana przez U. Zacharowa i M. Prota (w żywo brzmiącym tłumaczeniu Jadwigi Trzebiatowskiej) nie oddaje całego zamysłu Fadiejewa. A zamysł ten miał na celu ogromne zróżnicowanie indywidualności ludzkich, które w wyniku konsekwentnych postaw a także i przypadku znalazły się w tak charakterystycznej, małej społeczności - jak oddział Lewinsona. Człowieka, który będąc dowódcą; walczy nie tylko z wrogiem: zewnętrznym o-raz wewnętrznym, kontrrewolucyjnym - ale i z własnymi słabościami, czy wreszcie słabością swoich podkomendnych. Lewinson musi najpierw przezwyciężyć osobiste rozterki, strach, niepewność sytuacji, zagrożenie klęską militarną, by nie narazić na niepotrzebne straty życia powierzonych sobie żołnierzy ani wagi samej sprawy. Idei. A przecież jest tylko jednym z nich. Istotą omylną, pozostawioną w chwilach decydujących sam na sam ze swoją wyobraźnią, rozumowaniem i odpowiedzialnością za wszystkich.

FADIEJEW stara się podpatrywać swego bohatera z każdej strony w warunkach, które zawsze mogą zaskakiwać konfliktami. Podejmuje więc próbę odemknięcia w Lewinsonie schematycznych czarno-białych furtek osobowości, ukształtowanej przez świadomy wybór postawy. Stawia go w sytuacjach, które wymagają odporności na cierpienia fizyczne i psychiczne c a ł e g o otoczenia, w jakim przebywa. Wśród towarzyszy broni : wśród cywilnej ludności. Jego postępowanie będzie więc sprzyjało lub przeszkadzało przyszłej władzy ludowej. Jego wpływ pozostanie cząstką ideologii. Kształtem moralnym. Wzorcem. Lewinson - chce czy nie chce - musi być nauczycielem w tej szkółce charakterów, temperamentów, poglądów. Ma oddziaływać słowem i czynem. Wikłać się w patos literatury i prawdziwe zaangażowanie, nie znoszące frazeologii, sztuczności. Nie za wiele to, jak na jednego, bynajmniej nie stworzonego na trybuna ludu, człowieka?

Właśnie powieść, właśnie ten szeroki obszar pogłębiania lekturą tak zmiennych sytuacji i nastrojów psychicznych - pozwala autorowi wyjść obronną ręką z czarno-białej literackości "Klęski". Dopuszcza bowiem czytelnika do gry w eliminację tych słów i fragmentów opowiadania, które zalatują tanim moralizatorstwem, plakatów ością. Pozwala ściągnąć z torsu bohatera togę retora, wielosłowie i patos - aby znaleźć pod nimi naturalne cechy człowieka. Jego serce i umysł, miotane obawą. Jego nagość wstydliwą. Naiwne, a przecież pełne wiary przekonanie, że to co robi, robi w imię słuszności. Ta wiara w słuszność każę mu sięgać po oręż niedołężnego filozofa. Po ubieranie własnych myśli w sztywne, sloganowe formuły. To stanowi swoistą atrakcję powieści. Pisarz przekazuje ów rozbiór człowieka na czynniki pierwsze, pomagając niejako czytelnikowi odrzucać warstwy literackiej ornamentyki. Oddziela pozę od postawy. Zafałszowanie sytuacji od prawdy działania. Czyni to zresztą Fadiejew w stosunku do niemal każdej postaci partyzanckiego oddziału.

TEJ FINEZJI i gry literackich niuansów zabrakło w adaptacji scenicznej "Klęski". Wprawdzie WALDEMAR KRYGIER, reżyser i scenograf nowohuckiego przedstawienia w Teatrze Ludowym właściwie odczytał intencje autora i usiłował teatralnymi środkami wypunktować anty-pomnikowość ludzi rewolucji - to jednak i on pozostał pod wpływem adaptatorów powieści. Nie ściął bowiem wielu kwestii tekstu, które są niemal jawnym akcentowaniem mentorstwa głównego bohatera; nie wyeliminował dłużyzn, zwłaszcza z ekspozycji sztuki; na koniec przeciągnął finał widowiska, dobudowując mu zbyteczne kropki nad i. W ten sposób, zamiast jednego zakończenia sytuacyjnego, otrzymaliśmy drugie - jakby sprzeczne z zamysłem Fadiejewa: deklaratywne.

Wydaje się, że drobne skreślenia i skróty tego - w końcu ciekawego - spektaklu są możliwe. A wówczas jego ideowe oraz artystyczne wartości wzrosną na tyle, iż odzyska celność i zwartą formę - a więc drogą odwrotną aniżeli powieść - ukaże odbiorcy nie zewnętrzną, patetyczną stronę ludzkich działań rewolucyjnych, lecz ich pełne powikłań wnętrze. Proste i trudne zarazem. Prawdziwe.

Takim prostym przecież zabiegiem o dużej dynamice plastycznej była oprawa scenograficzna Krygiera. Skrót i symbol lasu. Skrót i symbol zapór, jakby w tragedii antycznej - przesuwających, ograniczających i otwierających przestrzeń sceniczną. Złamanych, skleconych drewien - niby losy człowiecze.

KILKA SCEN miało wymowę przejmującą. Ale jedna z pewnością zasługuje na wyróżnienie: liryczna scenka pomiędzy pastuszką i byłym pastuchem - żołnierzem. Tu Maria Andruszkiewicz, Stefan Mienicki dali dobrą próbkę aktorskiego umiaru oraz artystycznej tonacji nastrojowej.

Postać Lewinsona, złożona: literacka oraz antyliteracka - mimo starannej gry Stanisława Michny - nie wydaje mi się najszczęśliwszym rozwiązaniem obsadowym. Były momenty, w których aktor uzyskiwał ton przekonywający, ale większość wskazywała na rozmijanie się emploi tego interesującego artysty z zadaniami (a może wyobrażeniami lekturowymi?) osoby scenicznej. Michno przypominał bardziej Makarenkę, aniżeli dowódcę oddziału, którego temperament przytłumia narzucona poza filozofa, mentora z przypadku.

Niebanalną sylwetkę awanturnika-rewolucjonisty, zbliżoną w typie do Melechowa z "Cichego Donu" stworzył Roman Marzec. Jego kochliwą, a mimo to, jak wykazała akcja - wierną żonę, zagrała oszczędnie Freda Leniewicz. Młodego Mieczyka, postać niejednoznaczną ideowo, ukazał w granicach prawdopodobieństwa Janusz Szydłowski. Ciekawsze ujęcia zaprezentowali również: Czesław Wojtała (Czik), Jan Krzywdziak (Dziadek Pika), Aleksander Bednarz (Timocha: Kwatermistrz), Jerzy Sopoćko (Dowódca Kozaków) i Zdzisław Klucznik (Styrksza).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji