Artykuły

Reklama dźwigną kultury

MINISTER spraw zagranicznych przyznał swe doroczne nagrody twórcom, szczególnie zasłużonym w propagowaniu kultury polskiej za granicą. Uczestniczyliśmy w uroczystości wręczenia dyplomów i poprosiliśmy kilku laureatów o chwilę rozmowy.

Co konkretnie kryje się za stwierdzeniem "Zasłużony w propagowaniu kultury polskiej za granicą"?

Jak ocenić można obecność polskich twórców na światowych rynkach?

Na ile polska literatura i sztuka liczą się tam?

JÓZEF SZAJNA

Nieco dłuższą rozmowę odbyliśmy z Józefem Szajną, scenografem, reżyserem teatralnym i malarzem - jedynym z grona laureatów, który wyróżniony został specjalnym dyplomem uznania.

- W tym pałacu, w tych okolicznościach jest Pan już, zdaje się, po raz drugi?

- Tak, to prawda. 12 lat temu i wśród równie znakomitych kolegów, i w tej samej wspaniałej scenerii wręczono mi podobny dyplom. Jako artysta mam ogromną satysfakcję, że już po raz drugi zostałem zauważony jako popularyzator polskiej sztuki na obu półkulach.

- W tym roku mija 30 lat, odkąd prezentuje Pan publiczności swoje sztuki teatralne i dzieła plastyczne. Od początku wychodził Pan z nimi w świat?

- Okresem mojej największej ruchliwości były czasy, w których prowadziłem Centrum Sztuki "Studio". "Replika", "Dante", "Cervantes", "Majakowski" - to spektakle realizowane wówczas także za granicą. Objechaliśmy niemal cały świat. Trudno byłoby mi wymienić w Europie stolicę, której nie odwiedziłem. Nadal zresztą jesteśmy obecni za granicą. Dwa lata temu zrealizowaliśmy na przykład siódmą już wersję "Repliki" - tym razem w Tel Awiwie. W zeszłym roku moskiewskiej wystawie moich prac również towarzyszył spektakl "Replika", a także i "Dante" - oba przedstawiono też w Erewaniu. Potem była jeszcze wystawa w Paryżu. Teraz, w ramach "Warszawy w Pradze", planuję powtórzyć to przedsięwzięcie w stolicy Czechosłowacji.

- Swoją obecność w świecie zaznacza Pan nie tylko w ten sposób. Ma Pan uczniów wśród Francuzów, Belgów, Anglików...

- ...może w Edynburgu, Wenecji, Czechosłowacji, Bułgarii, Stanach Zjednoczonych... Bardzo lubiłem swoją pracę pedagogiczną.

- Czy nie żałuje Pan swego odejścia ze "Studia"?

- Odszedłem sam, z własnej woli, w 1982 roku. Były to złe czasy dla teatru, a dla mnie okazja, żeby zająć się czymś innym. Zabrałem się do pisania, malowałem dużo obrazów. Ogromna wystawa moich prac w "Zachęcie" dowodzi chyba, że nie marnowałem czasu. Zresztą - przymierzam się znów do pracy w teatrze, choć nie wiem, czy nie za wcześnie o tym mówić.

- Wróćmy do pytania o Pańską ocenę obecności kultury polskiej na świecie...

- Najkrócej ująłbym to tak: "Towar jest, tylko brakuje mu opakowania". Innymi słowy: musimy zadbać o katalogi, wydawnictwa reklamujące naszą sztukę. Kiedy tak jeżdżę po świecie, to widzę, na przykład, teatry gorsze niż nasze, które jednak właśnie dzięki reklamie - są bardziej zauważane i doceniane. Trzeba być operatywnym, działać przez impresariaty, a u nas w tej dziedzinie jest pewne zamrożenie. Naturalnie najpierw trzeba mieć "towar", by móc nim handlować. Myślę, że my go mamy.

- Dziękuję za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji